* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 25 grudnia 2015

Patrycja Zarawska: Benek i spółka

Dwie Siostry, Warszawa 2015.

Dziewięciolatek

Benek (właściwie Beniamin, ale chłopiec musi jakoś radzić sobie w życiu mimo fantazji rodziców przy wyborze imion dla potomstwa) to kolejny literacki bohater, który o swoich przygodach opowiadać chce samodzielnie. Patrycja Zarawska wciela się w narracji w kilkulatka z różnym skutkiem, czasami bywa bardzo przekonująca jako dziecięcy opowiadacz, czasami będzie budzić wątpliwości – ale zawsze stara się pokazać małym odbiorcom szereg intrygujących ich rozrywek oraz możliwości z życia ucznia. Na początku nawiązuje do hasła „tylko świnie siedzą w kinie” i wyjaśnia bohaterowi, więc i odbiorcom, jego genezę. To sposób na edukowanie dzieci przez sferę rozrywkową: nośny „slogan” nie powinien służyć do obrażania nielubianych kolegów. To również pretekst do przeglądu oferty kulturalno-rozrywkowej. Benek wie, że jego mama nie pochwala szkolnych wyjazdów do multikin na głośne i reklamowane produkcje oraz jedzenie popkornu. Z drugiej strony trudno wymagać od dzieci świadomego i dobrowolnego zachwycania się kinem niszowym, co zresztą klasa Benka dość szybko wykaże. Fiaskiem kończy się też wizyta w teatrze – z nieudacznikami aktorami, z których śmieją się nawet szatniarki. Takie wychowawcze porażki zniechęcają do zapoznawania dzieci z ofertą kulturalną miast. Patrycja Zarawska nie zaprasza do kin lub teatrów dopóki maluchy nie będą na to gotowe, to jest – dopóki bardziej będzie je interesować perspektywa zabawy z kolegami.

Benek doświadcza też innych przygód, niewykraczających poza świat kilkulatków. Sprawdza, czy na kolegach można polegać, odrabia (albo nie…) zadania domowe, chowa po kątach niezjedzone kanapki, co budzi zrozumiały gniew mamy. Z kolei sprawa z „wszawcami” ma uświadomić odbiorcom, że warto się przyłożyć (choć trochę) do nauki ortografii. Tak Zarawska próbuje być pedagogiem i jednocześnie rozbawiać swoich czytelników. Z reguły też rozlicza się z rodzicami zbyt gorliwymi w pomocy pociechom: historia konkursu na najładniejszy lampion czy konkursu rysunkowego pokazuje, jak poważnie niektórzy dorośli traktują dziecięcą rywalizację i jak krzywdzą w ten sposób te maluchy, które liczą na uczciwość. Dorośli zobaczą w tej książeczce dokładnie, co Patrycja Zarawska sądzi o rodzicielskim „wsparciu” w konkursach – świata co prawda to nie zmieni, ale może przygotuje część najmłodszych na życiowe niesprawiedliwości, a kilku rodzicom da do myślenia. A autorka da upust złości na podobne praktyki.

„Benek i spółka” to prosta książeczka, w której wygadany maluch posługuje się już praktycznie młodzieżowym slangiem. Momentami prezentuje słownictwo na wysokim poziomie, sprawia więc, że mali odbiorcy poznają nieco nowych słów – innym razem nie potrafi wyjść poza potocyzmy. I w jednym, i w drugim przypadku wydaje się, jakby podsłuchiwał starszych, za to nie miał własnych językowych przyzwyczajeń. Być może lepiej sprawdziłby się tu styl transparentny, ale można też zrozumieć, że autorka w ten sposób chce urozmaicić proste historie i nadać im lepsze tempo. Benek musi przecież zawalczyć o uwagę odbiorców.

Rozdziały w „Benku i spółce” są dosyć proste i zwykle opatrzone puentującymi komentarzami. Patrycja Zarawska przedstawia w nich typowe elementy dzieciństwa i ozdabia je niespodziankami dla dzieci. Chociaż pisze w imieniu dziewięcioletniego bohatera, nie potrafi pozbyć się „dorosłych” spostrzeżeń i uwag na marginesie narracji. Takie podejście pozwala jej na sugerowanie rodzicom koniecznych zmian, dla dzieci za to może nie mieć znaczenia. „Benek i spółka” to zatem książeczka dość szybka w akcji i niemal modelowa, jeśli chodzi o obrazki z dzieciństwa. Autorka raczej wybiera szczerość i ewentualne delikatne podbarwianie faktów niż budowanie opowieści z wyobraźni. Nie zamierza tylko rozbawiać albo tylko wychowywać, próbuje uśrednić te cele, dodając do nich jeszcze ukryte wskazówki lub zalecenia dla rodziców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz