* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 8 listopada 2020

Michelle Harrison: Szczypta magii

Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020.

Magia na co dzień

Nareszcie tom, który wyróżnia się w zalewie powieści fantasy dla najmłodszych. „Szczypta magii” Michelle Harrison to książka, którą można określić mianem apetycznej – i taka, która pokazuje dzieciom, czym jest udana narracja. Autorka rozsmakowuje się w tej historii i pozwala na przeżywanie wielkich przygód dzieciom. Bohaterkami „Szczypty magii” są trzy siostry: szesnastoletnia Fliss uważana za flirciarę (wciąż trzepocze rzęsami i na każdym wypróbowuje, czy uda jej się zrobić duże wrażenie), trzynastoletnia Betty – najważniejsza z rodzeństwa, oraz kilkulatka – Charlie. Trzy dziewczynki wychowuje surowa babcia – nie mają już matki, a tata trafił na wyspę, która jest więzieniem. Tyle że dla bohaterek ich własne otoczenie również ma charakter więzienia: nastolatki postanawiają wykorzystać Halloween, żeby wyrwać się na wolność – uciec od babki, przekonać się, jak wyglądają dalekie podróże i samodzielność. Plany niweczy jednak staruszka, która postanawia wyjaśnić Betty, dlaczego dziewczynki nie mogą opuszczać okolicy. To efekt klątwy rzuconej na wszystkie potomkinie w przeszłości: kto nie posłucha ostrzeżenia, wystawia się na pewną śmierć o zachodzie słońca.

I to jeden z pierwszych przełomów w literaturze czwartej dzisiaj. Harrison wie, że może wprowadzić taki temat, bo dzieci naprawdę lubią się bać i potrzebują dreszczyku emocji, a nie tylko ochrony przed komplikacjami. „Niegrzeczność” zapowiadana w blurbie realizuje się jeszcze w inny sposób. Oto dziewczyny, które próbują zdjąć klątwę z członków rodu – i tym samym przyczynić się również do uwolnienia ojca z więzienia – narażają się na towarzystwo najgorszych przestępców i zbrodniarzy. Muszą wchodzić z nimi w sojusze, bo samodzielnie nie dałyby rady z rozwiązywaniem zagadek ani z brawurowymi ucieczkami. Jeśli jednak pomogą, komu trzeba, mogą liczyć na wdzięczność i wzajemność w ratunku. To oznacza, że tarapaty, w które się ładują, są potężne. I chociaż starsze siostry chciały ochronić najmłodszą (a babka zamierzała wszystkim zdradzić rodowy sekret dopiero gdy wkroczą w szesnasty rok życia), nie ma na to szans. Także za sprawą artefaktów. Autorka we wstępie do tomu przyznaje się do swojego uwielbienia dla prostych magicznych przedmiotów, które w odpowiednim momencie w baśniach pozwalają na ocalenie lub przynoszą pomoc, kiedy wszystko inne zawodzi. A ponieważ zależy jej na realizowaniu takich doskonałych pomysłów – również bohaterkom pozwala na posiadanie magicznych rzeczy. Prostych tak, by nikogo nie kusiła kradzież. Dziwnych (bo sakwojaż na pewno nie jest atrybutem czarodzieja). I bardzo użytecznych: jedna z bohaterek potrafi się przeprawiać w dowolne miejsce, inna – rzucać zaklęcie niewidzialności. Nie są to jednak chwyty wykorzystywane naiwnie, Harrison znajduje dla nich dobre uzasadnienie w powieści. W powieści, która przykuwa uwagę dopracowaniem literackim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz