* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 28 lutego 2019

Stanisław Grzesiuk: Klawo, jadziem!

Prószyński i S-ka, Warszawa 2019.

Dodatek

W pełni zrozumiała jest powracająca po latach moda na Grzesiuka, bo ten autor urzeka szczerością i precyzją w opisywaniu wydarzeń, ale i humorem, który pomaga przetrwać najtrudniejsze chwile. “Klawo, jadziem” to dodatek do autobiograficznej trylogii, sprawdzenie, co też Stanisław Grzesiuk miał do przekazania w małych formach. Na ten zbiorek składają się (nie licząc wystąpienia o alkoholizmie) trzy niezależne części tekstowe. Najpierw zestaw opowiadań. Tutaj autor próbuje swoich sił w literaturze, chce rozprawiać się z wojennymi traumami w oderwaniu od życiorysu (nie zawsze się to zresztą udaje). Dominuje w tych malutkich utworach motyw śmierci - Grzesiuk śmieje się przez łzy, ironią walczy ze strachem. Proponuje czytelnikom lekkie podejście do spraw ostatecznych – jakby groza wojny zmieniała zasady postrzegania rzeczywistości. W tych opowiadaniach rozprawia się autor również z osobistymi bolączkami, nie udaje mu się - wbrew zapowiedziom - zrezygnować z mroków psychiki. Obarcza bohaterów swoimi troskami i pokazuje szereg nieszczęść mających źródło w nieodległych doświadczeniach. Drugą część stanowią teksty felietonowe. Tutaj Stanisław Grzesiuk – na zamówienie redakcji – pisze o przedwojennej Warszawie. Sięga do lepszych wspomnień, ocala miasto, jakiego po wojnie już nie ma. Teraz może otwarcie pisać o sobie, czerpać z własnej biografii i charakterystycznych skojarzeń. Raz zajmie się topografią, to znowu - ferajną, która śpiewa podwórzowe ballady. Ożywa tu świat, za jakim część czytelników w latach 60. XX wieku zwyczajnie tęskniła. Grzesiuk staje się kronikarzem Warszawy – z jej ulicznym folklorem i specyfiką “cwaniaczków”. Wreszcie trzecią część tomu zapełniają teksty piosenek i ballad - często anonimowe, często krwawe do przesady, pełne wielkich uczuć, miłości, zazdrości i brodni. Niektóre z tych piosenek są znane odbiorcom do dzisiaj (i łatwo nucić je przy lekturze), inne pokażą zakres twórczych poszukiwań. Wykonywał je Grzesiuk, dzisiaj – w hołdzie temu artyście - Jan Młynarski.

Jednak tekstów pozostawionych przez Stanisława Grzesiuka jest niewiele i jeśli chce się uzupełnić jego “dzieło życia” małymi formami, należy liczyć się z tym, że nie będzie to imponująca objętościowo publikacja. W “Klawo, jadziem!” wydawnictwo postawiło na bogaty materiał graficzny. Opowiadania przedstawiane są na rozkładówkach równolegle z reprintami rękopisów (w kolorze i z poprawkami do druku), co nie tylko jest ozdobnikiem, czasami pozwala sprawdzić choćby usuniętą literę. Przy felietonach pojawiają się wielkoformatowe zdjęcia z archiwum autora - powiększane i łączone z wybranymi wersami z piosenek. Wreszcie zestaw dokumentów - nawet tych luźno związanych z Grzesiukiem (program spektaklu na podstawie jego utworów) albo dosyć zabawnych (oficjalne gratulacje z wydawnictwa). W tym miejscu widać już zapychanie objętości, rozdmuchiwanie materiałów: nie mają większego sensu cytaty powiększane i wrzucane w charakterze ozdobnika na rozkładówki. Być może lepsze wrażenie zrobiłoby ograniczenie objętości tomu niż podrzucanie odbiorcom każdego skrawka nieistotnych wiadomości kojarzonych z Grzesiukiem. Z drugiej strony skoro to uzupełnienie autobiograficznej trylogii – przynosi materiały, na które wcześniej nie było miejsca. “Klawo, jadziem” to przypis do cyklu, ładnie go zamykający.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz