* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 13 grudnia 2009

Julian Tuwim: Cicer cum caule, czyli groch z kapustą

Iskry, Warszawa 2009


Ostatni taki kolekcjoner

Wśród wspomnień o Julianie Tuwimie (swoją drogą trudno dostępna nawet w bibliotecznych archiwach księga ze wspomnieniami o Tuwimie należy do ciekawszych lektur tego typu) powtarzały się niezwykle często informacje o jego bibliofilskiej pasji i cierpliwości w wyszukiwaniu literackich lub kulturowych ciekawostek. Iskry po monumentalnym „Pegazie” przypominają teraz równie imponujący tak pod względem objętościowym, jak i treściowym, tom „Cicer cum caule, czyli groch z kapustą”, który obok opublikowanego wcześniej wznowienia „Sensacji z dawnych lat” Romana Kalety złoży się na sylwiczny rejestr kuriozów i niezwykłości.
Tuwim-archiwista, stały bywalec antykwariatów, literacki archeolog – to mniej znana szerszemu gronu odbiorców rola autora. Tymczasem alchemik słowa pasjonował się twórczością nie drugiej, a trzeciej, czwartej i piątej kategorii, kolekcjonował namiętnie owoce grafomańskich wynurzeń, rejestrował pomysły dziwaków, bawił się zbieraniem pomysłów, na które nikt nie chciał nawet spojrzeć. Interesowały go dziwactwa, bziki, elementy ludycznej twórczości, idee już w chwili narodzin skazane na zapomnienie. Część efektownego zbioru, opatrzona autorskim komentarzem, trafiała na łamy „Problemów” – dziś nowe wydanie książkowej wersji „Grochu z kapustą” cieszyć może czytelników i zasilić półkę satyry Iskier.
Grubo ponad sześćset stron wypisów ze starych czasopism (nierzadko z minionych wieków), pożółkłych ksiąg, zapomnianych przez pokolenia, porad, nowinek, które z biegiem czasu utraciły pierwotną wartość, nabrały za to rysu komicznego, rejestrów omówień, gier logicznych – tego wszystkiego, co określić można krótko mianem osiągnięć kolekcjonerskich – otrzymają odbiorcy tomu. Tuwim zaproponował zestaw krótkich notatek, cytatów i przykładów dobranych tak, by ich nowy, nieprzewidziany przez twórców sens wybrzmiał w pełni, uwypuklony przez przemiany społeczne czy kulturowe. Nie sposób i dziś, po pół wieku od książkowej publikacji kuriozów, przejść obok rejestru dziwactw obojętnie. „Cicer cum caule” gwarantuje dobrą zabawę: przegląd śmiesznostek minionych wieków, pokaz niemodnych poetyk i osiągnięć samozwańczych artystów. Gwarantem rozrywki staje się sam Tuwim – wyczulony na absurd w każdej postaci (część przykładów z życia nasuwać będzie nawet mimowolne skojarzenia z tomikiem „W oparach absurdu”, zapisem zabaw dwóch wybitnych skamandrytów), ze znajomością rzemiosła satyrycznego i… mentalności odbiorców. W książce „Cicer cum caule”, skomponowanej przecież w ogromnej większości z wycinków i działań innych, dają się dostrzec dwie twarze Tuwima (tytuł książki Piotra Matywieckiego staje się całkiem wygodną metaforą). Pierwsze oblicze to wizerunek autora – czytelnika, rozbawionego niespodziewanym znaleziskiem, przenikliwego umysłu, któremu pokłady ironii pozwalają odpowiednio ocenić materiał. Drugą twarzą Tuwima będzie natomiast radosna twarz hobbysty – zbieracza, który właśnie odnalazł skarb i przyszłą perłą swojej kolekcji pragnie natychmiast podzielić się z innymi. Te dwie postawy przekładają się na lekturę: cały olbrzymi tom składa się właśnie z klejnotów o podwojonej wartości – szlifuje je Tuwim dzięki sprawności satyryka, oświetla blaskiem szczęścia kolekcjonera.
Książka ma kompozycję sylwiczną, złożona jest z drobnych wycinków, niewielkich fragmentów utworów, krótkich komentarzy i przytoczeń. Po raz kolejny udowadnia Tuwim, że zwięzłość jest duszą dowcipu. Nierozbudowane cytaty pozwalają na dobre wyeksponowanie puent tekstów (pierwotnych lub narzuconych przez nowy kontekst komicznych podsumowań). Istotą większości wypisów okazuje się zaskoczenie: kurioza spotykają się przede wszystkim z niedowierzaniem odbiorców – na granicy autentyczności i recyclingowo uzyskanego przeznaczenia (źródła rozrywki) leży ich śmieszność. „Groch z kapustą” to zestaw drobnych informacyjek, które umykają zarówno historykom literatury, jak i przeciętnym odbiorcom, faktów, które nie przedostały się do zbiorowej świadomości. To nagromadzenie ciekawostek niepotrzebnych, a kuszących ze względu na walory śmiechotwórcze. To wreszcie kompendium wiedzy o ludziach, którzy fascynują i budzą grozę, dziwakach, którzy dzięki Tuwimowi nie odeszli w całkowite zapomnienie. Twórca tej nietypowej kolekcji utrwalił postacie, jakich nie dało się traktować z pełną powagą – to owocuje niekonwencjonalną lekturą.
Julian Tuwim daje też kilka własnych pomysłów – dowodów na ogromną archiwistyczną pracę. Kto dziś zaproponowałby utworzenie Towarzystwa Ochrony Księżyca Przed Wybujałą Fantazją Poetów (TOKPWFP) i skatalogowałby metafory lunarne? (W bardzo ograniczonym zakresie mógłby zająć się tym chyba jedynie Artur Andrus). Były skamandryta jawi się w tym zbiorze jako uważny obserwator – wypisuje najbardziej kwieciste tytuły kazań z XVII wieku, pokazuje słowo, którym mieści się pięć języków, rejestruje zabawne szyldy warszawskie i zagadki matematyczne, wynajduje nielogiczne cytaty (co człowiek może w literaturze zrobić w ciągu jednej minuty), przytacza przepis na bulion homeopatyczny z cienia gołębi i dydaktyczne wierszyki dla dzieci. Przegląda dziewiętnastowieczną prasę. Przywołuje nietypowe ogłoszenia (happy end do „Romea i Julii”) i pomysł na nowe zastosowanie sił elektrycznych. Udowadnia, że konstrukcja cepa nie jest zbyt prosta i sięga po pierwszy drukowany utwór Żeromskiego. Znajduje sposób na przepowiadanie pogody z zachowania pająka, a w służbę higienie zaprząta rymowanki z XIX wieku. Proponuje galerię dziwaków (moim ulubionym pozostanie golibroda, który mówił do klientów grafomańskimi wierszykami – z cytatem „Proszę siedzieć sztywno / Jak drywno”): wśród nich językoznawców, którzy wymyślali nowe części mowy, według własnych pomysłów: otłochy, łągosy, trzmiony i dżoty. W notatkach prasowych dostrzega komiczne dziś przepowiednie i omówienia nowinek technicznych. Znajdą się tu dawne wróżby, definicje (co to są zwierzęta?), znajdzie się najdziwniejsza i najbardziej melancholijna pieśń polska – o bczołach – ale i porady: na przykład, czym karmić kury, by znosiły większe jajka z podwójnymi żółtkami.
Rolę Tuwima w oswajaniu kolejnych dziwactw widać prawem kontrastu – ostatnią część tomu stanowią wycinki „z teki pośmiertnej”, pozbawione już dopowiedzeń i uściśleń. Nagle okazuje się, jak ważna jest – niewidoczna przecież na pierwszy rzut oka rola poszukiwacza-entuzjasty. Co ciekawe, Tuwim w „Grochu z kapustą” nie sięga po śmiech szyderczy. Nie ma w nim buty i wyższości (jaką przecież legitymował się za czasów młodości skamandryckiej): nie przytacza dzieł grafomanów, by ich wyśmiać, a po to, żeby się – razem z czytelnikami – pośmiać. Przeważnie rodzi się na kartach tej książki śmiech dobrotliwy i łagodny, humorystyczny a nie satyryczny.
„Posiadam nieprzebrane mnóstwo nikomu niepotrzebnych wiadomości” – pisał Tuwim w 1958 roku. Dziś coraz częściej „Cicer cum caule”, wyimek z bogatej kolekcji, staje się jedynym źródłem ciekawostek z minionych wieków. Trudno sobie obecnie wyobrazić podjęcie się takiego zadania – a przecież wysiłek Tuwima owocuje podziwianym przez następne pokolenia dziełem, dziełem, w którym nieistotne przedstawia się jako arcyciekawe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz