* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 31 sierpnia 2014

Mariusz Sieniewicz: Walizki hipochondryka

Znak, Kraków 2014.

Tajemnice szpitala

Szpitalna codzienność nie jest już tematem do narzekań ani do satyrycznych drwin. Przychodzi czas na przekucie ją w literacką opowieść, która brzmieć może purenonsensownie dla postronnych, bo dla zainteresowanych – niezmiennie gorzko. Mariusz Sieniewicz szpitalną gehennę próbuje ubarwić stylem historii. Jego „Walizki hipochondryka” stale wahają się między literaturą środka a absurdem w stylu powieści Eduardo Mendozy. Poza nielegalnym handlem środkami uśmierzającymi ból, spotkaniem ze szpitalną mafią i wymianą poglądów z towarzyszem niedoli z sąsiedniego łóżka, w placówce medycznej nie dzieje się wiele. A jednak jest to miejsce rodem z sennego koszmaru, tym gorszego, że ów koszmar może w każdej chwili przerodzić się w katastrofę na jawie.

Emil Śledziennik pobyt w szpitalu urozmaica sobie nieprzerwanym monologiem wewnętrznym, bogatym w apostrofy do ukochanej (nie wiadomo, kobiety czy śmierci). Wymyślne jej określenia przywodzą skojarzenie z litaniami lub żalami, stanowią też sposób datowania kolejnych fragmentów logoreicznej wypowiedzi. Emil Śledziennik czas odmierza upływem słów: kończy, gdy zapada w sen, rozpoczyna mówić z chwilą otwarcia oczu. Nie dąży do głębszych refleksji, a natychmiastowe obserwacje przemienia w strumienie słów. Statyczne obrazki wspomaga retrospekcjami, a przez cały czas usiłuje się zdystansować od szpitalnej i boleśnie namacalnej rzeczywistości. Ucieka w stylizację – wyznania hipochondryka pełne są nie tyle prawdziwych przeżyć, co subiektywnej interpretacji tych przeżyć. W relacji bohater unika bezpośrednich ocen, ale jego stosunek emocjonalny do własnego stanu i do całego otoczenia bez trudu daje się wyczytać między wierszami.

Gdyby Śledziennik faktycznie był hipochondrykiem, nie potrafiłby przenikliwego spojrzenia skierować na codzienność w szpitalu. Tymczasem bohater koncentruje się na dostrzeżonych absurdach i… zamienia je w niemal baśniowe historie. Nagle okazuje się, że Śledziennik nie odczuwa codzienności tak, jak zwykli pacjenci. Leżenie w łóżku i czekanie na operację (powiązane z często upokarzającymi scenami) jest dla niego trampoliną do prawdziwych przygód – mimo że rozgrywających się w narracji. Owszem, apogeum opowieści ma miejsce w szpitalnym budynku i wyrywa bohatera z płaszczyzny wyobrażeń (za to czytelnikom dostarcza wrażenia groteskowości). Jednak prawdziwym mięsem jest tu narracja. Śledziennik lubi zatracać się w słowach, ceni sobie potoczyste opowieści, porywające odbiorców. Zachowywałby się bardziej jak grafoman niż jak hipochondryk, gdyby nie fakt, że jego zwierzenia są zadziwiająco melodyjne. W nieprzezroczystości tekstu tkwi jego właściwe piękno. Z takim pomysłem na formę Mariusz Sieniewicz może już szukać dowolnie błahych tematów. I tak wygra stylizacja. „Walizki hipochondryka” to popis prozatorski.

W tej książce istotny jest humor. Sytuacyjny proponuje Sieniewicz w organizacji szpitalnego życia, znacznie ciekawszy okazuje się dowcip samego języka, właściwie sztuka dla sztuki, skoro nikt nie słyszy monologującego bohatera. Unieruchomiony Śledziennik robi użytek ze zmysłu ironii: przytacza wydarzenia po to, by móc przesączyć je przez inteligentny żart. Sieniewiczowi jednak wcale nie zależy na wywoływaniu śmiechu – próbuje doprowadzić do refleksji nad życiem, znacznie głębszej niż u Emila Śledziennika. Kronika szpitalna zyskuje tutaj poetycki wymiar, a sam Śledziennik staje się wieszczem – wprawdzie tylko dla samego siebie, ale takie są prawa satyrycznych zabaw literackich, a w „Walizkach hipochondryka” rozrywka to nie wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz