* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 18 lipca 2010

Sarah-Kate Lynch: Na domiar złego

Prószyński i S-ka, Warszawa 2010.

Spis nieszczęść

Dość pogodna, melancholijna, ale mimo to optymistyczna w wyrazie okładka książki Sarah-Kate Lynch kontrastuje z tytułem, zapowiadającym całą serię kataklizmów. Czego spodziewać się po haśle „Na domiar złego”, bezlitośnie zapowiadającym serię porażek i kryzysów? Wydawnictwo Prószyński i S-ka zaskakuje czytelników, a zwłaszcza czytelniczki, spragnione ciekawej powieści obyczajowej – bowiem książka „Na domiar złego” rzeczywiście zbudowana jest z całego cyklu dramatów i tragedii, a jednak dostarcza rozrywki, ciepła i spokoju. To opowieść przepełniona łagodnością i utrzymana w kojącym, mądrym i przyjemnym w odbiorze tonie. Niektórych powieści zdecydowanie nie powinno się czytać, kiedy ma się zły nastrój – ale chociaż nieszczęść w Sarah-Kate Lynch jest naprawdę mnóstwo, ta historia nie przygnębia, za to, paradoksalnie, dodaje nawet otuchy.

Tajemnicą pisarskiego sukcesu pochodzącej z Nowej Zelandii autorki okazuje się poczucie humoru, które nie pozwala na poddanie się rozpaczy i dystans, jaki bohaterka-narratorka wypracowała. Każdy dramat, każda przykrość, spotykająca Florence, traci przynajmniej połowę ciężaru dzięki ironicznym komentarzom. W ten sposób także czytelnicy nie muszą się zamartwiać kierunkiem, w jakim zmierza akcja. Lynch próbuje również osłabić smutki przez uprzedzanie wydarzeń – teoria nieszczęść, które chodzą trójkami, sprawia, że otwierająca książkę sytuacja ma przygotować odbiorców na dalszy ciąg niepowodzeń. Technika stopy w drzwiach, wykorzystana przy budowaniu fabuły, przyczynia się do poszerzenia granic wytrzymałości bohaterki i odbiorców. Konstrukcja tej książki została naprawdę dobrze przemyślana, lekturę połyka się wręcz błyskawicznie.

Florence o swoich przygodach opowiada sama. W zależności od tego, co się akurat dzieje, bohaterka przeżywa to gorzej lub lepiej, wzloty i upadki nastroju zapewniają dynamizm książce. Ale Sarah-Kate Lynch wprowadza coś więcej – po każdym rozdziale pojawiają się krótkie wypowiedzi innych postaci. Czasem są to członkowie rodziny, czasem zaprzyjaźniony bezdomny, znajomi lub po prostu uczestnicy wydarzeń. To rozwiązanie pozwala autorce na zmniejszenie stopnia subiektywności tekstu, zamiast jednostronnego i emocjonalnego oglądu rzeczywistości, dodatkowo umożliwia zwrócenie uwagi na motywy, które nie miałyby racji bytu w opowieści Florence.

Fabułę napędza nie tylko lista katastrof, spadających na głowę kobiety, ale też bogata galeria nietuzinkowych postaci. W najbliższym otoczeniu Florence jest ich mnóstwo: filozoficznie nastawiony do egzystencji bezdomny, dużo starsza od syna bohaterki jego australijska żona, gej, który zdobył serce męża Florence, rodzice-hippisi i wykształcony budowlaniec – przy tych wszystkich osobach, które przewijają się przez „Na domiar złego” nudzić się nie sposób. Dzięki nim Florence ma szansę wygrać z losem i uniknąć samotności, dzięki nim odzyskuje nadzieję w sytuacjach pozornie bez wyjścia.

Narracja tej powieści przetykana jest drobiazgami pełnymi humoru. Bohaterka wyolbrzymia wszystkie troski, daje upust złości i rezygnuje z poprawności politycznej, kiedy jest sama i może sobie pozwolić na brutalną szczerość. Wiele scenek Sarah-Kate Lynch celowo przerysowuje: przesadnie podsycają komizm, a nie przesądzają o beznadziejności sytuacji. Poza wszystkim „Na domiar złego” to po prostu lekko napisana książka, przynosząca wytchnienie.

Są historie, przez które przedzierać się trzeba z trudem, są takie, w których lekturę kontynuuje się wyłącznie z obowiązku – ale „Na domiar złego” to nich nie należy, do tej powieści chce się wracać. Nie ze względu na zaskoczenie czy oryginalne pomysły fabularne, ale przez ciepłą i przyjazną narrację. Ta książka ma swój smak – ba, mieści w sobie nawet pewien ważny przepis na poprawiające humor ciasto. Jest apetyczna i mocno idealistyczna, nadaje się świetnie dla tych, którzy w powieściach obyczajowych szukają ucieczki od codziennego zabiegania. „Na domiar złego” świetnie relaksuje – i może też budzić ciekawość. Trudno się od tej publikacji oderwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz