* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 5 kwietnia 2013

Jeremy Howe: Mamotata

Prószyński i S-ka, Warszawa 2013.

Ojcowska walka

„Mamotata” to historia osobista i szczera. Stanowi rewers informacji, która wstrząsnęła opinią publiczną, a przy tym dowód na to, że życie pisze czasem najbardziej niewiarygodne scenariusze. O tragedii czytelnicy dowiedzą się z pierwszej strony książki: młoda wykładowczyni, szczęśliwa żona i matka dwóch kilkuletnich dziewczynek, została zamordowana. Jeremy Howe przedstawia życie swojej okaleczonej rodziny i przechodzenie przez kolejne fazy żałoby. Opowiada – po prawie dwudziestu latach od wydarzenia – o tym, jak z weekendowego ojca i ministra do spraw rozrywki musiał nagle stać się dla swoich córek mamotatą.

Kiedy czytelnicy już wiedzą, co się stało, mają szansę wstecznie zaprzyjaźnić się z Lizzie: Jeremy Howe opowiada o początkach związku i o zwykłych rodzicielskich wyzwaniach, nie gloryfikuje żony, ale też nie zwraca uwagi na jej wady. Jeszcze raz dociera do momentu jej śmierci, ale teraz stara się przedstawić własne reakcje i problemy, z którymi musi się zmierzyć: między innymi ten, jak poinformować córki o tragedii. Prezentuje swoje wahania tak, że odbiorcy będą razem z nim przeżywać kolejne zmartwienia. Jednocześnie nie zarzuca czytelników swoim oczywistym cierpieniem. Koncentruje się na wychowywaniu dzieci. Życie po śmierci Lizzie przedstawia Howe jako nieustające pasmo wyzwań – od przygotowywania posiłków przez posyłanie dzieci do szkoły, szukanie opiekunek i walkę z biurokracją. Nie ukrywa, że korzystał z pomocy terapeutów oraz psychologów dziecięcych, ale też nie czyni z tego faktu niezbędnego elementu radzenia sobie z traumą – to raczej doraźne porady, sposób na w miarę szybkie reakcje na problemy. Przez cały czas obserwuje dziewczynki, czuwa nad ich dojrzewaniem i psychiką. Przy okazji opowiada też o różnych pobocznych, czasem komicznych, wydarzeniach, które składają się na zwykłą codzienność. Tłem dla tej egzystencji jest proces mordercy. Autor nie przechwala się własnymi dokonaniami, otwarcie przyznaje, że przy rozwiązywaniu wielu dylematów dzieci pomocne były żony przyjaciół, sąsiadki czy opiekunki – sam koncentruje się na połączeniu obowiązków i dbaniu o rodzinę. W chwili pisania książki wie już, że odniósł sukces – jego córki są dorosłe, pewne siebie i zaradne. W pewnej chwili „Mamotata” zmienia się w lawirowanie między domem a pracą. Autor zdradza też, jak samotnego ojca traktują kobiety…

Jednak o swojej aktualnej towarzyszce życia wspomina dopiero po zamknięciu żałoby i opowieści, wcześniej Jennie, z którą był już od dziesięciu lat, na kartach tomu nie istnieje. „Mamotata” dotyczy trzyosobowej rodziny i nikt nie może zająć w tej spowiedzi miejsca po Lizzie. To krok dobry dla dramaturgii książki – z czego Jeremy Howe zdaje sobie sprawę. Odbiorców będą bowiem interesować jego relacje z dziewczynkami i sposób na zapewnienie dzieciom normalności, nie sercowe perypetie dorosłego.

Chociaż tom „Mamotata” wyrósł z goryczy i tragedii, w wielu miejscach autor sili się na uśmiech. Nie zamienia wprawdzie domowych porażek w slapstickową komedię, za to umiejętnie operuje ironią i lekkim żartem sytuacyjnym. Neutralizuje w ten sposób nadmierne wzruszenia i sprawia, że książka staje się lżejsza – mimo koszmarnych podstaw. To specyficzna relacja, ale w lekturze przypomina film obyczajowy, ma dobrze wyważone proporcje i nie chodzi w niej o sensację. „Mamotata” to opowieść krzepiąca, pokazuje, że nawet z najtrudniejszych sytuacji można wyjść cało, a każdą przykrość da się pokonać świadomością, że jest się ostoją dla bezbronnych najbliższych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz