* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 7 kwietnia 2013

Magdalena Witkiewicz: Ballada o ciotce Matyldzie

WNK, Warszawa 2013.

Nowe spojrzenie

Magdalena Witkiewicz huraoptymistyczną konwencję opowieści o znalezieniu jedynej prawdziwej i idealnej miłości pozostawia za sobą. W „Balladzie o ciotce Matyldzie” nie chce łatwych pocieszeń ani powielania poczytnych schematów. Wybiera za to motywy oryginalne i przewrotne. A ciotka Matylda – postać przechwycona od Andrzeja Sikorowskiego – przygląda się wszystkiemu z góry.

Ciotka Matylda odchodzi, by zrobić na świecie miejsce dla rodzącej się właśnie córki Joanki. Pozostawia po sobie całą garść mądrych porad oraz nietypowy biznes. Joanka staje się współwłaścicielką znakomicie prosperującego sex shopu, a wraz z udziałami w firmie zyskuje też prawdziwych przyjaciół – umięśnionych i łysych Przemcia i Olusia oraz roztropną Patrycję, żonę Przemcia. Tyle że bilans uzupełnia zdrada męża.

„Ballada o ciotce Matyldzie” daleka jest od sentymentalnej tonacji, za to autorka kilka razy próbuje uruchomić sarkazm. Ucieczkę od kiczu daje się zauważyć w charakterystykach postaci: nietuzinkowa jest stara ciotka Matylda i jej wychowankowie, którym kobieta pokazała drogę inną niż picie pod sklepem. Niebanalny okazuje się w fabule pomysł na rozkręcenie własnej działalności – Joanka przekonuje się, że nie ma sensu liczyć na pomoc z Unii Europejskiej i osławione dotacje dla małych firm, bo znacznie więcej, szybciej i łatwiej zarobi sama. Problemy rozwiązuje się tu działaniem. Wreszcie i sam romans wypada znacznie bardziej ciekawie, gdy przeniesiony jest w skandynawskie klimaty, a nowa ukochana męża nie czuje powołania do zakładania rodziny, wybierając karierę naukową. Właściwie Magdalena Witkiewicz każdy temat przepuszcza najpierw przez wyobraźnię, a potem, dzięki autoironii, przekonuje do takiego rozwoju wypadków czytelników. Bo przecież w taki scenariusz najtrudniej uwierzyć, gdy stanie się literacką fikcją. Autorka bawi się przesunięciem opowieści w zapośredniczoną relację – to jeden z miłych ironicznych chwytów.

Wszystko zmierza ku lepszemu, bo w zasadzie musi, to prawo obyczajówek i lektur wybieranych dla przyjemności. Witkiewicz stosuje doraźny humor zwłaszcza w eksperymentalnych rozwinięciach akcji i kreśleniu charakterów postaci – ale tom przesyca też nostalgia. Nawet nie dlatego, że bohaterce nie udało się stworzyć rodziny z ojcem dziecka – i nie dlatego, że umarła ciotka Matylda, skarbnica mądrości i pociechy. Żal rozsnuwa się w samej narracji opiewającej częściej trudy codziennego życia niż długotrwałe radości. Witkiewicz nie atakuje czytelników pozytywną energią bez podstaw, jej droga do szczęścia jest inna, bardziej skomplikowana, za to mniej oczywista. To powinni docenić miłośnicy dobrej prozy obyczajowej. Dla lubiących ograne wątki też coś się znajdzie: zawarta w listach i w formie szczątkowej przeszłość Joanki to właśnie ekstrakt z konwencji, którą autorka celowo odrzuca.

Miłość się nie sprawdziła – chociaż porażka nie okalecza bohaterki na zawsze – więc Joanka może przetestować siłę przyjaźni – spotyka wielu życzliwych ludzi, którzy zaczynają zajmować w jej życiu ważne miejsce. Jeden tylko skrót Magdalenie Witkiewicz nie wyszedł – natychmiastowa zamiana relacji między ewentualnym pracownikiem i pracodawcą na szczere i bardzo prywatne zwierzenia, zwłaszcza że nie dzieje się w korespondencji zainteresowanych nic, co uprawniałoby do przesadnej otwartości i zażyłości. Witkiewicz pisze zatem książkę rozrywkową i krzepiącą – wbrew popularnym banałom i wielokrotnie przerabianym schematom. Tu nie przebieg akcji będzie cieszył najbardziej, a portrety ludzi, na których zawsze można liczyć – nawet jeśli chwilami te portrety nabierają cech karykatury. Jest „Ballada o ciotce Matyldzie” lekturą nienaiwną i oryginalną – a to ważne przy dzisiejszych tendencjach do tworzenia zgodnie z obowiązującymi czytelniczymi modami.

2 komentarze:

  1. Dziękuję bardzo za super recenzję, zwykle się nie odzywam pod recenzjami, ale wie Pani, że wątek potencjalnej pracownicy i z tego wynikłej przyjaźni jest w 100% z życia wzięty?:)))) Magda Witkiewicz

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo zawsze najbardziej nieprawdopodobnie brzmi to, co się wydarzyło naprawdę :). Dziękuję za miłe słowa i komentarz :)

    OdpowiedzUsuń