* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

środa, 30 grudnia 2009

Andrzej Kozioł: Alfabet krakowski Andrzeja Kozioła

WAM, Kraków 2009.


Abecadło króla Kraka

Warszawa znalazła swojego kronikarza codzienności w postaci nieocenionego Olgierda Budrewicza – współczesnym komentatorem krakowskich realiów chce natomiast być Andrzej Kozioł, który w wydawnictwie WAM publikuje kolejną książkę o tym pięknym mieście. Rzecz jasna, porównania z Budrewiczem, bedekerowym mistrzem, Kozioł nie wytrzyma, nie jest bowiem felietonistą, a jedynie zbieraczem. I „Alfabet krakowski Andrzeja Kozioła” tę właśnie strategię ocalania przeszłości najlepiej przedstawia.
Andrzej Kozioł tworzy przewodnik subiektywny, wędrówkę po jego Krakowie, po ludziach, którzy jemu wydali się istotni w krakowskim pejzażu, portretuje swoje otoczenie, przytacza własne wspomnienia i wiadomości, które przekazali mu przyjaciele (najprawdziwszą wyrocznią okazuje się Leszek Mazan, niemal wszystkowiedząca postać, słowa Mazana przyjmowane są bezkrytycznie). Z własnych doświadczeń, przeczuć i spostrzeżeń buduje obraz swojego miasta, próbując uchwycić przy okazji jego specyfikę.
W „Alfabecie krakowskim” rozmaite hasła uszeregowane zostały w porządku alfabetycznym. To po prostu drobne fragmenty krakowskiego pejzażu lat dawnych i dziś. Właściwie każde hasło, każda mikroopowieść, kryje w sobie materiał co najmniej na felieton – Kozioł rozprawia się z nimi w kilku zdaniach, rzadko kolejne artykuły hasłowe przekraczają objętościowo pół strony.
Co stanowi materię tej książki? Hasła można podzielić na kilka grup. Andrzej Kozioł przedstawia ludzi (zarówno wybitne osobistości, jak i postacie charakterystyczne, choć niekoniecznie wywodzące się z panteonu sław – prezentuje między innymi bywalców różnych knajp czy ludzi tworzących specyficzną atmosferę miejsc). Wynajduje barwne postacie, krakusom często znane, dla odbiorców z reszty kraju intrygujące i nietypowe. Opisuje Andrzej Kozioł miejsca – i tu ujawnia się także jego subiektywna perspektywa – jedno z muzeów zostaje docenione jako jedyne, w którym mógł autor palić papierosy. Rejestr miejsc różni się w wielu punktach od porad z turystycznych przewodników. Kozioł często utrwala na kartach swojego quasi-bedekera instytucje dziś już nieistniejące, zapomniane lub w ogóle nieznane. Do miejsc i ludzi dochodzą zwyczaje – zestaw podwórkowych zabaw (śmieszy bezradność autora, który nie ma pojęcia, o co chodzi w grach dziewczynek), ale i tradycji kultywowanych niegdyś przez dorosłych. Pojawia się kilka określeń, które poza Krakowem mają inne znaczenie – dodaje więc Kozioł i specyficzny słownik.
Raz zdarza się autorowi powtórzyć jedną opowieść, poza tym – wiele razy powraca do środowiska „Dziennika Polskiego” – to elementy, które w końcu w lekturze wpadną w oko. Ale strategia pisarska Andrzeja Kozioła sprowadza się poza tym do gromadzenia mniej lub bardziej atrakcyjnych anegdot, dotyczących kolejnych bohaterów historii. Przy lekturze zabawnych dykteryjek najczęstszym uczuciem staje się… żal – że tak skrótowo traktuje kronikarz poszczególne tematy (takie w końcu było założenie książki), że ogranicza się do jednej opowiastki, choć sprawia wrażenie, jakby mógł ich przywołać całe mnóstwo – kto wie, może Kozioł oszczędza gawędy na następną publikację?
Jest w tomie kilka sepiowych zdjęć, prezentujących Kraków i ludzi – zastrzeżenia można mieć do jednego podpisu: wspomnienia o kioskach zwanych okrąglakami – podczas gdy na pierwszym planie fotografii pyszni się zwyczajny słup ogłoszeniowy, zasłaniający stragan.
Sentymenty zaznacza Kozioł wielokropkiem – nietrudno zatem odnaleźć miejsca, które wywołują nostalgię autora, nie zawsze zresztą uchwyconą w dobrej puencie – na szczęście tytuł, poza wyrazistym określeniem paradygmatu odmiany nazwiska – wyklucza jakiekolwiek pretensje. Kozioł do pewnego stylu swoich odbiorców przyzwyczaił – jeśli ktoś szuka szybkiej, wartkiej opowieści, obiektywnej a nie prywatnej, zdecydować się powinien na coś innego. Kto natomiast liczy na dowcipną relację z duszą, temu publikacja WAM-u może przypaść do gustu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz