* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 3 lutego 2018

Zbigniew Dmitroca: Czyj to nocnik?

Egmont, Warszawa 2018.

Zagadka z morałem

Owszem, pisani dla dzieci kusi łatwymi i banalnymi rymami, owszem, maluchy nie ocenią jakości choćby i najbardziej trywializowanych współbrzmień. Oczywiście powtarzanie „nocniku-siku” rozbawi najmłodszych i w dodatku stanowi rodzaj owocu zakazanego (jeszcze nie tak dawno) w książkach. I fakt, że Zbigniew Dmitroca nie miał łatwego zadania, jeśli musiał dopisać rymowanki do gotowych obrazków. Ale dzieci nie należy karmić byle czym – i dotyczy to również literatury. Rzecz jasna na rynku wielką karierę robią tomiki o odchodach, korzystaniu z nocników i całej zakazanej niegdyś w tym nurcie fizjologii – teraz uznaje się, że tematy skatologiczne pomagają uczyć maluchy choćby rezygnowania z pieluch. Jest w tym dużo prawdy. Ale jeśli naiwne historyjki o wypróżnianiu się są dodatkowo zepsute infantylną (lub nieudolnie wypełnianą) formą – lektura zaczyna być problematyczna.

„Czyj to nocnik” to publikacja licencyjna, której wyróżnikiem ma być „trójwymiarowość”. Kolejne kartonowe strony mają w sobie dziurę – coraz mniejszą – która wyznacza za każdym razem miejsce nocnika na ilustracjach. Pomysł sam w sobie nie byłby najgorszy – a na pewno absorbujący dzieci – gdyby ta dziura miała jakieś znaczenie w tekście. Tak się jednak nie dzieje, powielany na grafikach nocnik staje się po prostu wizualnie coraz płytszy – na rysunkach nie zmienia rozmiarów. Pojawia się po to, by przekonać małych odbiorców, że powinni korzystać z nocnika, bo, jak głosi finał, „małe zuchy / nie siusiają do pieluchy”. Wychowawczo – w porządku, przekaz dla odbiorców jest jasny, wzmocniony autorytetem literatury. Pokrywa się z tym, czego uczą rodzice, wymaga od dziecka zaangażowania. Ale droga do tego oczywistego finału jest po prostu nudna. Fabuła polega na znalezieniu nocnika, który nie wiadomo do kogo należy. Zwierzęta – najróżniejsze, łącznie z tymi egzotycznymi – sprawdzają, czy mogłyby ze znaleziska skorzystać i dochodzą do wniosku, że dla nich nocnik się nie nadaje. W zasadzie trzeba by sporego wysiłku, żeby wymyślić oryginalny rozwój akcji. Zbigniew Dmitroca nie tylko poprzestaje na powielaniu prostego schematu. Upraszcza sobie też zadanie w ramach formy. „Nocniku – siku” czy „Woła – dokoła” to pary rymowe, które powtarza, zamiast poszukać jakichkolwiek zamienników. Lenistwo w szukaniu współbrzmień objawia się też w przypadku zwierząt, których nazwy gatunkowe trudniej (dla autora) się rymują. Jest więc Świnka czy Kotka, ale już Żyrafa Ziuta czy Słonica Rita. Mnóstwo tu rymów gramatycznych, ale i grafomanii, jakby Dmitroca lekceważył małych odbiorców. Tak jednak nie jest: ten autor po prostu nie potrafi rymować, dlatego spod jego ręki wychodzą rymowanki-koszmarki. Żeby uratować ten tomik, trzeba by go napisać od nowa i kompletnie bez oglądania się na rozwiązania Dmitrocy. Trudno zaakceptować ukazanie się tak słabego tekstu pod szyldem Akademia Mądrego Malucha – teksty Dmitrocy, mimo że nie da się odmówić im przesłań, nie brzmią dobrze – ktoś, kto próbuje improwizować dziecku rymowaną bajkę, a nie jest zbyt biegły w szukaniu współbrzmień, coś takiego mógłby stworzyć. Ale nie powinien podobnej produkcji firmować swoim nazwiskiem autor wielu tomików dla dzieci. Komputerowe grafiki w „Czyj to nocnik” nie skrywają w sobie zbyt wielu niespodzianek: na nocnik leżący na łące patrzą kolejne antropomorfizowane zwierzęta przybierające rozmaite pozy (część bohaterów na przykład wyraźnie się garbi, żeby z bliska przyjrzeć się przedmiotowi). Nie dzieje się zatem więcej niż w tekście – z tego wszystkiego maluchy najbardziej zainteresuje dziura, w którą można wkładać palce – a to trochę za mało, nawet jak na lekturę dal tych maluchów, które dopiero uczą się korzystać z nocnika.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz