* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 29 maja 2015

Paweł Beręsewicz: Pan od angielskiego

Egmont, Warszawa 2015.

Życzenie

W słownikach dzieci uczących się angielskiego pojawia się dziwne słowo, „bosungsing”. Dorośli nie wiedzą, co ono znaczy, a maluchy opisują wielkie dziwne stworzenie, zielone, z uszami w kształcie serc. Nie wiedzą, że właśnie pomagają władcy Dębowego Królestwa w spełnieniu życzenia kapryśnej córki. Królewna chce, żeby słońce było niebieskie. Tak dziwne życzenie można spełnić tylko wtedy, gdy dziesięć tysięcy ludzi jednocześnie wypowie magiczne zaklęcie. Problem w tym, że ludzie nie wiedzą – i nie mogą się dowiedzieć – o Dębowym Królestwie. Przez soki dębu i konary wysłannik królestwa przenika do świata ludzi i jako pan od angielskiego wypełnia swoją misję. O jego przygodzie opowiada, jak zawsze z humorem, Paweł Beręsewicz w drobnym tomiku „Pan od angielskiego”.

Chodzi o to, w całej serii Egmontu, żeby nauczyć dzieci sięgania po książki: nie dla nauki, ale dla rozrywki. Te maluchy, które cenią sobie fantastykę, otrzymają więc historię z dziedziny fantastyki (lub, jak kto woli, bajkowości). Ludzie nie znają prawdziwych intencji pana od angielskiego, tylko czytelnicy połączą fakty i dowiedzą się, dlaczego ten bohater tak uparcie przekonuje do istnienia bosungsingów. Pan od angielskiego zresztą sam w sobie jest ciekawy: może dać się wchłonąć drzewu lub przybrać ludzką postać, przyczepiając sobie sztuczne uszy. Beręsewicz wprowadza dwa równoległe światy, których pan od angielskiego jest łącznikiem. Rzadko się zdarza, żeby do zaspokojenia kaprysów bajkowej królewny wprowadzać prawdziwych ludzi – którzy w dodatku nie mają pojęcia o istnieniu tajnego królestwa. Paweł Beręsewicz dostarcza maluchom rozrywki. Wybiera jednokierunkową i nieskomplikowaną fabułkę, dokłada do niej trochę sekretu i trochę magii, żeby zaserwować całość jako namacalne świadectwo istnienia bajkowych krain. Chodzi w końcu o to, żeby utrzymać w tajemnicy przed rodzicami Dębowe Królestwo: kilkulatki mogą za to uważnie rozglądać się w parkach za przybyszem z bajek. „Pan od angielskiego” może być jedną z pierwszych samodzielnie przeczytanych lektur – Beręsewicz stara się więc nie przytłaczać odbiorców ani nadmiarem tekstu, ani nadmiarem wątków. Wystarczy nieobecny bosungsing jako swoista komplikacja akcji. Zresztą manewr autora musi się powieść: polega przecież na budowaniu wspólnej z odbiorcami płaszczyzny porozumienia.

Nie jest „Pan od angielskiego” historią przesadnie rozwijaną także z tego powodu, że do zarysowania intrygi wystarcza minimum słów. To i tak znacznie więcej niż otrzyma dziecko za pośrednictwem telewizyjnych bajek. Zresztą autor mieści się w założeniach serii także dzięki – wyróżnianym w druku – literackim sformułowaniom wprowadzanym do wokabularzy najmłodszych. To prosta metoda na uczenie maluchów ładnego wysławiania się. Beręsewicz w formie stawia na tradycję, nawiązuje rytmem narracji do klasycznych bajek, a i do zwyczaju czytania dzieciom przed snem. To objawia się zwłaszcza w zwrotach do małych odbiorców – i w sugerowaniu konieczności zachowania tajemnicy. „Pan od angielskiego” nie jest tomikiem, który zaabsorbuje na długo i który wstrząśnie czytelnikami. Sprawdzi się jako książka do ćwiczenia czytania, ale również jako lektura przed snem – wyciszająca i rozbudzająca wyobraźnię. Wiele przygód może jeszcze czekać w Dębowym Królestwie – Paweł Beręsewicz zarysowuje jedną, żeby pokazać, jaką siłę mają marzenia. „Pan od angielskiego” w żaden sposób nie nawiązuje do nudnych lekcji języków obcych. To przepustka do krainy fantazji – dla tych dzieci, które nie boją się podjąć wysiłku samodzielnego czytania. Bo dorośli o Dębowym Królestwie nie mogą przecież wiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz