* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 15 maja 2013

Paullina Simons: Pieśń o poranku

Świat Książki, Warszawa 2013.

Efekt romansu

Rynek literatury rozrywkowej nagle zalały powieści obyczajowe, w których wątek erotyczny okazuje się silnie eksponowany. Co ciekawe, ocierające się momentami o literacką pornografię historie, kierowane są przede wszystkim do kobiet: to klasyczne romanse uzupełnione o wielkie (cielesne) namiętności i historie o niemal harlequinowej fabule: wszyscy odbiorcy wiedzą, że chodzi tylko o to, by bohaterowie przezwyciężyli ewentualne trudności i poszli ze sobą do łóżka, a potem – by długo z niego nie wychodzili. Sfera erotyczna staje się substytutem akcji.

Paullina Simons w „Pieśni o poranku” sięga po schemat niekoniecznie popularny. W jej obszernej powieści kobieta w średnim wieku, spełniająca się jako żona i matka trójki dzieci, pozwala się uwieść dwudziestolatkowi. Prowadzi podwójne życie, zmienia swoje priorytety i próbuje wykraść jak najwięcej czasu, by spędzać go z młodym kochankiem. Podczas opisów mocno przedłużającej się serii erotycznych spełnień czytelniczki czekać będą jednak na wyjaśnienie i rozwinięcie informacji z pierwszej strony tomu. Bo Simons, chociaż bez wątpienia zależy jej zwłaszcza na łóżkowych perypetiach Larissy, stara się też wplątać do książki elementy z różnych powieściowych gatunków i w ten sposób przykuwać uwagę do rozgrywanych niemal w czasie rzeczywistym scen.

Jest w „Pieśni o poranku” ślad obyczajówki w wizjach rodzinnego życia z różnych punktów rozwoju. Jest powrót do dramatów z przeszłości, problemów, które znienacka spadają na młode i niedoświadczone przyjaciółki. Jest tragedia bliskiej Larissie osoby, traktowana jednak po macoszemu i zepchnięta tylko do listów, choć zasługiwałaby na znacznie bardziej obszerne potraktowanie. Ale to wszystko sprowadza się do roli tła. Autorce chodzi bowiem o jak najpełniejsze zobrazowanie trudnego romansu. Tu jest bardzo drobiazgowa. W sam motyw wplata jeszcze mikroskopijne fragmenty zapowiedzi kryminału, sugerując wręcz chorobliwą zazdrość i porywczość męża. Czytelniczki jednak podążać będą za Larissą i obserwować jej kolejne przeobrażenia – od pierwszych spojrzeń i walki z myślami, przez fortele i kłamstwa aż po kipiącą od pożądania codzienność z kochankiem. Wezmą udział w nowym kształtowaniu otoczenia i odkryją niejednowymiarowe konsekwencje pierwszej decyzji. Paullina Simons nie oszczędza odbiorczyniom żadnego etapu w swoim obrazie niebezpiecznego związku. Rejestruje każde załamanie nastroju i każdą pułapkę prowadzącą do nowych kłamstw. Dopiero gdy nie będzie mieć już wiele do powiedzenia w kwestii relacji kochanków, przejdzie do nieco bardziej dynamicznych scen, portretując rodzinę Larissy. Przypomni sobie wówczas o tym, że akcja nie składa się wyłącznie z rozmów w łóżku i odkrywania stref erogennych partnerów, znów sięgnie po motywy z pozaobyczajowych powieści, by wzbogacić nimi swoją historię. Wydaje się, że chce Simons zaprezentować czytelniczkom każdą sekundę z życia bohaterki – i dlatego bardzo mocno wydłuża kolejne opisy. Prowadzi to do obrazów zbudowanych na bazie psychologicznych analiz, ale i szablonów w tematach damsko-męskich. Simons przekonuje do kreacji postaci (za sprawą wybieranych przez nie rozwiązań), ale samej książce przydałyby się skróty i modyfikacje w rozmieszczaniu punktów kulminacyjnych.

„Pieśń o poranku” to powieść o zakazanej namiętności, historia, która chciałaby ukrywać swoją genezę i upodabniać się do innych gatunków, ale zbyt silnie ciąży w kierunku erotyki i romansu według schematu. Sporo zdradza autorka na pierwszej stronie, przez długi czas niczym nie zdziwi swoich odbiorczyń. Ale w „Pieśni o poranku” istnieje jedna sfera niezbyt eksponowana: to pytanie o wybór między kochankiem i własnymi dziećmi. Tu sugeruje Simons temat do zastanowienia się – i ostatecznej oceny bohaterki. Tyle że jednokierunkowość wysiłków przysłania garść ważnych zagadnień w historii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz