* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Joe McNally: Świat błysku. CLS i TTL na nieznanych wodach

Galaktyka, Łódź 2012.

Przeciw regułom

StAK, czyli Statyw Akustycznie Kontrolowany przewija się stale przez potężny tom „Świat błysku”. Statyw Akustycznie Kontrolowany to asystent, który w razie potrzeby pełnić będzie funkcję statywu lub zastawki, przytrzyma lampę, podejmie walkę z wiatrem, a czasem po prostu potowarzyszy w trudnym zleceniu. Joe McNally bowiem, chociaż zaprasza do podróży po świecie lamp błyskowych, nie lubi pracować sam. StAK natomiast jest jednym z wielu dowodów na poczucie humoru autora i niebanalną narrację. Kreatywność przejawia się tu nie tylko w pomysłach na kolejne portrety, ale i w samych próbach zachęcania do lektury.

W tomie „Z pamiętnika lampy błyskowej” McNally udowadniał, że w korzystaniu z małych przenośnych fleszy tkwi ogromny potencjał. Teraz mniej skupia się na przekonywaniu do lamp błyskowych, za to pokazuje, jak twórczo je wykorzystywać. Na początku już odżegnuje się od liczb i ustawień aparatu, bardziej chce skupiać się na ogólnych zasadach robienia zdjęcia, bo wie dobrze, od jak wielu czynników niezależnych od ustawień zależy sukces. Obszerny „Świat błysku” zawiera zatem zbiór pomysłów dla amatorów fotografii – i stanowi zachętę do pracy dla tych wszystkich, którzy nie lubią obliczać i stosować skomplikowanych reguł, za to chętnie by poeksperymentowali.

Jedna rzecz staje się w tomie powtarzalnym refrenem – chociaż w samym tekście znika. To oczywista niechęć do „płaskich” zdjęć, zwykłych pstryknięć z lampą. Joe McNally rozpoczyna rozbudowaną podróż po świecie błysku od możliwości, jakie daje flesz, w prościutkim portrecie wykonywanym w warunkach studyjnych. W całej serii zdjęć przedstawia sposoby tworzenia klimatu ujęcia, przy pomocy tylko jednej lampy (oraz modyfikatorów światła). To dobry punkt do późniejszych, wykonywanych w bardzo różnych warunkach, prac. Zauważyć trzeba, że w „Świecie błysku” nie ma powracania do znanych i wielokrotnie omawianych tematów związanych z zachowaniem światła czy rodzajami oświetlenia. A zresztą autor do teoretyków nie należy i bardzo szybko rozpoczyna fotograficzną przygodę – na własnym przykładzie omawia zalety i wady pracy z minimalną ilością sprzętu, a przy tym daje upust felietonowo-satyrycznemu spojrzeniu na świat. Ubarwia teksty dowcipami, sypie anegdotami, prowokuje oryginalnymi śródtytułami („jak nauczyć światło skakania przez płotki i innych sztuczek”).

Nie ma tu podziału tematycznego, to kolejne ujęcia nadają kształt opowieści. Autor przy okazji recenzuje sprzęt, z którego korzysta, fachowo omawia jego przydatność w określonych warunkach. Snuje subiektywny wywód, odwołuje się do własnych przeżyć niemal bez przerwy; czasem omawia szczegóły sesji, przedstawia modeli lub opisuje swoją walkę z siłami przyrody. Nawet ci, którzy fotografami być nie chcą, ubawiliby się przy lekturze. McNally nie trzyma się kurczowo przedstawianych reguł, zdarza mu się zupełnie odrzucić wszelkie wskazówki i wykonać zdjęcie, które przeczy podręcznikowym zasadom. Takie prace też tu przedstawia. Nie chce nikogo zniechęcać, za to pokazuje fotografowanie jako niekończącą się zabawę i piękną przygodę. Po raz kolejny w tej przygodzie liczy się przede wszystkim światło – odbiorcy, którzy chcą zgłębiać tajniki dobrych ujęć będą zatem usatysfakcjonowani. Tom stawia bardziej na kreatywność niż na naukę, ale kto przyswoił sobie już reguły związane ze światłem, ten właśnie takiej publikacji będzie szukać. To książka o portretach i świetle flesza – a przez ponad czterysta stron czyta się ją i ogląda z niesłabnącą ciekawością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz