Znak, Kraków 2023.
Ludzie
Londyn jako kulturowy i narodowościowy tygiel funkcjonuje w książce "Londyńczycy. Miasto i ludzie" jako niewiele znaczące tło. Najbardziej bowiem liczą się rozmówcy Craiga Taylora, ci, którzy dzielą się swoimi historiami i pomysłami na rzeczywistość i ci, którzy nie boją się wyzwań. Mieszkający w Londynie od pokoleń oraz przyjezdni, ci, którzy trafili tu przypadkiem i ci, którzy zafascynowani miastem postanowili w nim osiąść. Przedstawiciele różnych grup społecznych, bohaterowie z ciekawymi historiami i najzupełniej przeciętni - albo wręcz ludzie z marginesu - ci, którym nic ciekawego się nie przydarza. Craig Taylor oddaje im głos, zbiera i zestawia ich doświadczenia i komentarze na temat życia w Londynie - i tak tworzy obszerną książkę, która o samym Londynie mówi niebezpośrednio, przez pryzmat życiorysów i przeżyć rozmówców.
Bo tak naprawdę w tym tomie ludzie nie mówią o Londynie. Mówią o sobie. O swoich zawodach, wyborach życiowych, decyzjach, które doprowadziły ich do konkretnego miejsca. O nadziejach i rozczarowaniach. Nikt nie podaje pełnej biografii, każdy ma zaledwie kilka akapitów na nakreślenie tego, co dla niego najważniejsze - w efekcie Londyn pojawia się raczej rzadko i tylko wtedy, kiedy faktycznie ma wpływ na opowieść. Dla niektórych jest to miejsce ważne i znaczące - ci podkreślają powiązanie swoich losów z miastem. Inni ledwie je dostrzegają, skupiają się na prezentowaniu siebie i swoistej autopromocji, która przecież nie ma większego znaczenia w kontekście całości. Ale dzięki takiemu podejściu Craig Taylor uzyskuje zestaw autoportretów, bogaty zbiór charakterystyk i pomysłów na to, jak przetrwać w gęsto zaludnionym miejscu - jak znaleźć przepis na siebie. Niektórzy muszą się uczyć Londynu, inni poszukują w nim źródła przygód, a jeszcze inni nie wyobrażają sobie egzystencji poza tym miastem. Craig Taylor wychodzi najwyraźniej z założenia, że Londyn jest wyjątkowy - i to stara się potwierdzić podczas gromadzenia jednostkowych historii. Kiedy podaje personalia swoich bohaterów, zaznacza też, kim są - i przegląd zawodów czy zajęć jest rzeczywiście imponujący, to punkt tomu, który może rozwijać wyobraźnię i pokazywać, jak różnorodne role da się w Londynie przyjmować - zaintrygować mogą zwłaszcza oderwane od stereotypów pomysły i realizacje.
Ale czasami też w "Londyńczykach" brakuje refleksji nad całokształtem, redakcji, która usunęłaby najbardziej zrutynizowane czy też najmniej konkretne fragmenty: jasne, że przy polifoniczności znika problem jednostajnej narracji, ale zdarza się, że ktoś nie ma zbyt wiele ciekawych rzeczy do powiedzenia, albo też nie potrafi sobie poradzić z nakreśleniem własnych odczuć - i wtedy przydałoby się pokierowanie go. Craig Taylor woli zostawiać ludziom drogę do samodzielnego prezentowania Londynów - bo każdemu to miasto jawi się inaczej. Czytelników w ten sposób zachęca tylko do wyrobienia sobie własnego zdania i do podróży, która pozwoli zweryfikować przynajmniej część doznań. Całkiem spory jest ten tom i dosyć apetyczny, jeśli ktoś poszukuje nieoczywistych lektur wypełnionych wielogłosowymi ocenami, może tu znaleźć coś w sam raz dla siebie. Taylor dzięki rozmówcom przeprowadza odbiorców przez miasto pełne zagadek i niezwykłości, przedstawiając je w nietypowy sposób.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
środa, 31 maja 2023
wtorek, 30 maja 2023
Tom Jackson, Ana Djordjevic: Atlas kosmosu
Kropka, Warszawa 2023.
Przestrzeń kosmiczna
Tom Jackson i Ana Djordjevic zabierają odbiorców - przede wszystkim dzieci - na podróż po kosmosie. "Atlas kosmosu" to edukacyjny picture book, w którym najbardziej liczą się próby wpływania na wyobraźnię najmłodszych. Młodzi czytelnicy zapamiętają podane tu wiadomości dzięki ciekawym porównaniom i odpowiadaniu na pytania, które sami mogliby zadać. Podróż kosmiczna zaczyna się na Ziemi - wyprawa na Księżyc to tylko jeden motyw. Każda kolejna rozkładówka przynosić będzie i charakterystyki planet, i komentarze na temat tego, co znajduje się w przestrzeni kosmicznej. A kiedy wyczerpie się zapas planet z Układu Słonecznego, nie będzie to oznaczać końca tomu - bo autorzy znajdą jeszcze mnóstwo zagadnień do poruszenia. Pojawią się tu i komety, i gwiazdy, galaktyki i układy galaktyk, to, co nie do objęcia spojrzeniem, ale i trudne do uchwycenia umysłem. Autorzy wprowadzają czasami zestawienia, dzięki którym łatwiej będzie zrozumieć rzędy wielkości. Są graficzne porównania rozmiarów planet w stosunku do Ziemi albo obliczanie, ile zer pojawi się w liczbie, która określa odległość. Są tu wzmianki o odkryciach kosmicznych, o pojazdach wysyłanych w kosmos, by poznawać planety. Są pojedyncze zdjęcia z misji, żeby uświadomić odbiorcom, o czym w ogóle jest mowa.
Jest "Atlas kosmosu" bardzo uporządkowanym zestawem ciekawostek z przestrzeni kosmicznej: nie ma tu naiwności ani przesadnych uproszczeń, chociaż autorzy nie zarzucają dzieci wiedzą. Informacje pojawiają się tu w formie podpisów pod ilustracjami - z kolei ilustracje należą do upraszczanych i komputerowych, nie chodzi o to, żeby przytłaczały dzieci, a żeby zasugerowały im jedynie, z czym mogą się mierzyć, jeśli zechcą zgłębiać tajemnice wszechświata. Dzieci mogą poznawać sekrety kolejnych planet, dowiedzą się czegoś o planetoidach, ale wyjdą też poza Drogę Mleczną, a to już kierunek, który autorzy książek dla najmłodszych rzadko jednak obierają. Tom Jackson i Ana Djordjevic są w stanie rzeczywiście obrazowo i przekonująco przedstawiać kolejne tematy, rezygnują z budowania kompendium wiedzy, ale liczą na to, że z wybranych przez nich wiadomości dzieci wyciągną coś dla siebie. Czy to Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, czy czarne dziury, aktywność Słońca lub największe gwiazdy. To, co dzieci mogą gołym okiem zaobserwować na nocnym niebie to zaledwie dodatek - w przeważającej większości zajmują się autorzy tym, czego nie widać i co nie mieści się w wyobrażeniach przeciętnego człowieka. Do ilustracji, które pomagają odrobinę zrozumieć ogrom wszechświata, dołączony został także zestaw zdjęć - strona graficzna niezwykle istotna w picture booku przydaje się tutaj zwłaszcza do utrwalania wiadomości. "Atlas kosmosu" to książka nie tylko do oglądania: tutaj ważne stają się dane, ciekawostki związane z tym, co znaleźć można w przestrzeni kosmicznej. To wstęp do wielkiej nauki i szansa na zainteresowanie dzieci zdobywaniem wiedzy. Lektura do stopniowego poznawania. Co ważne, skonstruowana tak, że nie znudzi się nawet dorosłym - bo i dla nich część wiadomości to nowość.
Przestrzeń kosmiczna
Tom Jackson i Ana Djordjevic zabierają odbiorców - przede wszystkim dzieci - na podróż po kosmosie. "Atlas kosmosu" to edukacyjny picture book, w którym najbardziej liczą się próby wpływania na wyobraźnię najmłodszych. Młodzi czytelnicy zapamiętają podane tu wiadomości dzięki ciekawym porównaniom i odpowiadaniu na pytania, które sami mogliby zadać. Podróż kosmiczna zaczyna się na Ziemi - wyprawa na Księżyc to tylko jeden motyw. Każda kolejna rozkładówka przynosić będzie i charakterystyki planet, i komentarze na temat tego, co znajduje się w przestrzeni kosmicznej. A kiedy wyczerpie się zapas planet z Układu Słonecznego, nie będzie to oznaczać końca tomu - bo autorzy znajdą jeszcze mnóstwo zagadnień do poruszenia. Pojawią się tu i komety, i gwiazdy, galaktyki i układy galaktyk, to, co nie do objęcia spojrzeniem, ale i trudne do uchwycenia umysłem. Autorzy wprowadzają czasami zestawienia, dzięki którym łatwiej będzie zrozumieć rzędy wielkości. Są graficzne porównania rozmiarów planet w stosunku do Ziemi albo obliczanie, ile zer pojawi się w liczbie, która określa odległość. Są tu wzmianki o odkryciach kosmicznych, o pojazdach wysyłanych w kosmos, by poznawać planety. Są pojedyncze zdjęcia z misji, żeby uświadomić odbiorcom, o czym w ogóle jest mowa.
Jest "Atlas kosmosu" bardzo uporządkowanym zestawem ciekawostek z przestrzeni kosmicznej: nie ma tu naiwności ani przesadnych uproszczeń, chociaż autorzy nie zarzucają dzieci wiedzą. Informacje pojawiają się tu w formie podpisów pod ilustracjami - z kolei ilustracje należą do upraszczanych i komputerowych, nie chodzi o to, żeby przytłaczały dzieci, a żeby zasugerowały im jedynie, z czym mogą się mierzyć, jeśli zechcą zgłębiać tajemnice wszechświata. Dzieci mogą poznawać sekrety kolejnych planet, dowiedzą się czegoś o planetoidach, ale wyjdą też poza Drogę Mleczną, a to już kierunek, który autorzy książek dla najmłodszych rzadko jednak obierają. Tom Jackson i Ana Djordjevic są w stanie rzeczywiście obrazowo i przekonująco przedstawiać kolejne tematy, rezygnują z budowania kompendium wiedzy, ale liczą na to, że z wybranych przez nich wiadomości dzieci wyciągną coś dla siebie. Czy to Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, czy czarne dziury, aktywność Słońca lub największe gwiazdy. To, co dzieci mogą gołym okiem zaobserwować na nocnym niebie to zaledwie dodatek - w przeważającej większości zajmują się autorzy tym, czego nie widać i co nie mieści się w wyobrażeniach przeciętnego człowieka. Do ilustracji, które pomagają odrobinę zrozumieć ogrom wszechświata, dołączony został także zestaw zdjęć - strona graficzna niezwykle istotna w picture booku przydaje się tutaj zwłaszcza do utrwalania wiadomości. "Atlas kosmosu" to książka nie tylko do oglądania: tutaj ważne stają się dane, ciekawostki związane z tym, co znaleźć można w przestrzeni kosmicznej. To wstęp do wielkiej nauki i szansa na zainteresowanie dzieci zdobywaniem wiedzy. Lektura do stopniowego poznawania. Co ważne, skonstruowana tak, że nie znudzi się nawet dorosłym - bo i dla nich część wiadomości to nowość.
poniedziałek, 29 maja 2023
Anna Szafrańska: Once upon a time
Zwierciadło, Warszawa 2023.
Baśń na żywo
Anna Szafrańska sięga po esencję z poczytnych romansów, doprowadza ją do ekstremum i funduje czytelniczkom przyspieszoną opowieść o miłości, która zdarzyć się nie może. "Once upon a time" to historia Majki i Kajetana. On jest piłkarzem i celebrytą światowej sławy, media śledzą każdy jego ruch. Ona to zwyczajna bibliotekarka, szara myszka stroniąca od ludzi. Łączy ich przeszłość szkolna, pełna błędów. Majka kiedyś podkochiwała się w Kajetanie, ale nie miała u niego szans: jej nastoletnie zauroczenie stało się powodem szyderstw rówieśników (i samego Kajetana). Majka ma tylko dwoje naprawdę oddanych sobie ludzi: przyjaciółkę Polę i starszego przyrodniego brata Filipa. Ta dwójka jest w stanie wpłynąć na kobietę i uświadomić jej, że czasami powinna wyjść z domu i nie bać się ludzi.
Introwertyczna Majka pojawia się na spotkaniu klasowym. Kajetan też tu jest. Zbyt duża ilość drinków i oboje lądują w łóżku. Tak właściwie zaczyna się ta relacja - po latach, wypełniona problemami i toksycznymi sytuacjami. A Anna Szafrańska chce za wszelką cenę pokazać czytelniczkom, że wszystko się jakoś ułoży i nawet najgorsza sytuacja ma swoje jasne strony. Czy do tego przekona - to inna sprawa. Dość powiedzieć, że ciężarna Majka leci do Francji i tam zawiera kontrakt ze swoim dawniej ukochanym.
Oparta ta powieść została na przekonaniu, że stara miłość nie rdzewieje i bardzo łatwo jest zapomnieć i wybaczyć to, co złe lub przykre. Co ciekawe, Majka wydaje się tu postacią mocno bezbarwną, stereotyp bibliotekarki i introwertyczki, która boi się ludzi jest dość realistyczny i w tej postaci część odbiorczyń może się nawet odnaleźć (te bardziej przebojowe Majka na starcie zirytuje - więc nie będą się zagłębiać w jej losy). Przemiana, jaka dokonuje się w bohaterce za sprawą nieplanowanej ciąży (zresztą dość szybko pojawiającej się w biegu zdarzeń), okazuje się nie do końca uzasadniona w psychologii postaci. Majka - na nieszczęście swoje i czytelniczek mających skłonności do pakowania się w toksyczne związki - wierzy w prawdziwą baśniową miłość. Potrafi panować nad własnymi emocjami tylko po to, żeby dotrzeć do mężczyzny, w którym dawniej się podkochiwała. Jej starania w dążeniu do przekonania do siebie kogoś, kto wielokrotnie ją odrzuca, pobrzmiewają co najmniej dziwnie, jednak dla odbiorczyń, które uznają się za idealistki, będzie to akceptowalny kierunek fabuły. "Once upon a time" przecież ma być baśnią przekładaną momentami na realistyczne scenki. Jest to powieść szybka. Autorka nie zamierza się rozpisywać nad pojedynczymi gestami, woli wyraziste wydarzenia i wręcz narracyjny pośpiech, a także - wyłącznie znaczące momenty. Przeskakuje od wydarzenia do wydarzenia, żeby pokazać odbiorczyniom chwile przełomowe dla ewentualnego związku, nie zajmuje się za to prezentowaniem codzienności lub zwyczajności bohaterki. Proponuje szybki przegląd zmian z jasno określonym finałem w relacji (ale żeby podtrzymać zainteresowanie i przygotować na odbiór kolejnych części, modyfikuje akcję tak, by obietnica baśniowego "żyli długo i szczęśliwie" nie była oczywista.
Baśń na żywo
Anna Szafrańska sięga po esencję z poczytnych romansów, doprowadza ją do ekstremum i funduje czytelniczkom przyspieszoną opowieść o miłości, która zdarzyć się nie może. "Once upon a time" to historia Majki i Kajetana. On jest piłkarzem i celebrytą światowej sławy, media śledzą każdy jego ruch. Ona to zwyczajna bibliotekarka, szara myszka stroniąca od ludzi. Łączy ich przeszłość szkolna, pełna błędów. Majka kiedyś podkochiwała się w Kajetanie, ale nie miała u niego szans: jej nastoletnie zauroczenie stało się powodem szyderstw rówieśników (i samego Kajetana). Majka ma tylko dwoje naprawdę oddanych sobie ludzi: przyjaciółkę Polę i starszego przyrodniego brata Filipa. Ta dwójka jest w stanie wpłynąć na kobietę i uświadomić jej, że czasami powinna wyjść z domu i nie bać się ludzi.
Introwertyczna Majka pojawia się na spotkaniu klasowym. Kajetan też tu jest. Zbyt duża ilość drinków i oboje lądują w łóżku. Tak właściwie zaczyna się ta relacja - po latach, wypełniona problemami i toksycznymi sytuacjami. A Anna Szafrańska chce za wszelką cenę pokazać czytelniczkom, że wszystko się jakoś ułoży i nawet najgorsza sytuacja ma swoje jasne strony. Czy do tego przekona - to inna sprawa. Dość powiedzieć, że ciężarna Majka leci do Francji i tam zawiera kontrakt ze swoim dawniej ukochanym.
Oparta ta powieść została na przekonaniu, że stara miłość nie rdzewieje i bardzo łatwo jest zapomnieć i wybaczyć to, co złe lub przykre. Co ciekawe, Majka wydaje się tu postacią mocno bezbarwną, stereotyp bibliotekarki i introwertyczki, która boi się ludzi jest dość realistyczny i w tej postaci część odbiorczyń może się nawet odnaleźć (te bardziej przebojowe Majka na starcie zirytuje - więc nie będą się zagłębiać w jej losy). Przemiana, jaka dokonuje się w bohaterce za sprawą nieplanowanej ciąży (zresztą dość szybko pojawiającej się w biegu zdarzeń), okazuje się nie do końca uzasadniona w psychologii postaci. Majka - na nieszczęście swoje i czytelniczek mających skłonności do pakowania się w toksyczne związki - wierzy w prawdziwą baśniową miłość. Potrafi panować nad własnymi emocjami tylko po to, żeby dotrzeć do mężczyzny, w którym dawniej się podkochiwała. Jej starania w dążeniu do przekonania do siebie kogoś, kto wielokrotnie ją odrzuca, pobrzmiewają co najmniej dziwnie, jednak dla odbiorczyń, które uznają się za idealistki, będzie to akceptowalny kierunek fabuły. "Once upon a time" przecież ma być baśnią przekładaną momentami na realistyczne scenki. Jest to powieść szybka. Autorka nie zamierza się rozpisywać nad pojedynczymi gestami, woli wyraziste wydarzenia i wręcz narracyjny pośpiech, a także - wyłącznie znaczące momenty. Przeskakuje od wydarzenia do wydarzenia, żeby pokazać odbiorczyniom chwile przełomowe dla ewentualnego związku, nie zajmuje się za to prezentowaniem codzienności lub zwyczajności bohaterki. Proponuje szybki przegląd zmian z jasno określonym finałem w relacji (ale żeby podtrzymać zainteresowanie i przygotować na odbiór kolejnych części, modyfikuje akcję tak, by obietnica baśniowego "żyli długo i szczęśliwie" nie była oczywista.
niedziela, 28 maja 2023
Tyler Feder: Ciała są super
To tamto, Warszawa 2023.
Różnorodność
Tyler Feder tworzy przesłanie na zasadzie wyliczanki lub mantry. Książka "Ciała są super" to picture book kierowany do dzieci i przygotowany tak, by każdy wyciągnął z lektury jeden wniosek, zawarty w tytule. Odbiorcy mogą przyjrzeć się różnym kształtom ciała i różnym niedoskonałościom, żeby dowiedzieć się, że nie ma powodów do odrzucania kogoś czy komentowania jego wyglądu. Cała książka zbudowana jest w prosty sposób: oto pojawiają się w niej kolejne statyczne scenki - wyimki z różnych gęsto zaludnionych aktualnie miejsc. Ludzie w pociągu, w sali baletowej, pod malowanym murem, na pikniku albo przy ognisku, w kinie, na targu, na basenie czy na plaży, ludzie zajęci wspólnymi celami albo odpoczywający, ludzie bawiący się razem lub spożywający posiłki. Albo zbliżenia na dłonie lub nogi ludzi - bo i takie propozycje rozkładówek się tu pojawiają. Każda rozkładówka to też inny "temat" w wyliczance, kończącej się zawsze sformułowaniem "ciała są super": autorka przypomina, że ciała są super niezależnie od koloru skóry, kształtu kolan, wieku, wielkości brzucha, blizn, plam, owłosienia itp. Dba o to, żeby na każdej ilustracji był jak największy przekrój społeczny i "rasowy", wiekowy i płciowy. Bohaterowie różnią się od siebie bardzo, niektórzy mają protezy zamiast nóg, inni - włosy pod pachami, jeszcze inni są przeraźliwie chudzi, albo - wprost przeciwnie, ich ciała stają się karykaturalnie wielkie za sprawą potężnej nadwagi. Niektórzy mają tatuaże, inni nie widzą, jeszcze inni poruszają się na wózku inwalidzkim. Ktoś ma filmowy uśmiech, ktoś inny jest szczerbaty. Sylwetki są przeróżne i często nieproporcjonalne, wszystko po to, żeby uświadomić odbiorcom, że ludzie są różni i wszyscy w swoich ciałach wyjątkowi. Taka lekcja do zaakceptowania własnego ciała i oswojenia się z odmiennością (co ma prowadzić także do akceptowania innych ludzi bez względu na ich niedoskonałości) wydaje się bardzo prosta, ale być może właśnie najmłodszemu pokoleniu jest potrzebna. Mijają już czasy, kiedy noszenie okularów stawało się powodem do wykluczenia z grupy kilkulatków - teraz można znaleźć znacznie więcej motywów do oswajania - inność przejawia się na różne sposoby i nigdy nie jest czymś, co należałoby piętnować albo w ogóle wskazywać. Dlatego też autorka nie zwraca uwagi na konkretnych bohaterów, pozwala, żeby dzieci same odkrywały detale na rysunkach i przekonywały się, że każdy może robić to, o czym marzy, bez wytykania palcami (i bez bycia wytykanym przez innych). To prosta droga do lekcji szacunku i przyzwyczajania najmłodszych do tego, że ludzie różnią się od siebie i nie należy tego wskazywać. Tyler Feder nie tłumaczy, dlaczego - po prostu powtarza jak mantrę tytułowe hasło i liczy na to, że dzieci przyzwyczają się do niego. Nawet jeśli w małych odbiorcach będą budzić się wątpliwości: czy ciało przedstawione na rysunku jest wygodne dla właściciela, czy sportretowany człowiek może z czystym sumieniem powiedzieć, że jego ciało jest super - autorka przez przedstawianie pełnej akceptacji może przyzwyczaić do myśli, że należy doceniać każde ciało, bez względu na możliwości, jakie daje i ograniczenia, jakie stwarza.
Różnorodność
Tyler Feder tworzy przesłanie na zasadzie wyliczanki lub mantry. Książka "Ciała są super" to picture book kierowany do dzieci i przygotowany tak, by każdy wyciągnął z lektury jeden wniosek, zawarty w tytule. Odbiorcy mogą przyjrzeć się różnym kształtom ciała i różnym niedoskonałościom, żeby dowiedzieć się, że nie ma powodów do odrzucania kogoś czy komentowania jego wyglądu. Cała książka zbudowana jest w prosty sposób: oto pojawiają się w niej kolejne statyczne scenki - wyimki z różnych gęsto zaludnionych aktualnie miejsc. Ludzie w pociągu, w sali baletowej, pod malowanym murem, na pikniku albo przy ognisku, w kinie, na targu, na basenie czy na plaży, ludzie zajęci wspólnymi celami albo odpoczywający, ludzie bawiący się razem lub spożywający posiłki. Albo zbliżenia na dłonie lub nogi ludzi - bo i takie propozycje rozkładówek się tu pojawiają. Każda rozkładówka to też inny "temat" w wyliczance, kończącej się zawsze sformułowaniem "ciała są super": autorka przypomina, że ciała są super niezależnie od koloru skóry, kształtu kolan, wieku, wielkości brzucha, blizn, plam, owłosienia itp. Dba o to, żeby na każdej ilustracji był jak największy przekrój społeczny i "rasowy", wiekowy i płciowy. Bohaterowie różnią się od siebie bardzo, niektórzy mają protezy zamiast nóg, inni - włosy pod pachami, jeszcze inni są przeraźliwie chudzi, albo - wprost przeciwnie, ich ciała stają się karykaturalnie wielkie za sprawą potężnej nadwagi. Niektórzy mają tatuaże, inni nie widzą, jeszcze inni poruszają się na wózku inwalidzkim. Ktoś ma filmowy uśmiech, ktoś inny jest szczerbaty. Sylwetki są przeróżne i często nieproporcjonalne, wszystko po to, żeby uświadomić odbiorcom, że ludzie są różni i wszyscy w swoich ciałach wyjątkowi. Taka lekcja do zaakceptowania własnego ciała i oswojenia się z odmiennością (co ma prowadzić także do akceptowania innych ludzi bez względu na ich niedoskonałości) wydaje się bardzo prosta, ale być może właśnie najmłodszemu pokoleniu jest potrzebna. Mijają już czasy, kiedy noszenie okularów stawało się powodem do wykluczenia z grupy kilkulatków - teraz można znaleźć znacznie więcej motywów do oswajania - inność przejawia się na różne sposoby i nigdy nie jest czymś, co należałoby piętnować albo w ogóle wskazywać. Dlatego też autorka nie zwraca uwagi na konkretnych bohaterów, pozwala, żeby dzieci same odkrywały detale na rysunkach i przekonywały się, że każdy może robić to, o czym marzy, bez wytykania palcami (i bez bycia wytykanym przez innych). To prosta droga do lekcji szacunku i przyzwyczajania najmłodszych do tego, że ludzie różnią się od siebie i nie należy tego wskazywać. Tyler Feder nie tłumaczy, dlaczego - po prostu powtarza jak mantrę tytułowe hasło i liczy na to, że dzieci przyzwyczają się do niego. Nawet jeśli w małych odbiorcach będą budzić się wątpliwości: czy ciało przedstawione na rysunku jest wygodne dla właściciela, czy sportretowany człowiek może z czystym sumieniem powiedzieć, że jego ciało jest super - autorka przez przedstawianie pełnej akceptacji może przyzwyczaić do myśli, że należy doceniać każde ciało, bez względu na możliwości, jakie daje i ograniczenia, jakie stwarza.
sobota, 27 maja 2023
Aisling Fowler: Zrodzona z ognia
Harperkids, Warszawa 2023.
Potęga mocy
Feniks to bohaterka, która już sporo może - została Łowczynią, zyskała imię (a nie jak do tej pory numer), a do tego jest pewna swojej paczki przyjaciół (którzy jeszcze posługują się numerami) i ma moc potrzebną do walki. Otrzymuje też misję: ma pomóc czarownicom w ocaleniu Icegaarda - w Ember dzieje się źle, bo Cienioryt zagraża całej krainie. Żaden rodzaj z dostępnych sztuk walki nie jest w stanie powstrzymać lodu, potwory przyjmują tu złowrogie kształty, a najgroźniejsze stają się te, których nie można pokonać dostępnymi rodzajami broni. Feniks wie, że może liczyć na swoje towarzystwo - a wiewiórka podarowana przez najlepszą przyjaciółkę zapewnia też odrobinę tak potrzebnego humoru. Problem pojawia się wtedy, gdy trzeba stoczyć najtrudniejszą walkę, z samą sobą. Feniks nie lubi przyznawać się do słabości, ale jedna jest dość znacząca: bohaterka, która posługuje się żywiołem ognia, nie jest w stanie nad nim panować. Wie, kiedy zradza się w niej chęć eksplodowania ogniem, zareagowania w ten sposób w następstwie budzącego się gniewu. Ale jedynym ratunkiem przed zniszczeniem wszystkiego, także tego, czego niszczyć nie należy, jest stłumienie popędu: Feniks nie ma pojęcia, jak okiełznać żywioł ognia i boi się, że niechcący zrobi krzywdę przyjaciołom. Wyzwolony ogień - nawet jeśli magiczny - uczyni całkowicie realne spustoszenie, o czym Feniks jeszcze jako Dwunastka mogła się boleśnie przekonać. Musi zatem podjąć ćwiczenia, dzięki którym nauczy się, jak panować nad sobą i wykorzystywać żywioł ognia jako prawdziwą broń. Tylko tym można zwalczyć Cienioryt - przynajmniej taką nadzieję ma bohaterka. Aisling Fowler wykorzystuje motyw zimnej i ascetycznej krainy, żeby podkreślać siłę uczuć, jakie panują w grupie przyjaciół. Stawia na klasyczną powieść drogi, rodzaj fabularnej zręcznościówki: trzeba przejść kolejne plansze i wypełnić zadania, żeby móc dotrzeć do celu i stoczyć najważniejszą walkę, a po drodze zbudować siły do wykonania finalnego wyzwania. Każdy poza fantastycznymi wrogami (nieznanymi szerzej poza światem kreowanym przez Fowler) zmaga się jeszcze z własnymi demonami, z własnym charakterem, psychiką albo lękami. To autorka podkreśla i na tym buduje część opowieści - Aisling Fowler wie, jak akcentować niedoskonałość postaci, żeby budzić sympatię do nich. W takim wykonaniu każdy z bohaterów ma swoje mocne punkty, równoważące słabości - i wnoszące coś nowego do siły całej grupy. "Zrodzona z ognia" nie jest powieścią przełomową, to masówka dla młodych odbiorców - przygotowana według czytelnego schematu. Tutaj nie wydarzy się nic, co zaskoczyłoby czytelników - Feniks przeżywa standardowe przygody charakterystyczne dla literackich rówieśników z kolejnych serii dla masowych odbiorców. Jest to powieść poprawna i ciekawa z perspektywy dzieci - ale niezbyt twórcza w warstwie fabularno-konstrukcyjnej. Na szczęście Aisling Fowler jest w stanie przekonać do siebie odbiorców za sprawą mówienia bohaterom ważnych prawd o nich samych - te lekcje da się przekuć w porady dla czytelników.
Potęga mocy
Feniks to bohaterka, która już sporo może - została Łowczynią, zyskała imię (a nie jak do tej pory numer), a do tego jest pewna swojej paczki przyjaciół (którzy jeszcze posługują się numerami) i ma moc potrzebną do walki. Otrzymuje też misję: ma pomóc czarownicom w ocaleniu Icegaarda - w Ember dzieje się źle, bo Cienioryt zagraża całej krainie. Żaden rodzaj z dostępnych sztuk walki nie jest w stanie powstrzymać lodu, potwory przyjmują tu złowrogie kształty, a najgroźniejsze stają się te, których nie można pokonać dostępnymi rodzajami broni. Feniks wie, że może liczyć na swoje towarzystwo - a wiewiórka podarowana przez najlepszą przyjaciółkę zapewnia też odrobinę tak potrzebnego humoru. Problem pojawia się wtedy, gdy trzeba stoczyć najtrudniejszą walkę, z samą sobą. Feniks nie lubi przyznawać się do słabości, ale jedna jest dość znacząca: bohaterka, która posługuje się żywiołem ognia, nie jest w stanie nad nim panować. Wie, kiedy zradza się w niej chęć eksplodowania ogniem, zareagowania w ten sposób w następstwie budzącego się gniewu. Ale jedynym ratunkiem przed zniszczeniem wszystkiego, także tego, czego niszczyć nie należy, jest stłumienie popędu: Feniks nie ma pojęcia, jak okiełznać żywioł ognia i boi się, że niechcący zrobi krzywdę przyjaciołom. Wyzwolony ogień - nawet jeśli magiczny - uczyni całkowicie realne spustoszenie, o czym Feniks jeszcze jako Dwunastka mogła się boleśnie przekonać. Musi zatem podjąć ćwiczenia, dzięki którym nauczy się, jak panować nad sobą i wykorzystywać żywioł ognia jako prawdziwą broń. Tylko tym można zwalczyć Cienioryt - przynajmniej taką nadzieję ma bohaterka. Aisling Fowler wykorzystuje motyw zimnej i ascetycznej krainy, żeby podkreślać siłę uczuć, jakie panują w grupie przyjaciół. Stawia na klasyczną powieść drogi, rodzaj fabularnej zręcznościówki: trzeba przejść kolejne plansze i wypełnić zadania, żeby móc dotrzeć do celu i stoczyć najważniejszą walkę, a po drodze zbudować siły do wykonania finalnego wyzwania. Każdy poza fantastycznymi wrogami (nieznanymi szerzej poza światem kreowanym przez Fowler) zmaga się jeszcze z własnymi demonami, z własnym charakterem, psychiką albo lękami. To autorka podkreśla i na tym buduje część opowieści - Aisling Fowler wie, jak akcentować niedoskonałość postaci, żeby budzić sympatię do nich. W takim wykonaniu każdy z bohaterów ma swoje mocne punkty, równoważące słabości - i wnoszące coś nowego do siły całej grupy. "Zrodzona z ognia" nie jest powieścią przełomową, to masówka dla młodych odbiorców - przygotowana według czytelnego schematu. Tutaj nie wydarzy się nic, co zaskoczyłoby czytelników - Feniks przeżywa standardowe przygody charakterystyczne dla literackich rówieśników z kolejnych serii dla masowych odbiorców. Jest to powieść poprawna i ciekawa z perspektywy dzieci - ale niezbyt twórcza w warstwie fabularno-konstrukcyjnej. Na szczęście Aisling Fowler jest w stanie przekonać do siebie odbiorców za sprawą mówienia bohaterom ważnych prawd o nich samych - te lekcje da się przekuć w porady dla czytelników.
piątek, 26 maja 2023
Liane Moriarty: Kilka dni z życia Alice
Znak, Kraków 2023.
Powrót
Liane Moriarty bardzo dobrze radzi sobie z budowaniem skomplikowanych psychologicznych problemów, które stanowią bazę fabuł rozłożystych powieści. "Kilka dni z życia Alice" to odsłanianie sekretów z codzienności bohaterki - bez kryminalnych komplikacji. Liczy się po prostu zestaw międzyludzkich relacji i sposoby na niszczenie sobie życia i zapominanie o dawnych ideałach. Wszystko zaczyna się w momencie, gdy Alice Love przewraca się na siłowni i uderza się w głowę. W następstwie wypadku traci czasowo pamięć: nie rozpoznaje bliskich i nie wie, co wydarzyło się przez ostatnie dziesięć lat. Jest przekonana, że dobiega trzydziestki, za chwilę urodzi pierwsze dziecko i ma kochającego męża, który świata poza nią nie widzi. Wkrótce przekona się, że ma bliznę po cesarskim cięciu, jej najstarsze dziecko jest już pyskatą nastolatką, która męczy otoczenie skokami nastroju, a Nick nie może się doczekać końca sprawy rozwodowej. Siostra przeżywa dramaty kolejnych poronień, mimo starań nie może zajść w ciążę i czas spędza na terapii (pisze zresztą - zgodnie z zaleceniem swojego terapeuty - listy wypełnione emocjami związanymi z codziennością, do której wkracza także nowa sytuacja Alice). Alice bardzo chce, żeby otoczenie uwierzyło, że jej stan się poprawia. Nie zamierza spędzać w szpitalu więcej czasu niż to konieczne, dlatego musi zacząć grać i informacje na temat swojego życia z ostatniej dekady poznawać od kolejnych napotkanych znajomych (których przecież jeszcze nie zna, a przynajmniej tak jej się wydaje). Czekają ją też rozmaite obowiązki - Alice będzie musiała poradzić sobie sama. Może przy wsparciu nowego partnera, który bardzo się stara zasłużyć na uznanie. Nie ma jeszcze pojęcia, że "nowa" Alice tęskni za Nickiem i uważa go za faceta idealnego - dziwi się decyzji o rozwodzie i ma nadzieję na to, że uda się jeszcze wszystko odwrócić i wskrzesić uczucie, które dawniej łączyło tę parę. "Kilka dni z życia Alice" to zatem powieść psychologiczno-obyczajowa. Wątek kryminalny w mocno zredukowanym stopniu pojawia się za sprawą Giny - najlepszej przyjaciółki, obecnie nieżyjącej. Alice czuje, że kiedy zrozumie, co łączyło ją z Giną i co stało się z kobietą - wróci jej pamięć. Na razie walczy o normalność każdego dnia.
Liane Moriarty z powodzeniem przedstawia rzeczywistość bohaterki, której świat wywrócił się do góry nogami. Nie rozbudowuje przesadnie teraźniejszości, pozwala na przyjrzenie się sprawom, które zadecydowały o aktualnym losie Alice: analizuje relacje towarzyskie i przedstawia przemyślenia bohaterek - mniej niż bieg wydarzeń liczy się tutaj sposób prowadzonej nad nimi refleksji, możliwość pogodzenia się z codziennością. "Kilka dni z życia Alice" to powieść niespieszna, kierowana do tych czytelniczek, które lubią zadawać sobie pytania i zastanawiać się nad słusznością podjętych wyborów. Wypadek brzemienny w skutki okazuje się punktem wyjścia do przewartościowań: przypomnienia sobie o dawnych ideałach i o nadziejach na przyszłość. Liane Moriarty znajduje wskazówkę, która pozwala naprawić popełnione błędy, a w oprawie z amnezji wypada przekonująco.
Powrót
Liane Moriarty bardzo dobrze radzi sobie z budowaniem skomplikowanych psychologicznych problemów, które stanowią bazę fabuł rozłożystych powieści. "Kilka dni z życia Alice" to odsłanianie sekretów z codzienności bohaterki - bez kryminalnych komplikacji. Liczy się po prostu zestaw międzyludzkich relacji i sposoby na niszczenie sobie życia i zapominanie o dawnych ideałach. Wszystko zaczyna się w momencie, gdy Alice Love przewraca się na siłowni i uderza się w głowę. W następstwie wypadku traci czasowo pamięć: nie rozpoznaje bliskich i nie wie, co wydarzyło się przez ostatnie dziesięć lat. Jest przekonana, że dobiega trzydziestki, za chwilę urodzi pierwsze dziecko i ma kochającego męża, który świata poza nią nie widzi. Wkrótce przekona się, że ma bliznę po cesarskim cięciu, jej najstarsze dziecko jest już pyskatą nastolatką, która męczy otoczenie skokami nastroju, a Nick nie może się doczekać końca sprawy rozwodowej. Siostra przeżywa dramaty kolejnych poronień, mimo starań nie może zajść w ciążę i czas spędza na terapii (pisze zresztą - zgodnie z zaleceniem swojego terapeuty - listy wypełnione emocjami związanymi z codziennością, do której wkracza także nowa sytuacja Alice). Alice bardzo chce, żeby otoczenie uwierzyło, że jej stan się poprawia. Nie zamierza spędzać w szpitalu więcej czasu niż to konieczne, dlatego musi zacząć grać i informacje na temat swojego życia z ostatniej dekady poznawać od kolejnych napotkanych znajomych (których przecież jeszcze nie zna, a przynajmniej tak jej się wydaje). Czekają ją też rozmaite obowiązki - Alice będzie musiała poradzić sobie sama. Może przy wsparciu nowego partnera, który bardzo się stara zasłużyć na uznanie. Nie ma jeszcze pojęcia, że "nowa" Alice tęskni za Nickiem i uważa go za faceta idealnego - dziwi się decyzji o rozwodzie i ma nadzieję na to, że uda się jeszcze wszystko odwrócić i wskrzesić uczucie, które dawniej łączyło tę parę. "Kilka dni z życia Alice" to zatem powieść psychologiczno-obyczajowa. Wątek kryminalny w mocno zredukowanym stopniu pojawia się za sprawą Giny - najlepszej przyjaciółki, obecnie nieżyjącej. Alice czuje, że kiedy zrozumie, co łączyło ją z Giną i co stało się z kobietą - wróci jej pamięć. Na razie walczy o normalność każdego dnia.
Liane Moriarty z powodzeniem przedstawia rzeczywistość bohaterki, której świat wywrócił się do góry nogami. Nie rozbudowuje przesadnie teraźniejszości, pozwala na przyjrzenie się sprawom, które zadecydowały o aktualnym losie Alice: analizuje relacje towarzyskie i przedstawia przemyślenia bohaterek - mniej niż bieg wydarzeń liczy się tutaj sposób prowadzonej nad nimi refleksji, możliwość pogodzenia się z codziennością. "Kilka dni z życia Alice" to powieść niespieszna, kierowana do tych czytelniczek, które lubią zadawać sobie pytania i zastanawiać się nad słusznością podjętych wyborów. Wypadek brzemienny w skutki okazuje się punktem wyjścia do przewartościowań: przypomnienia sobie o dawnych ideałach i o nadziejach na przyszłość. Liane Moriarty znajduje wskazówkę, która pozwala naprawić popełnione błędy, a w oprawie z amnezji wypada przekonująco.
czwartek, 25 maja 2023
Irisz Agócs: Nauka rysowania. Zacznij od ziemniaczka
Nasza Księgarnia, Warszawa 2023.
Miłość do rysunków
Irisz Agócs wybiera własną metodę uczenia rysowania - rysowania komiksowego i zabawnego, a przy tym bardzo uroczego. Nie będzie tutaj tworzenia realistycznych obrazków, które pokażą innym spostrzegawczość i wyczucie proporcji, za to autorka umożliwi kreowanie komiksowych światów i sympatycznych zwierzątek, które ubarwią każdą opowieść (a nawet przyczynią się do układania własnych). Metoda jest równie niezwykła jak efekty działania rysowników amatorów w każdym wieku (bo i dorośli powinni po lekturze chwycić za ołówki i sprawdzać, co uda im się stworzyć). Irisz Agócs zachęca, by zacząć od ziemniaczka. Wychodząc od niekonkretnego kształtu - przypominającego ziemniaczka (czasem bardziej wydłużonego, czasem nieco kanciastego) można powołać do istnienia najróżniejsze stworzenia, ludzi i zwierzęta. Niektóre nawet po kilka razy (bo trzeba zapewnić towarzyszy kolejnym narysowanym bohaterom). Wystarczy dodać minę do ziemniaczka, żeby uzyskać konkretną postać. W zależności od wielkości uszek, koloru albo posiadania przez ziemniaczka ogonka otrzyma się określone gatunki zwierząt. Wszystko tkwi w szczegółach i odbiorcy bardzo łatwo nauczą się wykorzystywać drobiazgi do nadawania charakteru i cech gatunkowych swoim bohaterom. Autorka dzieli rysunki na kolejne proste etapy (bardzo proste: w pierwszym rysowaniu misia jeden krok to dorysowanie uszek, drugi - nosa, trzeci - dodanie kreski, która będzie zaczątkiem miny, a czwarty - zaznaczenie oczu. Co ciekawe, większość wskazówek kończy się poleceniem, by pokochać stworzonego zwierzaka - nie ma w tym nic dziwnego, bohaterowie z ziemniaczka są idealni do tego, by zachwycać się nimi i by cieszyć się możliwością wprowadzania ich w świat wyobraźni.
Liczą się tu rysunki zabawne, celowo przerysowywane, charakterystyczne i komiczne jednocześnie - stworzenia, które powstają z ziemniaczków, budzą sympatię i cieszą. Nie wymagają - przynajmniej w teorii - wielkich umiejętności plastycznych, propozycje tej autorki wyglądają na ekstremalnie proste, możliwe do osiągnięcia dla każdego, nawet jeśli ktoś do tej pory nie umiał rysować. Chce się sprawdzać te wskazówki, zwłaszcza że nie wymagają ani wielkich przygotowań, ani ogromnych nakładów pracy czy czasu - można korzystać z tak nakreślonych schematów do woli, urozmaicać je i wprowadzać kolejne gatunki (również przy wyjściu od ziemniaczka). Książka publikowana przez Naszą Księgarnię składa się z dwóch połączonych tomów - co oznacza, że będzie tu więcej inspiracji i obietnic dobrej zabawy. Dzieci nauczą się dzięki takiej lekturze i takim wskazówkom obserwowania świata, przekonają się, że potrzeba bardzo niewiele, żeby móc przedstawić konkretne zwierzęta. Dzięki takiej publikacji można się pobawić w rysowanie - ilustrowanie lub wręcz tworzenie obrazkowych historyjek. Irisz Agócs dzięki poczuciu humoru najbardziej zaprasza na wspólne rozrywki - ziemniaczki zamieniane w zwierzęta to sposób na rozwijanie wyobraźni oraz zdolności manualnych, to propozycja, która dodaje pewności siebie i przypomina o radości tworzenia. Książka "Nauka rysowania. Zacznij od ziemniaczka" to publikacja ważna i cenna, warto zwrócić na nią uwagę - bo chociaż poradników dotyczących tworzenia ilustracji jest na rynku mnóstwo, rzadko kiedy spotyka się aż tak spersonalizowaną, charakterystyczną i wesołą opowieść o tym, jak rysować i jak powoływać do istnienia kolejne zabawne rysunkowe istotki.
Miłość do rysunków
Irisz Agócs wybiera własną metodę uczenia rysowania - rysowania komiksowego i zabawnego, a przy tym bardzo uroczego. Nie będzie tutaj tworzenia realistycznych obrazków, które pokażą innym spostrzegawczość i wyczucie proporcji, za to autorka umożliwi kreowanie komiksowych światów i sympatycznych zwierzątek, które ubarwią każdą opowieść (a nawet przyczynią się do układania własnych). Metoda jest równie niezwykła jak efekty działania rysowników amatorów w każdym wieku (bo i dorośli powinni po lekturze chwycić za ołówki i sprawdzać, co uda im się stworzyć). Irisz Agócs zachęca, by zacząć od ziemniaczka. Wychodząc od niekonkretnego kształtu - przypominającego ziemniaczka (czasem bardziej wydłużonego, czasem nieco kanciastego) można powołać do istnienia najróżniejsze stworzenia, ludzi i zwierzęta. Niektóre nawet po kilka razy (bo trzeba zapewnić towarzyszy kolejnym narysowanym bohaterom). Wystarczy dodać minę do ziemniaczka, żeby uzyskać konkretną postać. W zależności od wielkości uszek, koloru albo posiadania przez ziemniaczka ogonka otrzyma się określone gatunki zwierząt. Wszystko tkwi w szczegółach i odbiorcy bardzo łatwo nauczą się wykorzystywać drobiazgi do nadawania charakteru i cech gatunkowych swoim bohaterom. Autorka dzieli rysunki na kolejne proste etapy (bardzo proste: w pierwszym rysowaniu misia jeden krok to dorysowanie uszek, drugi - nosa, trzeci - dodanie kreski, która będzie zaczątkiem miny, a czwarty - zaznaczenie oczu. Co ciekawe, większość wskazówek kończy się poleceniem, by pokochać stworzonego zwierzaka - nie ma w tym nic dziwnego, bohaterowie z ziemniaczka są idealni do tego, by zachwycać się nimi i by cieszyć się możliwością wprowadzania ich w świat wyobraźni.
Liczą się tu rysunki zabawne, celowo przerysowywane, charakterystyczne i komiczne jednocześnie - stworzenia, które powstają z ziemniaczków, budzą sympatię i cieszą. Nie wymagają - przynajmniej w teorii - wielkich umiejętności plastycznych, propozycje tej autorki wyglądają na ekstremalnie proste, możliwe do osiągnięcia dla każdego, nawet jeśli ktoś do tej pory nie umiał rysować. Chce się sprawdzać te wskazówki, zwłaszcza że nie wymagają ani wielkich przygotowań, ani ogromnych nakładów pracy czy czasu - można korzystać z tak nakreślonych schematów do woli, urozmaicać je i wprowadzać kolejne gatunki (również przy wyjściu od ziemniaczka). Książka publikowana przez Naszą Księgarnię składa się z dwóch połączonych tomów - co oznacza, że będzie tu więcej inspiracji i obietnic dobrej zabawy. Dzieci nauczą się dzięki takiej lekturze i takim wskazówkom obserwowania świata, przekonają się, że potrzeba bardzo niewiele, żeby móc przedstawić konkretne zwierzęta. Dzięki takiej publikacji można się pobawić w rysowanie - ilustrowanie lub wręcz tworzenie obrazkowych historyjek. Irisz Agócs dzięki poczuciu humoru najbardziej zaprasza na wspólne rozrywki - ziemniaczki zamieniane w zwierzęta to sposób na rozwijanie wyobraźni oraz zdolności manualnych, to propozycja, która dodaje pewności siebie i przypomina o radości tworzenia. Książka "Nauka rysowania. Zacznij od ziemniaczka" to publikacja ważna i cenna, warto zwrócić na nią uwagę - bo chociaż poradników dotyczących tworzenia ilustracji jest na rynku mnóstwo, rzadko kiedy spotyka się aż tak spersonalizowaną, charakterystyczną i wesołą opowieść o tym, jak rysować i jak powoływać do istnienia kolejne zabawne rysunkowe istotki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)