* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 3 grudnia 2009

Piotr Milewski: Szkice glanem

Niebieska Studnia, 2009.

Poetyka glana


Ślady pozostawione przez glany są wyraziste. Przeważnie niechciane, niewygodne, trudne do usunięcia, ale i momentami fascynujące. Takie właśnie utwory znajdują się w „Szkicach glanem” Piotra Milewskiego. Zbiorek ów to książka, która wprawiła mnie w niekłamany zachwyt. Poetyka glana w połączeniu z mocną intertekstualnością i zacięciem satyrycznym, a także – akcentami pastiszowości – czyni z publikacji Niebieskiej Studni rzecz niebanalną i kuszącą.
Piotr Milewski kreuje się na buntownika – poczynając od zdjęcia na czwartej stronie okładki (długowłosy facet w stylu Perepeczkowego Janosika z tatuażami na muskularnych ramionach) – po wizerunki tekstowe. Bohater części felietonów jest rzetelnym dziennikarzem. Tak rzetelnym, że sprawdzić musi wszystko. Wpływ alkoholu na pracę, diabła, który podobno zamieszkał na Greenpoincie, końską przeszłość jednej ze sławnych aktorek. Z czasem przechodzi ów bohater rozmaite metamorfozy, staje się królikiem doświadczalnym dla pisarza, doświadcza zwielokrotnienia jaźni, w przypadkowo spotkanych przechodniach wyzwala najniższe, agresywne instynkty, snuje plany podboju świata, zmienia płeć jak rękawiczki, a czasem po prostu przedstawia plastycznie zmiany nastroju. Problem w tym, że przegląd tematów, jakie w „Szkicach glanem” się pojawiają, absolutnie nie odzwierciedla dynamiki zbiorku. Bo bunt Milewskiego poza lekką dozą absurdu wprowadzanego do codzienności przejawia się przede wszystkim w języku – realizacje pomysłów są prawdziwą atrakcją utworów.
Nie ma w tym tomiku półśrodków, Milewski tratuje glanami czytelników, wymierza celne kopniaki rutynie i konwencji, idealnie trafia tam, gdzie akurat ma ochotę uderzyć. Do tego nie wystarczy sprawne pióro – potrzebna jest jeszcze zdolność postrzegania. Piotr Milewski nie czeka z puentami na koniec tekstu – trafne komentarze wbija do utworów zanim jeszcze staną się możliwe do przewidzenia. Umieszcza je bezbłędnie z punktu widzenia satyry. Co ważne – nie powtarza tych samych chwytów, nie da się wyznaczyć w „Szkicach glanem” konkretnych „ulubionych” środków i zabiegów, którymi Milewski posługuje się niemal odruchowo. Ma na to prawdopodobnie wpływ talent parodystyczny, rewelacyjny słuch autora, umożliwiający odwzorowywanie prawdziwych i wymyślonych gwar czy najbardziej typowych językowych błędów. Indywidualizacja postaci przebiega więc na płaszczyźnie języka – ale także w warstwie charakterów i wyglądów, bo przecież z pozoru zwyczajni ludzie są tu wtrącani w nonsensowne okoliczności, to sprawia, że w miejsce stereotypów i płaskich opowiadań pojawiają się historie żywe i barwne – co z tego, że nierealne?
Najlepiej jednak odwaga językowa przejawia się w utworach rymowanych. Tu zbliża się Piotr Milewski pod względem wynalazczości do „Słopiewni” Tuwima, czasem do Bolesława Leśmiana i do futurystycznych poszukiwań Brunona Jasieńskiego. „Spolegają raźnie, chwist popyla chysio, / Flancuje papiórek, kwile cyk / Dobija Manuel, Rosita i Rysio. / Skąd Rysio? A wturlał przez piecyk” – snuje autor swoją opowieść, sens jej wtapiając w sferę brzmienia i pozwalając czytelnikom na dokonywanie samodzielnych interpretacji. Historia płynie swobodnie, niezależnie od reguł gramatycznych, czasem przypomina obcy żargon, ledwie zrozumiały, a przecież kuszący. Milewski nie proponuje bełkotu (choć jeśli ktoś nie zechce zadać sobie trudu i prześledzić tekstu, tak będzie zapewne uważał) – to raczej alkoholowo-narkotyczne wizje wzbogacone o pierwiastek bezinteresownej satyry. Kreację młodego gniewnego zaburzają tu bogate erudycyjne wstawki – ślady międzytekstowej korespondencji zaczynają się w tytule, a potem powracają w kolejnych utworach. Milewski bawi się formą, dedykacjami i klasycznymi wersjami opowiadań.
W „Szkicach glanem” absurd, choć stale obecny, nie dominuje nad treścią, raczej ją warunkuje (dla porównania – Niżej Podpisany w swoim czterotomowym cyklu absurd wysuwa na pierwszy plan). Piotr Milewski jest logiczny i naturalny – do czasu, zaskakując czytelników pomysłami na rozwój fabuły, wprowadza ich w świat nieokiełznanej wyobraźni, pofragmentowanej i niepełnej, przez swoją odłamkowość zwielokrotnionej, niepojętej i niemożliwej do ogarnięcia. Zdecydowanie, glanem można całkiem sporo wyrazić. Nawet bardzo dowcipnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz