* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Teatr Montownia: Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o teatrze, a boicie się zapytać

Materiał ze „Sztajgerowego Cajtunga”, gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego

Stand-up dla czterech aktorów,
czyli
Cena scen

Artystów docenia się po śmierci. Nawet jeśli nie mieli nic ciekawego do zaoferowania: śmierć podnosi wartość ich wątpliwej jakości dzieł. Zwłaszcza jeśli jest to śmierć męczeńska, z której da się uczynić performance. Bo Michał Parówka był jedynym rozumiejącym własny artystyczny projekt Człowiek cerata. Dlatego zresztą musiał zginąć. I wtedy urósł do rangi bohatera. Członkowie teatru Chłodnica odwołują się do niego raz po raz, a nawet prezentują rozpaczliwe fragmenty z videobloga. Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o teatrze, a boicie się zapytać Teatru Montownia to gra form. Zresztą sama Montownia na ten wieczór zamienia się w Teatr Chłodnica (biedny, skromny, ale z tradycjami i osiągnięciami: na przykład grywa na korytarzu u Jandy, co z kolei wzięło się z doświadczeń Montowni i stanowi autoironiczny zapis historii grupy…). I tak pojawia się rekonstrukcja laotańskiego teatrzyku cieni, przemowa ministra kultury i obrony narodowej („ja się teatru nie boję, niech się teatr boi mnie!”), teatr brutalistyczny (z argumentowaniem żeliwnym stojakiem do nut), scena szekspirowska (istniejąca dzięki sponsorom), teatrzyk lalkowy z aktorem drewnianym, protest-song artystyczny, teatr performatywny czy grupa strugania dramatów tępym heblem. WOT to pretekst, żeby wyśmiać wszystko, bywa, że w bardzo ostry i prowokujący sposób. Obowiązkowo obrywa się celebrytom. Aktorzy z głośnymi nazwiskami pojawiać się mogą tylko na próbie generalnej, do reklamowych zdjęć dla mas. Później jedynie z rzadka zaszczycają swoją obecnością fanów i zaliczają kolejne imprezy, bardzo przy tym uważając, żeby się nie przemęczać. Obrywa się także, ironicznie, sponsorom, bo to oni odpowiedzialni są za kształt spektakli. Piosenka im w hołdzie zawiera zestaw najbardziej prymitywnych technik eksponowania produktu. Reklama to również element poddawany surowej krytyce. Tak samo zresztą jak i aktorzy próbujący się przed nią bronić.

Co chcielibyście wiedzieć o teatrze? Montownia prostych pytań nie szuka, a i tak trafia w gust publiczności. Na przykład kwestią, czy ze sceny widać widownię, bo z widowni nie widać widowni. To okazja, żeby pośmiać się i z własnych widzów. Kogo nie nurtowało pytanie, co aktorzy robią podczas licznych żałób narodowych? RFN wyjaśni wszystko (RFN to Rezerwa Finansowa Nażałoby; Nażałoby pisane razem). I tak toczy się opowieść patchworkowa, zszywana ze skeczy, pomysłów, drobnych historyjek, zabaw, złośliwości czy odwołań do rzeczywistych wydarzeń. Śmiech przybiera w niej różne postacie: bywa szyderczy i gorzki, bywa wyzywający, bywa zapożyczany ze stand-upu, w którym aktorzy Montowni czują się przecież doskonale). Na oczach widzów tworzone są rekonstrukcje wydarzeń teatralnych, sygnalizowane swojskim PLAY! Nie da się ukryć, że Montownia pokazuje również, jak działa bezrefleksyjny rechot: w składance przebojów (rockandroll, hip-hop, disco polo) słowa to fragmenty dzieł wieszczów oraz bogoojczyźniane utwory z klasyki literatury polskiej. Forma przysłania tu treść i nikt nie jest w stanie wsłuchać się w tekst przy popisach czterech aktorów.

Forma to również gra niedoróbkami technicznymi. Scenograficzne rozwiązania są, jak zawsze u Montowni, proste, a przy tym efektowne (jedna pomysłowa zastawka i jedna mównica), mimo że wykpione w spektaklu. Aktorzy sami zmieniają sobie światło, sami dbają o oprawę muzyczną (najczęściej zresztą też sami grają i śpiewają), sami przenoszą sobie mikrofony i sami zaplątują się w kable. Przepiękne są scenki z podsuwaniem mikrofonu lalkom: to szansa pokazania, jak tworzy się iluzję teatru… i jak niewiele brakuje zwykle, by sztuka zamieniła się w szmirę. Protest-song śpiewany z kartki, słowne skojarzenia, aluzje do prawdziwych zajęć Rutkowskiego, Wierzbickiego, Krawczuka i Perchucia, przekraczanie tabu do wyśmiewania wulgarności w teatrze… Tu każdy chwyt czemuś służy, choćby wydawał się prostym lub kontrowersyjnym ozdobnikiem.

WOT to aktorskie zabawy, czasem na granicy dobrego smaku (wyzwanie rzucone dawnemu postrzeganiu sztuki), czerpiąc ze stand-upu, naiwności i buntu. Bo Montownia część teatralnych pomysłów wyostrza dla ośmieszenia, ale drugą część stawia na głowie, zmienia hierarchię wartości i kryteria ocen. Ten satyryczny manifest, mimo pozorów lekkości, wydaje się momentami requiem dla sztuki. Chociaż do końca bawi…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz