* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

piątek, 4 grudnia 2015

Ja, Fronczewski. Piotr Fronczewski w rozmowie z Marcinem Mastalerzem

Znak, Kraków 2015.

Tajemnice

Piotr Fronczewski nie lubi mówić o sobie i o swoich rolach. Nie widzi sensu w przywoływaniu i omawianiu każdego ze scenicznych dokonań z osobna, te największe kreacje kwituje krótkimi wzmiankami, resztę oprotestowuje. Trudno powiedzieć, czy niechęć do katalogowania i omawiania ról bierze się z zawodnej pamięci, która nie przywoła na życzenie odpowiednich scenek i anegdot, czy z ogólnego podejścia do zawodu. Piotr Fronczewski na scenie (czy szerzej, w aktorskim pięcioboju), czuje się spełniony i szczęśliwy, jednak nie potrafi o tym opowiadać. Inna rzecz, że Marcin Mastalerz nie buduje wywiadu biograficznego, zaprasza za to aktora na cykl rozmów na różne tematy. Aktor ożywia się wtedy, gdy ma mówić o pasjach niezwiązanych z występami – wtedy nawet chce nadawać ton rozmowie. Gdy przychodzi do opowieści z garderoby, często woli się wykpić obiegowymi anegdotami, które wiele już osób portretowały, albo zasłonić niepamięcią. Nie zamierza przypominać sobie nic na zawołanie, a sprawia wrażenie, jakby o temacie konkretnego spotkania dowiadywał się już przy włączonym dyktafonie. W efekcie Marcin Mastalerz próbuje wydzierać z Fronczewskiego wspomnienia, czeka na zwierzenia, tymczasem aktor nie zamierza się przed nim otwierać.

O kimacie rozmów świadczą różnorodne „wypełniacze”: luźne uwagi o pogodzie i o herbacie, drobne wzmianki na temat samych okoliczności spotkań. To sporo, jeśli chce się poznać naturę rozmówcy, za to boleśnie niewiele, gdy tego rodzaju rozmówki zastępują życiorysowe motywy. Piotr Fronczewski najwyraźniej nie uważa siebie za motyw ciekawy i warty opisania w książce, na wiele pytań daje wymijające odpowiedzi. Więcej tu można wyczytać na jego temat między wierszami niż z wywodów. Tom „Ja, Fronczewski” bardzo oddala się od modnych dzisiaj wywiadów-rzek. W większości powstających dzisiaj publikacji aktorzy traktują rozmowę jako formę promocji i szansę na zaprezentowanie siebie z perspektywy pozaekranowej (czy pozascenicznej). Piotr Fronczewski natomiast wywiad traktuje jako zło konieczne, niepotrzebne mu do szczęścia ani do zaistnienia na rynku literackim.

Nie oznacza to, że Piotr Fronczewski rezygnuje ze wspomnień czy z bolesnej szczerości. Zwłaszcza jeśli rzecz dotyczy czasów sprzed aktorskiej kariery, opowiada konkretnie (a często i ze sporą dozą emocji). Nie sprawdza się jedynie analizowanie tego, z czego Fronczewski jest znany, jakby aktor uważał, że do przedstawienia go wystarczy twórczy dorobek, bez żadnych przypisów i komentarzy. Kto zechce, ten sobie obejrzy film lub przedstawienie, reszta nie ma znaczenia. Nie będzie więc smaczków z planu ani relacji z garderoby, zaledwie kilka wspomnień o lżejszym charakterze dotyczyć będzie samego bohatera tomu. Piotr Fronczewski próbuje pokazać siebie z innej niż aktorska strony, ale generalnie nie widzi sensu tworzenia wywiadu-rzeki. W związku z tym tytuł „Ja, Fronczewski”, chociaż w treści rozmów wyjaśniony, nie sprawdza się jako przedstawienie zawartości książki. Bardzo mało tu bowiem Fronczewskiego, którego widzowie znają i lubią, niewiele pogłębiania scenicznych kreacji. Aktor wykorzystuje rozmowy z Marcinem Mastalerzem, żeby zaprezentować się inaczej niż dotychczas. O pracy nad rolą, o przechodzeniu z teatru do teatru – o tym Fronczewski opowiada. Unika jednak dywagowania nad powinnościami aktora czy – misyjnością teatru. Zachowuje skromność, a jego niechęć do autopromocji jest tak silna, że aż razi w lekturze – na taką formę reklamy przecież z definicji nastawioną. Piotr Fronczewski niezbyt dobrze czuje się jako osoba przepytywana z własnego życia i twórczego dorobku, więc wiele tematów pozostawi ogromny niedosyt – pojawiają się tu zaledwie jako wzmianki, a przecież żywo interesują nie tylko fanów i zasługiwałyby na obszerniejsze opracowanie. „Ja, Fronczewski” to wywiad inny niż te, do których przyzwyczaił odbiorców rynek wydawniczy – raczej drobny przypis do ról niż opowieść o artystycznych wyborach i dokonaniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz