* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 25 czerwca 2016

Arkady Paweł Fiedler: Maluchem przez Afrykę

Muza SA, Warszawa 2016.

Z malucha

Można już po pierwszych stronach lektury powiedzieć, że wreszcie. Wreszcie książka podróżnicza w starym stylu – z przewagą narracji a nie zdjęć, z próbami uchwycenia atmosfery wyprawy, a nie z prostym dziennikiem podróży. Można też powiedzieć inaczej – że Arkady Paweł Fiedler czuje się zobowiązany do pisania relacji z podróży i uważa, że nie musi pracować nad warsztatem, bo umiejętność prowadzenia i przekazywania obserwacji ma w genach po dziadku. A to ryzykowna postawa, co „Maluchem przez Afrykę” nieraz obnaży.

Początkowo scenariusz jest taki, jak najczęściej u młodych podróżników (oczywiście wsparty jeszcze tradycją rodzinną): pracownik korporacji ma dosyć życia w pośpiechu i stresie, odkrywa uroki wypraw i chce coś zmienić, póki jeszcze nie jest za późno. Zaczyna spełniać marzenia i planuje podróż po Afryce. Żeby odróżnić się od innych turystów, dla których Czarny Ląd dawno przestał być niedostępny, postanawia w podróż udać się maluchem – Fiatem 126p („Maluch” funkcjonuje tu w ogóle na prawach imienia pojazdu, a nie tylko potocznego gatunkowego określenia: staje się wiernym przyjacielem i towarzyszem). Zbiera Fiedler fundusze i ekipę, bo z wyprawy ma powstać film, studiuje trasy i wyrusza. Książka „Maluchem przez Afrykę” jest zapisem osiągnięć oraz wyzwań, z jakimi autor się mierzył. Jest też innym spojrzeniem na podróżowanie.

Arkady Paweł Fiedler skupia się przede wszystkim na sobie w Afryce. Skoncentrowany jest na maluchu i na tym, jak na jego samochód reagują mieszkańcy (przyzwyczajeni już do turystów i ich dziwnych fanaberii), nie zagłębia się w kwestie życia w Afryce, jeśli nie dotyczą go bezpośrednio. W zasadzie całą Afrykę ogląda z bezpiecznego azylu, fotela swojego samochodu. Czasem odwiedza lokalne turystyczne atrakcje czy podziwia widoki, lub zapisuje się na słono płatne wycieczki, żeby umilić czas gościom w wyprawie – ale z reguły spieszy się, żeby po prostu zrealizować początkowy plan: to wygląda momentami, jakby jedną ciężką pracę zamienił na drugą, gubiąc radość i satysfakcję z podróżowania. Odpowiedzialność za ekipę i za powodzenie eskapady trochę go przytłacza.

O takiej Afryce, jaką odbiorcy znają i z klasycznych książek podróżniczych, i z powieści, Arkady Paweł Fiedler nie pisze wcale. Jego „Afryka” to wypatrywanie kamieni groźnych dla zawieszenia samochodu, wsłuchiwanie się w pracę silnika i uzupełnianie benzyny. Tam, gdzie rzeczywiście mogłoby pojawić się coś nietypowego dla czytelników, na przykład nocleg pod namiotem, tam autor kwituje temat jednym zdaniem. Z kolei silniejsze przeżycia zapewnia mu właściwie tylko nie do końca zgrana ekipa: od początku różni członkowie wyprawy wprowadzają nieprzyjemną atmosferę. Fiedler traktuje ich w tomie jak tło gwarantujące określone emocje – ale trudno, żeby odbiorcy angażowali się w konflikty, skoro właściwie nie znają ich bohaterów. Ta wyprawa jest bezpieczna: jedyne zmartwienie dla autora stanowi możliwość przerwania podróży: to nie wystarcza do wstrząśnięcia odbiorcami. A jednak Fiedler przypomina też o czymś ważnym: warto marzyć i w realizacji tych marzeń nie oglądać się na innych. Przez to, że autor rezygnuje z ukazywania Afryki „dzikiej”, zyskuje nową perspektywę, w dodatku taką, na jaką niewielu podróżników mogłoby się zdobyć. W tekście jest sobą, nawet gdyby to miało oznaczać specyficzny styl i trochę niezręczności stylistycznych. Arkady Paweł Fiedler nie przejmuje się rozkładaniem akcentów i napięć, scenariusz do jego relacji pisze samo życie. To książka inna niż modne dzisiaj podróżnicze zwierzenia: autor ani nie zajmuje się międzyludzkimi kontaktami, ani nie przeładowuje historii faktami z podręczników. Jest całkowicie skupiony na sobie i nietypowej misji, którą wymyślił. Do tego dodaje odbiorcom kilkanaście zdjęć z trasy – ale emocje zapośredniczone usiłuje przekazać w samej opowieści. Zależy mu na uruchomieniu literackości, lubi opisywać nawet błahe wydarzenia – w ten sposób można dokładniej przyjrzeć się eskapadzie, a i inaczej oceniać zalewające rynek podróżnicze produkcje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz