* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 2 września 2012

Teatr Rampa: Monsters. Pieśni morderczyń

Melodia zabijania

Cztery kobiety jakby żywcem przeniesione z męskich fantazji: wamp, niewinna uczennica, pielęgniarka i prostytutka. Wkraczają na scenę nie jako demony seksu, a demony śmierci. To monsters, bezwzględne morderczynie, kobiety, które odbierają życie zamiast je dawać. „Zabiłam”, przyznają kolejno. Czeka je kara śmierci i… wieczny żywot w popkulturowych produkcjach: książkach, filmach czy piosenkach, bo zło ma ogromną siłę przebicia, fascynuje i zapładnia wyobraźnię.

„Monsters. Pieśni morderczyń” to muzyczny spektakl Teatru Rampa, mariaż mrocznych utworów Nicka Cave’a, Boba Geldofa, Toma Waitsa i Renaty Przemyk z drobnymi scenkami, w których autor spektaklu próbował zmieścić notki biograficzne kolejnych sławnych morderczyń. W dobie brutalizacji doniesień medialnych i wszechobecności tragedii w serwisach informacyjnych, suche fakty i liczby nie zawsze zrobią wielkie wrażenie, jednak reżyserowi udało się wpleść kilka razy spostrzeżenia wstrząsające. Licytacja na trupy przemienia się niekiedy w pytanie o przyczynę. Ale tego pytania nikt naprawdę nie chce zadawać: to życiorysy są kanwą kolażowej opowieści. I wystarczy. Morderczynie kolejno trafiają na scenę, wywoływane z mroków przeszłości. Każda specjalizuje się w innym pomyśle na zadawanie śmierci oraz na wybór ofiar. Są tu dzieciobójczynie i kobiety panicznie bojące się mężczyzn, są bezwzględne mścicielki i „prawie niewinne”, jakby zadziwione swoimi czynami. Zdradzają zaledwie niewielką część swoich postępków, o zbrodniach opowiadają z fascynacją, strachem, pomieszaniem zmysłów czy świadomością własnej siły. Zamysł spektaklu opiera się na kontraście między stereotypem kobiety jako istoty kruchej, słabej i delikatnej, a okrucieństwem prezentowanym przez spotworniałe zabójczynie. Choć walka jest męską rzeczą, a „kobiety nucą pieśni”, w pieśniach morderczyń nie ma miejsca na słabość.

Część miniscenek ociera się świadomie o kicz i dosłowność. Dziewczyna w obcisłym skórzanym stroju orgiastycznie wije się na trumnie, co pewien czas tańczy przy ścianie jak przy rurze i posługuje się rynsztokowym językiem. „Gotowanie i zabijanie” to największy chyba w całym spektaklu inscenizacyjny przesyt, z ciekawej opowieści robi się parodia konsumpcyjnej kulturowej papki, ale naprawdę dzięki temu śmiech może przesłonić grozę. Przy oszczędności środków wyrazu nie udałoby się rozbawić widzów, a przecież „Monsters” ma pełnić funkcję rozrywkową.

Charakterystyczne dla spektaklu są mocno rozbudowane songi: Cztery aktorki z Rampy sprawiają, że chce się tych śpiewanych relacji słuchać bez końca. Nie ma tu jednak operowania skrótem i zaskoczeniem, element grozy czy dreszcz emocji mieszczą się nie w pomyśle konstrukcyjnym, a w treści. Publiczności to nie przeszkadza, chociaż nietrudno zauważyć, że to partie nieinformacyjne wywołują największe wrażenie. W tym spektaklu przez cały czas strach musi mieszać się z rozbawieniem czy swoistą sympatią wobec morderczyń, stąd bierze się czasem estetyka kampu i ukłon w stronę upodobań masowej publiki.

Ale „Monsters” to przede wszystkim cztery wspaniałe śpiewające aktorki i cztery sceniczne indywidualności. Małgorzata Duda-Kozera potrafi rozbawić temperamentem i energią, Ewa Lorska dobrze sprawdza się w lirycznych balladach, a Dominika Łakomska, kiedy tylko może na chwilę zdjąć maskę kurwy-bogini, imponuje silnym głosem i celnymi interpretacjami utworów. Bezapelacyjnie najlepsza jest tu, i wokalnie, i aktorsko, Dorota Osińska: aż szkoda, że nie śpiewa w „Monsters” więcej, bo jej chciałoby się słuchać bez końca. Jako jedyna potrafi w trakcie utworu uruchomić cały wachlarz emocji i zróżnicować śpiew na tyle, by samym brzmieniem głosu przekazać tragedię przedstawianej bohaterki. Jako jedyna tego właśnie na scenie potrzebuje: Osińska nie opowiada historii, przenosi za to emocje.

„Monsters” to spektakl, któremu trudno się zdefiniować: czy ma być lekką produkcją rozrywkową, czy zestawem mrocznych prawd o okrucieństwie ludzkiej natury. Przechyla się raz w jedną, raz w drugą stronę i w efekcie zapewnia odbiorcom dawkę niezapomnianych i ti nie tylko muzycznych wrażeń. Piosenki z „Monsters” nuci się długo po wyjściu z teatru.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz