* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 20 maja 2013

Virginia C. Andrews: Ogród cieni

Świat Książki, Warszawa 2013.

Źródło zła

Zamykającym mroczną serię o Dollangangerach tomem „Ogród cieni” Virginia C. Andrews próbuje nieco wytłumaczyć się z listy kataklizmów spadających na jeden dom. Książka jest powrotem do początków sagi i w chronologii akcji plasuje się przed pierwszym tomem. Pozwala odpowiedzieć na wielokrotnie przez czytelników zadawane pytanie o przyczynę nienawiści i jej konsekwencji oraz o źródło psychicznych problemów kolejnych pokoleń. „Ogród cieni” cofa odbiorców do chwili, w której niezbyt atrakcyjna choć inteligentna Olivia przyjmuje oświadczyny przystojnego Malcolma i trafia do ponurej rezydencji. Jej wyobrażenia o małżeństwie szybko zostają zweryfikowane przez dalekie od miłości postawy świeżo poślubionego mężczyzny. Olivia cierpi, ale jest też świadkiem, jak Malcolm próbuje zniszczyć szczęście ojca, który wprowadził się do rezydencji z drugą żoną. Wkrótce nienawiść zaczyna przynosić owoce, a bohaterka – jeszcze do niedawna ufna i zadowolona z życia – niepostrzeżenie się zmienia. Zachowanie pozorów okazuje się ważniejsze niż zachowanie zdrowia psychicznego i mądra niegdyś kobieta nie potrafi już wyrwać się z toksycznego domu. Żeby przetrwać, musi go współtworzyć.

Tym razem wiadomo, jaki będzie koniec thrillera – cel dążeń dla czytelników nie będzie zaskoczeniem. Andrews pozwala natomiast z innej perspektywy spojrzeć na wydarzenia znane i dotąd komentowane skrótowo – między innymi na miłość Corrine i Chrisa. Ale zanim do tego dojdzie, autorka zaproponuje czytelnikom całe studium niszczącego związku i destrukcyjnych zapędów Malcolma, przedstawi rozwiązania, których odbiorcy nawet by się nie domyślali i rozwinie wątki, na które w „późniejszych” historiach nie było już miejsca.

Andrews w „Ogrodzie cieni” odchodzi od stylu, który w ostatnich tomach sagi zaczął się niebezpiecznie nawarstwiać: nie ma tu ani kaznodziejskich bogobojnych tonów coraz częściej powracających w trzecim pokoleniu, nie ma też fałszywej literackości w rozmowach bohaterów. Autorce udało się oczyścić język z naleciałości, które jakby mimowolnie przenikały do tekstu z postaw członków przerażającej rodziny i to dobry sposób, żeby powrócić do początku, do chwili, w której nic jeszcze nie zapowiadało serii nieszczęść. Kolejne odstępstwa od normalności wprowadzane są tu stopniowo – po pierwsze, żeby przyzwyczaić bohaterkę do dziwnej codzienności, a po drugie – żeby nie wytworzyć automatycznych mechanizmów obronnych. Zło wkrada się metodą małych kroków i jest tym bardziej skuteczne.

Cała saga dotyczy problemów kazirodztwa i okrucieństw, jakie są w stanie wypracować jedynie chore umysły. I w „Ogrodzie cieni” z tego tematu autorka nie rezygnuje, chociaż modyfikuje znów wątek miłości i pożądania. W każdym pokoleniu objawia się on inaczej, tutaj gra toczy się między dwoma małżeństwami, zawartymi przez ojca i syna. Zamknięcie się na świat zewnętrzny ułatwia nieco tworzenie atmosfery grozy. Już teraz wiadomo, że z tego miejsca nie ma ucieczki, miłość nie będzie nigdy czysta, piękna czy idealizowana, a najbliżsi mogą stać się najgorszymi katami. Chociaż Andrews konstruuje swoją powieść przede wszystkim na przesadzie, daje się też w fabułach wyczuć psychologiczną szczerość w portretowaniu chorych – to duża sztuka – biorąc pod uwagę fakt, że powtarzalność win mogłaby w pewnym momencie czytelników znużyć. Przy całym fabularnym niepokoju Virginia C. Andrews pisze stylem, który bardzo pasowałby do kojących powieści obyczajowych – czasem chce się po nią sięgnąć dla samego cieszenia się wprawną narracją.

1 komentarz:

  1. W tamtym tygodniu "Ogród cieni" zawitał na mojej półce, w związku z czym udało mi się skompletować wszystkie części sagi o Dollangangerach. Teraz nie pozostaje nic innego, jak zabrać się za pierwszą część, a później następną i kolejną...

    OdpowiedzUsuń