* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 24 stycznia 2016

Carlos Santana, Ashley Kahn, Hal Miller: Carlos Santana. Uniwersalny ton. Historia mojego życia

Bukowy Las, Wrocław 2015.

Porządek

Carlos Santana należy do tych muzyków, którzy w pewnym momencie odkryli własną duchową drogę i chcą się takim „objawieniem” podzielić z każdym. Nie ma przy tym znaczenia czas, miejsce czy stopień przygotowania słuchaczy na metafizyczne poszukiwania. A skoro Santana przemyśleniami na temat rozwoju duchowego dzieli się na koncertach mimo wyraźnych nawet sprzeciwów ze strony fanów, także autobiografię potraktuje jako miejsce do podobnych wynurzeń, przynajmniej w części – bo ghostwriterzy bardzo pilnują tu zachowania proporcji i dynamiki w narracji. Na szczęście – dzięki temu odbiorcy uzyskają wartką opowieść, która nie będzie męczyć. Widać tu próby imitowania języka kolokwialnego, pasującego do wyluzowanego muzyka, ale widać również porządek kompozycyjny, fachowość w opracowaniu tekstu wiąże się z imitowaniem nieformalnego stylu. Santana nie został pozostawiony sam sobie w prezentowaniu kolei życia. Ceną za taki sposób opracowywania wspomnień staje się ich skrótowość i ogólnikowość, a także pewien dystans. Podwojona redakcja momentami doprowadza do obiektywizowania spostrzeżeń, do beznamiętnego rejestrowania faktów i monotonii rytmu.

Carlos Santana przeprowadza czytelników trasami znanymi z popularnych biografii i autobiografii: trzyma się bezpiecznych schematów gatunkowych i unika wstrząsów. Wie, że powinien zaprezentować swoje dzieciństwo i portrety rodziców. Zgodnie z tym wyznacznikiem odmalowuje dość szczegółowo konflikt z matką – ten temat zresztą ciągnie się przez wiele rozdziałów, powraca jak dziwny refren i wybrzmiewa bardzo niejednoznacznie: raz chce autor usprawiedliwić domowników, raz opowiada o tym, co mogłoby budzić sensację. Na początku sporo miejsca poświęca zasadom bycia macho (i kłopotom z tego płynącym). Kiedy już upora się z trudnymi scenkami z dzieciństwa i młodości, przenosi się bez reszty w świat muzyki – fascynacje bluesem i jazzem, potem również elementami rocka, gitarowe ćwiczenia i pierwsze (lub ważne) instrumenty, koncerty, a wreszcie też nagrania – zajmują środek tej publikacji. Stopniowo wprowadza Santana do zwierzeń także motyw narkotyków – pisze, jak grało mu się po zażyciu konkretnych środków pobudzających, przedstawia też – kiedy już podjął decyzję, których narkotyków brać już nie będzie – o spotkaniach branżowych i prezentach w postaci działek. W ten sposób prezentuje siebie jako człowieka ulegającego pokusom, niedoskonałego i niemogącego stanowić wzoru do naśladowania. Taka kreacja jest mu w tekście potrzebna nie tylko ze względu na powszechnie znane fakty, ale też dla późniejszych rozważań na temat duchowości. Żeby Santana nie brzmiał jak przeciętny kaznodzieja, jego ghostwriterzy wplatają relację z odkrywania duchowej drogi w informacje osobiste. Część książki Santana poświęca rodzinie – żonom i dzieciom. Tu może pojawić się garść refleksji dotyczących samorozwoju – i to bez szkody dla lektury. Owszem, próby przekonania do swoich okołoreligijnych fascynacji nigdy nie będą dla odbiorców tak atrakcyjne jak możliwość oglądania muzycznego życiorysu, ale tu wtapiają się w ogólną relację – bez nich opowieść miałaby sporo luk.

„Uniwersalny ton” to jednak książka bardzo ugładzona i, co za tym idzie, raczej słabo zapadająca w pamięć. Santana nie stara się tu przedstawiać historii zespołu, bo to temat na inną książkę (ale o swoich muzykach wciąż pamięta). To raczej próba odpowiedzi na wydawnicze trendy – Santana dzieli się z czytelnikami tylko tym, co mogli już poznać z innych źródeł – i nie pogłębia własnych interpretacji wydarzeń. Takie podejście sprawia, że tom będzie dobrym uzupełnieniem dla biografii, a i prezentem dla fanów. Czyta się tę książkę dobrze ze względu na staranne opracowanie – ale jeśli ktoś chciałby znaleźć tu indywidualizm autora-muzyka, b1)ędzie się musiał trochę natrudzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz