* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Andrzej Mleczko: Seks, mydło i powidło

Iakry, Warszawa 2008.


Wbrew konwencjom

Andrzej Mleczko w swojej twórczości mocno eksploatuje motyw seksu – obok niego chyba tylko Andrzej Czeczot porywa się na ten stopień ludyczności, choć jest autorem mniej kojarzonym przez dzisiejszych odbiorców. Szósty wydany przez Iskry album Mleczki ma tytuł „Seks, mydło i powidło”, co może oznaczać skupienie na temacie dozwolonym od lat osiemnastu, więc i dodatkowy magnes dla wielbicieli najsłynniejszego współcześnie rysownika satyrycznego. Jednak w książce tylko pierwsza część obrazków dotyczy intymnych spraw damsko-męskich, reszta, tym razem niepogrupowana w konkretne działy, stanowi ciekawą mieszaninę tematyczną. Znajdują się tu wątki typowe dla Mleczki – polityka, niebo i piekło, czarny humor, ale i nowe podzbiory, powiązane wspólnymi motywami – pojawia się kilka klatek z bokserami, trochę historyjek z drobiem w roli głównej, komórkowy savoir vivre (czyli humorystyczne ilustracje do porad związanych z korzystaniem z telefonów), migawki z epoki kamienia łupanego, czy zestaw okolicznościowych rysunków świątecznych z przymrużeniem oka. Mleczko nie stroni od przedstawiania przemocy i brutalności, co przenosi jego prace w sferę popkultury: swoimi dziełami wpisuje się w zapotrzebowania odbiorców masowych i często to właśnie względy komercyjne decydują o rozwiązaniach humorystycznych.
Dla Mleczki nie ma tematów tabu. W „Seksie, mydle i powidle” nie ma też pruderii, autor przedstawia najbardziej wyuzdane pomysły w zupełnie naturalny sposób. Śmiech płynący z zaskoczenia łączy się tu z próbą zaszokowania odbiorców, więc reakcją na tomik nie musi być proste rozbawienie, przynajmniej nie w przypadku tych pasków, które wiążą się z przełamywaniem granic. W albumie daje się zauważyć charakterystyczne dla twórcy przeplatanie płaszczyzn. Zwierzęta, których w „Seksie, mydle i powidle” całkiem sporo, zachowują się zupełnie jak ludzie, przypominają się tu – mimo że to dość odległe skojarzenie – klasyczne bajki, w których antropomorfizacje stają się nośnikiem wiadomości o charakterach przedstawicieli homo sapiens. Andrzej Mleczko dokonuje czegoś więcej: przekształca światy. Dzięki przeniesieniom otrzymuje absurdalne a logiczne historie, utrwalone w jedno- lub dwuklatkowych rysunkach – stąd bierze się musze pogotowie ratunkowe (jeden z piękniejszych, czerpiących z bezinteresownego komizmu obrazków „dla wszystkich”), czy pomysł na piekło kreta. Ilustracją tego mechanizmu może być teleturniej dla polityków – Mleczko wtrąca znane typy postaci w kontekst z innej – obcej dla tych postaci – sfery, zderza ze sobą dwa rodzaje stereotypów.
Spora grupa prac dotyczy różnych kultur i różnych czasów. Mleczko chętnie odwołuje się do średniowiecza – triada rycerz – król – kat powtarza się na kartach albumu dość często i w rozmaitych wersjach. Autor czerpie z intertekstualności, wykorzystuje wyobrażenia zbanalizowane lub zderza ze sobą style, nie pozwala bohaterom na spokojne istnienie w ramach konkretnej konwencji.
Andrzej Mleczko uprawia satyrę ludyczną. Interesują go tematy niskie, obscena, sfery wulgarne i wylgaryzowane. Nie stosuje omówień i nie przemilcza kwestii niewygodnych, przeciwnie – wysuwa je na pierwszy plan. Wykorzystuje nieskomplikowany humor – nie oznacza to jednak braku głębi rysunków, wiele w zbiorku przesłań i trafnych diagnoz, które zgrabnie wkomponowane zostały w szokujące nieraz obrazki. Przypuszczam, że wysoka jest cena artystyczna, jaką autor musi zapłacić za bycie rozpoznawalnym (ciekawe, swoją drogą, ilu polskich rysowników satyrycznych potrafiliby wymienić przeciętni odbiorcy): wiele osób dostrzeże tylko powierzchniową warstwę obrazków, a Mleczko będzie postrzegany jako popartysta. Mleczko ma pomysł na swoje rysunki satyryczne, ma odwagę do przeciwstawienia się ogólnie przyjętym normom, ma też szereg wiernych odbiorców, których do sięgnięcia po kolejny album przekonywać nie trzeba.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz