* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 1 grudnia 2009

Proszę mnie zastrzelić

Z Władysławem Sikorą – artystą kabaretowym, satyrykiem, reżyserem rozmawia Izabela Mikrut


Nie jesteś twórcą pomnikowym. Nie lubisz banalnych pochwał, oznak uwielbienia, podziwu fanów. Dlaczego?
Lubię pochwały ale w ograniczonej ilości, no i nie w formie uwielbienia. Sam siebie uwielbiam i to wystarczy. A ja przynajmniej wiem za co. A jak mi ktoś wyskakuje z uwielbieniem praktycznie nie znając moich wad - to coś tu nie gra. Czuję się wtedy obciążony. Mam prawo do błędu i niech mi go fanowie nie zabierają. Pomnikowość i uwielbienie to więzy.

Próby usytuowania Cię w szeregu satyryków są raczej trudne. Nie zapytam, czy kimś na początku kariery się inspirowałeś, ale - chciałabym dowiedzieć się, od kogo i jak (jeśli w ogóle) uczyłeś się fachu satyryczno-kabaretowego.
Banał - wychowywałem się na aktualnie topowych twórcach - Młynarski, Fedorowicz, Waligórski, Załucki, Dudek, Tey - i tu niespodzianka Kabaret Starszych Panów we wczesnych latach mnie nudził i irytował. Czy uczyłem się od nich - chyba nie. Mieli duży wpływ na moją wrażliwość ale chyba nie mieli wpływu na moje umiejętności.

W odróżnieniu od "starych mistrzów" czy uznanych kabareciarzy, którzy odcinają kupony od dawnej świetności i których dowcip coraz bardziej się tępi, Ty nie spoczywasz na laurach, ciągle zmieniasz obszary poszukiwań satyrycznych. Z czego to wynika?
To bardziej filozofia życiowa niż artystyczna. Mam syndrom Piotrusia Pana i nie mam ochoty się starzeć. Z tym na co nie mam wpływu muszę się pogodzić - ale cała reszta, którą sam mogę kształtować, jest polem eksperymentów, wysiłków, walki itp. I do takich pól zaliczam działalność artystyczną.
Sukces jest mi przyjemny i miły - ale nie kosztem starzenia się i uwikłania się w monotonię.

Jakie masz plany co do Adina? To przecież zespół na miarę Potemu, a obejrzeć go da się na razie wyłącznie na scenach offowych. Nie kusi Cię, żeby pokazać szerszemu gronu odbiorców, jak można tworzyć kabaret?
Kusi, nęci i podnieca. Ale to nie znaczy, że rzucę się zaraz w wir działań marketingowych. Adin jeszcze wciąż jest w fazie rozwojowej i zbyt wczesna profesjonalizacja (proszę czytać: przesunięcie priorytetów z rozwoju w kierunku kariery) drastycznie spowolni rozwój i ograniczy eksperyment.
Chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że nienaturalne opóźnienie kariery też działa na niekorzyść. Po prostu: nie jest łatwo.

Kiedyś programowo odcinałeś się od polityki. Dzisiaj to bunt przeciwko telewizji. Jaka jest szansa, że znowu ujrzymy Cię na szklanym ekranie (nie w powtórkach)?
Nie buntuję się przeciw telewizji. Nie będę się z koniem kopał. Buntuję się przeciw spłaszczaniu kabaretu, badziewnej formie prezentacji - wiele lat temu nie mogłem pojąć patrząc na włoskie i niemieckie programy rozrywkowe jak można się przy czymś takim plastikowym bawić. Nadal kompletnie tego nie akceptuję - chociaż niestety zaczynam rozumieć mechanizm. Gust telewizji kształtują adresaci reklam.
Nie zarzekam się, że w telewizji się nie pojawię - ale jak się pojawię w takim plastikowym gównie to proszę mnie jak najprędzej zastrzelić, żeby oszczędzić wstydu.

Zgoda. Co bawi i śmieszy Władysława Sikorę?
Czyli mnie? Bo tak się nazywam... no, chyba, że to zbieżność personaliów.
Jakby chodziło o mnie - to mnie śmieszą przede wszystkim rzeczy niepretensjonalne. Czyli z jednej strony sytuacje które zaskakują samych wykonawców a z drugiej strony bardzo lekko podawane żarty - niechby nawet i grube - ale z dystansem do siebie i swojej twórczości.

W niskobudżetowych pełnometrażowych produkcjach środowiska Wytwórni A'YoY zamieniasz się w człowieka-orkiestrę: piszesz scenariusze, grasz, reżyserujesz. Co w takiej pracy jest najtrudniejsze?
Wszystko. Ciągle sobie z tym nie radzę. Nie mam właściwego wyczucia napięć, tempa, akcentów, zwolnień. I ni cholery nie wiem na którym etapie zawalam to najbardziej. Ale po głowie chodzi mi przerażająca myśl: "na każdym!".
Jakby ktoś zapytał: czemu więc nie oddasz tego osobom bardziej utalentowanym filmowo? To odpowiem: bo wydaje mi się, że ci co by chcieli nie dadzą rady, a ci co daliby radę nie zechcą.

Niewiele osób wie, że jesteś także rysownikiem satyrycznym. Jakie miejsce w Twojej działalności zajmuje ten rodzaj twórczej ekspresji? Traktujesz rysunek jako hobby, czy obudowujesz go, jak kabaret, teorią?
Rysunek już od dawna jest przeszłością. Wykorzystuję czasem umiejętności plastyczne do różnych zadań artystycznych - ale z rysowaniem skończyłem wiele lat temu. Naprawdę próbowałem być dobrym rysownikiem ale... Teorii na szczęście nie wyprodukowałem - bo pewnie bym je udoskonalał zajmując się praktyką - a to nie moja działka.

W życiu prywatnym jesteś ponurakiem czy wesołkiem?
Ani jednym ani drugim. Wesołek to człowiek niespełniony próbujący zwrócić na siebie uwagę, ponurak też niespełniony ale bez nadziei, że tą uwagę na siebie zwróci. Ja się wydaję sobie człowiekiem spełnionym przez to wolę uśmiech niż śmiech.

Dziękuję za rozmowę.

1 komentarz:

  1. świetny wywiad:). takie teksty rodzą się ze zderzenia szalenie interesującego rozmówcy ze wszystkimi sztuczkami osoby, która przeprowadza wywiad;). super, przeczytałam dwa razy:)).

    świetnie nazwałaś tego bloga. ja też TU CZYTAM.
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń