Zysk i S-ka, Poznań 2013.
Pamiętnik z wycieczki
Joanna Ulaczyk charakteryzuje swoją książkę jako „lawinę przygód i eksplozje emocji” – ale w rzeczywistości jest to zwykły pamiętnik z podróży, czysta relacja z kolejnych dni spędzanych w Peru. Bez wątpienia dla autorki to przygoda i zestaw wspomnień, które wciąż wywołują żywe emocje – ale dla czytelników będzie tu tylko kilka żywszych fragmentów – między innymi opis ceremonii picia ayahuaski – i tak jednak przygotowanej jako atrakcja turystyczna. Ulaczyk niby czuje się jak odkrywca, ale porusza się szlakami obowiązkowymi dla turystów i korzysta z przygotowanych dla nich ofert. Trudno więc oprzeć się wrażeniu, że zamiast poznawać kulturę egzotycznego kraju, poznaje substytut tej kultury, obliczony na przynoszenie dochodów. Zresztą nastawienie na turystyczne zwiedzanie zaakcentowane jest już w podtytule.
Autorka, która do Peru wybiera się w podróż poślubną, skupia się w opisach bardziej na bodźcach zewnętrznych niż na próbach wywołania w odbiorcach podobnych emocji, jakich doświadczała – zresztą to byłoby zadanie dla wprawnych pisarzy, nie dla osób rejestrujących swoje odczucia. Rezygnuje za to autorka – na szczęście – z informacji z przewodników turystycznych. Otrzymujemy zatem tom nie tyle podróżniczy, co turystyczny – niezbyt wiele jest takich publikacji na rynku (mimo że większość miłośników jeżdżenia po świecie utrwala swoje doznania i próbuje je opublikować). Nie ma tu wyraźnej myśli przewodniej (poza chęcią zapisania wrażeń), jest za to olbrzymi materiał zdjęciowy. Cały tom jest raczej dość letni w emocjach, za to pełny skrupulatnie zaznaczanych bojów o ceny – ze sprzedawcami, przewodnikami czy hotelarzami. Ponieważ Ulaczyk porusza się po Peru jako turystka i nie chce zamienić się w podróżniczkę, wpada w te wszystkie pułapki, które na turystów czyhają. Wybór tras pociąga za sobą radykalne zmniejszenie liczby „prawdziwych” przygód i doznań rodem z emocjonujących reportaży. W „Peru” autorka jest bardzo nastawiona na opisywanie siebie – i ma nadzieję, że to, czym się przejęła, udzieli się też czytelnikom. Jednak od początku zbyt mało siebie wprowadza do tomu, by mogła stać się odbiorcom bliska i, co za tym idzie, by mogła kierować ich wyobraźnię w stronę podróżniczej przygody. W kolejnych rozdziałach dużo jest też „szkolnego” podejścia do pisania o wydarzeniach. Problem polega na kronikarskiej dokładności: Joanna Ulaczyk chce opisać każdą chwilę dnia, nie zapominając o tym, że w danym dniu zjadła obiad, a podczas spaceru robiła zdjęcia. Nie daje odpocząć od nic nieznaczącej codzienności, przez co traci lekkość opisów i zamienia książkę w pamiętnik dla siebie. Niepotrzebnie też czasem stosuje wykrzyknienia tam, gdzie odbiorcom nie udzieli się jej przejęcie – to również pogłębia dystans między nią i czytelnikami.
Pojawiła się w tomie „Peru. Od turystyki do magii” kilka egzotycznych dla polskiego odbiorcy doświadczeń – ale Joanna Ulaczyk nie pozwala zapomnieć o tym, że to atrakcje dla zwiedzających, przygody tracą zatem posmak niepowtarzalności, gorzej, że przy takim podejściu blednie też siła przeżyć – bez względu na to, czy chodzi o zabicie jadowitego węża, przejście przez dżunglę, „dyskotekę” u miejscowych czy wypicie dziwnej mikstury u szamana – to tylko korzystanie z ogólnodostępnej oferty dla przyjezdnych, nie ma w tym uroku odkrywania kraju na własną rękę ani – odrobiny ryzyka. Wygoda i względne bezpieczeństwo to coś, co pojawia się w lekturze przez cały czas i stoi w sprzeczności z konwencją książek podróżniczych. „Peru” nie przypomina książki, przypomina prywatne zapiski, tylko dla siebie. Zdarza się też autorce niepotrzebne wpadanie w zbyt kolokwialny ton. „Peru” to książka, jaką mógłby stworzyć każdy turysta – na tym polega jej podstawowa słabość, ale i podstawowa siła. Nagrodą dla czytelników są liczne i ładne zdjęcia, które ciekawiej niż narracja opowiadają historię wycieczki.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Świetny tekst, co do książki to jednak bym się skusiła, gdyż uwielbiam wszystko co jest związane z turystyką i podróżami, chociaż w ten sposób będę mogła przybliżyć sobie namiastkę tego kraju :) Pozdrawiam serdecznie i życzę przyjemnego dnia :)
OdpowiedzUsuń