* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 20 grudnia 2015

Magdalena i Sergiusz Pinkwart: Drakulcio ma kłopoty. Mecz stulecia

Akapit Press, Łódź 2015.

Rywalizacja

Drakulcio ma kłopoty – to nic nowego, ten dziesięciolatek bez przerwy pakuje się w kolejne tarapaty, oczywiście zupełnie niechcący. Bohater stworzony przez Magdalenę i Sergiusza Pinkwartów ma teraz wziąć udział w meczu stulecia. Właściwie to zwyczajny mecz z inną szkołą, wielką rangę nadaje mu natomiast Trener – ze względu na dawne zatargi ze swoim kolegą z drużyny. Drakulcio razem z Orzełkami musi pokonać przeciwników (chociaż do tej pory zdarzały mu się jedynie „moralne zwycięstwa”) – Trener mówi o tym dużo i często. Swoją drużynę motywuje na różne sposoby, a w składzie ma między innymi Grubego Tediego (który, jeśli akurat nie je, szczelnie wypełnia światło bramki) czy Andreę – syna prawdziwego Włocha, chłopca, który na boisku prezentuje przeważnie grę aktorską: udawaniem chce wymuszać rzuty karne. Orzełki nie są zbyt zdyscyplinowaną drużyną, nie mają też motywacji wystarczającej do pracy ponad siły: piłka nożna dla dzieci jest przecież zabawą. Nie zmienią tego nawet profesjonalne stroje.

W „Meczu stulecia” autorzy poruszają jeden temat i mogą dzięki temu zachęcić do czytania chłopców, chociaż po błyskotliwym i dowcipnym pierwszym tomiku fanów i fanek mają wiele. I tym razem nie liczy się wyłącznie boiskowa strategia: książka skrzy się humorem, a poszczególne wydarzenia po raz kolejny udowadniają, że Drakulcio jest tylko ofiarą okoliczności i naprawdę zasługuje na upragniony smartfon. Przygotowania do meczu stulecia obfitują w niespodzianki – nie wszystkie da się przewidzieć, zwłaszcza że grupa kilkulatków jest szalenie kreatywna i bardzo dokładnie przygląda się sytuacjom z prawdziwych meczy. Pinkwartowie proponują więc czasami aż satyrę na nieakceptowane zagrania czy postawy piłkarzy. Powracają do najsłynniejszych niechlubnych boiskowych potyczek, żeby pokazać, że przykład, również ten zły, idzie z góry, a najmłodsi potrafią wyciągać wnioski z własnych obserwacji. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze Anna-Maria, której gry na skrzypcach nikt nie może znieść – i kujonka Mada Klonowska, dla której z kolei piłkarz jest jak superbohater. Przy tak niesprzyjających okolicznościach rzeczywiście nie da się skupić na piłce i treningach. Pinkwartowie ładnie odmalowują świat widziany oczami naiwnego chociaż sprytnego dziecka. Drakulcio daje się lubić – nie jest ani wzorem do naśladowania, ani przemądrzałym kilkulatkiem. Mądrze wychowywany (mimo stałej zazdrości taty o Trenera), nie rozkapryszony, za to dość śmieszny dzieciak sprawia, że można zatopić się w lekturze bez przeszkód. Pinkwartowie proponują tomik, który da się wykorzystać do ćwiczenia czytania: rozdziały są tu krótkie, litery dość duże, a liczne czarno-białe ilustracje dynamizują książkę i świat Drakulcia. Do tego przez cały czas pamiętać trzeba o humorze przepajającym kolejne przygody, a i o zrozumieniu autorów dla dziecięcych wybryków.

Drakulcio sam opowiada o swoich przygodach (pisze o nich do dziadków, więc może sobie pozwolić na jednostkową perspektywę i emocjonalność). I, co ważne, jest w tym szczery, można go z przyjemnością czytać. „Mecz stulecia” został bardziej stematyzowany niż pierwszy tomik – ale też nie trzeba w nim już przedstawiać środowiska bohatera. Ważne, że Magdalena i Sergiusz Pinkwart utrzymują poziom historyjek i pozwalają kolejny raz cieszyć się pomysłami dziecka. Drakulcio jest cudownie niepoprawny i to przyniesie mu wielką popularność – dołącza do grona postaci, które – jakby na przekór precyzji opisu i opowiadań – okazują się normalnymi dzieciakami. Jak na razie – Drakulcio nie zawodzi, a malutkie książeczki z jego przygodami zasługują na uznanie – i na miejsce w kanonie literatury czwartej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz