* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 17 grudnia 2018

Wit Szostak: Chochoły

Powergraph, Warszawa 2018.

Tradycja

Wit Szostak zbiera to wszystko, co każdy z jego odbiorców, bez względu na to, z jakiego pokolenia pochodzi, zna z własnego domu rodzinnego, z własnych wspomnień albo chociaż z opowieści bliskich. To wszystko, co składa się na świąteczną atmosferę, na tradycję i na kultywowanie wartości, to, co stanowić może o poczuciu przynależności narodowej i o wizji funkcjonowania w społeczeństwie - staje się tutaj tworzywem. Szostak sięga po to, co doskonale kojarzone, zakorzenione w kulturze i w obyczajowości - i przerabia to na malowniczą prozę, pełną silnych przeżyć (chociaż w brzmieniu wydaje się kojąca). “Chochoły” stanowią kwintesencję polskości, rodzinnego święta i świętowania. Żeby jeszcze bardziej wzmocnić to, co z pozoru już bardzo zaakcentowane, akcję powieści autor przenosi do Krakowa, kolebki wartości czy tradycji. Co prawda ten jego Kraków jest trochę zmodyfikowany: Wawel znajduje się na wyspie, wszędzie dociera się łodziami albo gondolami – ale to kolejny symbol czytelny dla odbiorców. Zresztą samo rodowe nazwisko, Chochoł, ma przecież znaczenie. W intertekstach słychać tu raz Mickiewicza z “Panem Tadeuszem”, raz Sienkiewicza. A przecież Wit Szostak tylko się bawi, przekazuje w swojej powieści zestaw obserwacji wręcz przesadzonych, doprowadzonych do karykatury. Paradoks polega na tym, że w tej karykaturze można się przejrzeć. Bohater chodzi po domu i po snach domowników. Na początku wrażenie oniryczności staje się zaproszeniem do tego świata. Z czasem jednak Szostak zaczyna uwodzić nastawieniem na zmysłową opowieść. Trwają przygotowania do świąt, spiżarnia pełna jest przysmaków, zjeżdża się najdalsza rodzina. Przygasają codzienne problemy – a są to przecież zmartwienia, z którymi trudno w ogóle walczyć. Nie dość, że ojciec po wypadku leży w śpiączce i trzeba się nim zajmować, to jeszcze brat bohatera w pewnym momencie wyszedł z domu i nie wrócił, nie daje znaku życia i raczej nie zamierza przejmować się cierpieniem matki. Ale codzienne nieszczęścia to jedno, a obowiązek świętowania - drugie, tradycja wygrywa. Mało tego: tradycja będzie silniejsza nawet od przekonań i postaw dorosłego człowieka - bohater łapie się na tym, że chce przestrzegać postu w Wigilię, czuje się do tego zobowiązany, nieoczekiwanie pojawiają się wyrzuty sumienia, gdy zje kawałek kiełbasy. Tak tradycja (i polskość) czai się i atakuje znienacka.

A w prezentowaniu owych wartości i tradycji Szostak osiąga mistrzostwo. Sprawia, że czytelnicy zaczną przypominać sobie smaki i zapachy, sięga po zmysłowość i przekonujące opisy. Niekończące się omawianie potraw i zwyczajów zdradza talent literacki autora. Statyczne obrazki spodobać się mogą każdemu nie tylko ze względu na ocalanie wartości i przypominanie tego, co kiedyś składało się na obyczajowość. Gromadzi wiadomości o kształcie polskich świąt, przedstawia je w sposób pełny. Karmi czytelników tym, co przemija i co coraz rzadziej jest doceniane. Wit Szostak umożliwia swojemu bohaterowi przeżywanie i doświadczanie tego, co składa się na tradycję. Oddala oryginalność, a może raczej szuka jej gdzie indziej, to znaczy w formie. Mało kto dzisiaj jest w ogóle w stanie zaserwować czytelnikom tak gęstą prozę i tak precyzyjnie przedstawiać odczucia wspólne całym pokoleniom. Wit Szostak sięga po to, co dzisiaj niemodne, zwalnia tempo akcji, żeby móc bawić się samą narracją. Nie boi się tego, co przebrzmiałe: wprost przeciwnie, ożywia to, umie przyciągnąć czytelników samą jakością prozy. Dzięki temu może pisać o wszystkim i zwalniać tempo akcji – i tak zatrzyma przy lekturze. Dostarcza prozę świetnie zrytmizowaną, melodyjną i niebywale plastyczną. Mnóstwo dzieje się w języku, na poziomie tekstu. “Chochoły” to prawdziwy przysmak dla koneserów: literatura na wysokim poziomie. Wit Szostak odchodzi od tego, co popularne i najłatwiejsze do zrealizowania, unika rutyny. Tworzy książkę, która powinna przetrwać. Tradycja w tej powieści ożywa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz