* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 2 lipca 2017

Stephen King: Misery

Prószyński i S-ka, Warszawa 2017.

Więzienie

Jeśli groza, to koniecznie ból i strach, bez tych elementów trudno sobie wyobrazić historię trzymającą w napięciu. Na rynek powraca kolekcjonerska edycja dzieł Stephena Kinga, określana jako Kolekcja Mistrza Grozy. Pierwszy tom, „Misery”, to historia, która liczy sobie trzydzieści lat i zawężona została – poza drobnymi wyjątkami – do dwóch postaci. Paul Sheldon, bohater tomu, to autor bestsellerów. Pisze przede wszystkim powieści romansowe, dzięki nim wybija się na rynku i zdobywa uznanie mas. Chciałby jednak zapisać się w historii literatury czymś głębszym. Stara się więc uśmiercić Misery Chastain, postać ze swojej serii – i stworzyć zupełnie inne dzieło, w oderwaniu od hitów wydawniczych. Jego zamiary komplikują się jednak za sprawą poważnego wypadku samochodowego. Kiedy Paul odzyskuje przytomność, przekonuje się, że trafił do domu Annie Wilkes, fanki cyklu o Misery. Annie jest byłą pielęgniarką i wierną czytelniczką. Opiekuje się pisarzem z prawdziwym oddaniem. Paul Sheldon spostrzega w pewnym momencie, że ma zmiażdżone nogi – i że jest faszerowany narkotykami. Sama Annie ma wobec twórcy iście szatańskie plany. Dla Paula lepiej by było zginąć na drodze – gehenna, jaką przechodzi, to ziszczenie się najgorszych koszmarów.

W „Misery” Stephen King dość dużo miejsca – jak na literaturę masową – poświęca autotematyzmowi. Ratunkiem dla Paula powinno być tworzenie, tyle że – pod dyktando psychopatycznej fanki. Annie żąda ocalenia Misery i ułożenia nowej atrakcyjnej fabuły z tą bohaterką. Nie przyjmuje odmowy, a środki perswazji miewa wyjątkowo brutalne. Całkowitą władzę nad pisarzem manifestuje na różne sposoby i mężczyzna, który z połamanymi nogami jest kompletnie bezradny, musi naprawdę starannie obmyślić plan działania. Każda jego pomyłka będzie karana z całym okrucieństwem. Annie Wilkes w swojej przeszłości skrywa sporo zbrodni, wiadomo, że nie cofnie się przed niczym i że nie można jej ufać. Paul, by zyskać na czasie, pisze nową powieść na dostarczonej mu maszynie. Stopniowo odpadają z niej kolejne litery – a to ładna metafora blokady twórczej. W „Misery” toczy się gra między rozsądkiem i emocjami. Co pewien czas Stephen King wprowadza fragmenty budowanej z mozołem przez bohatera narracji, ale niezależnie od jego pomysłów (i zapału), wieści o Misery nie staną się tak ciekawe jak „pozapowieściowa” otoczka. Kingowi udaje się cały motyw niemedialności pisania – walki z brakiem natchnienia czy rutyny wstykiwania słów – przekuć na wartką powieść grozy. A przecież posługuje się dwoma elementami niezbędnymi w takiej historii: strachem i bólem operuje właściwie na przemian, aż dziwne, że wystawiany na poważne próby bohater nie próbuje od razu się poddać. Do tego autor dodaje wątek umysłu ogarniętego szaleństwem, więc – nieprzewidywalnego.

Dzisiaj wiadomo, jak skończy się „Misery” – historia została już nawet przeniesiona na ekran. W dalszym jednak ciągu fani Kinga będą mogli cieszyć się sycącą narracją, samą w sobie stanowiącą dużą wartość. „Misery” to triumf opowieści, bezustanne testowanie trzech składników – treści, formy oraz konwencji. Stephen King bazuje na relacjach mocnych, a przy tym naznaczonych szaleństwem. Sugeruje swoim czytelnikom, że ma władzę całkowitą i nie zamierza chronić bohaterów – zdarzyć więc się może absolutnie wszystko. „Misery” to klasyka gatunku i zestawienie ludzkich lęków z okrucieństwem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz