* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 7 kwietnia 2018

Iza Bartosz: Świat bez Głowy. Portret Janusza Głowackiego

Czerwone i Czarne, Warszawa 2018.

Spotkania

Zapowiada autorka tego tomu, Iza Bartosz, że nie będzie pisać biografii Janusza Głowackiego, recenzować jego twórczości ani tworzyć opowieści prywatnej. Niewiele w takim razie możliwości pozostaje, ale czytelnicy otrzymują zbiór wspomnień o pisarzu. Wspomnień o tyle niekonwencjonalnych, że nie pisanych w pierwszej osobie, a zebranych z rozmów i ujednoliconych przez Bartosz jako specyficzne minireportaże. Do zestawu opowieści indywidualnych autorka dokłada swoją własną relację, łatwo może zaangażować czytelników w lekturę, bo pisze z osobistej perspektywy i koncentruje się na anegdotach lub niepowtarzalnych wydarzeniach, których była świadkiem. Dzieli się zatem ta publikacja na dwie nierówne rozmiarami części: pierwsza to komentarz Izy Bartosz do owocnej znajomości, swoiste pożegnanie z pisarzem. Druga – to zestaw spotkań z ludźmi, którzy z Januszem Głowackim się przyjaźnili lub którzy zawarli z nim oryginalną, to jest opartą na niekonwencjonalnych zasadach, znajomość. Wspomnienia w takim ujęciu są lekturą w starym dobrym stylu – bez stereotypowych laurek i powtarzanych do znudzenia wyrazów żalu po stracie kogoś bliskiego. Bez ogólników i pustosłowia, bez utartych zwrotów. Iza Bartosz unika banału, stara się już na etapie gromadzenia materiałów zasłużyć na pochwałę mistrza, nie zawieść jego nadziei.

Swoją relację z Januszem Głowackim charakteryzuje przez pryzmat przyjaźni – na początku oboje ustalają, czy autorka tomu da się poderwać (odmawia), potem Iza Bartosz stale podkreśla wspólnotę zainteresowań czy inspiracji, jakby takie manifestowanie zgodności poglądów na różne sprawy miało stać się uzasadnieniem napisania książki. Autorka za wszelką cenę chce zapracować na swoje miejsce na rynku i to podkreślanie normalności w kontaktach ze sławą staje się trochę za mocne, jakby próbowała się pochwalić i upewnić, że na pewno wszyscy dostrzegą, że została dopuszczona blisko pisarza. Stawia się w końcu przez tę znajomość w jednym szeregu z prawdziwymi gwiazdami – i gdzieś między wierszami wyziera próba wytłumaczenia się. Kompletnie niepotrzebna.

Niepotrzebna, bo Iza Bartosz pisze bardzo dobrze. Nie przyćmiewa rozmówców, każdemu pozwala na zaprezentowanie własnego portretu Głowackiego. Dba o to, żeby informacje raczej się nie powtarzały, a układały w chronologiczną opowieść o życiowych doświadczeniach oraz twórczości – tak trochę przy okazji wspomnień. Wie, że na co innego zwróci uwagę Hanna Bakuła, a na co innego – Kazimierz Kutz. Różni artyści opowiadają albo o swoich relacjach z Głowackim, albo przypominają sobie anegdoty z nim związane. To wszystko Iza Bartosz zamyka w zgrabnych rozdziałach, nie pozostawiających uczucia niedosytu (chociaż, oczywiście, niewyczerpujących tematu). Będzie tu trochę o relacjach z różnymi kobietami, trochę o karierze w Stanach, o warsztacie pracy, ale i o samych życiowych obserwacjach, które potem przechodzą do literatury. Trochę więc autorka odczytuje sekrety pisarza, a trochę – rejestruje jego życiorys, najbardziej jednak interesuje ją Janusz Głowacki w spojrzeniach innych. Wielogłosowość pozwala tu wychwycić więcej ciekawych szczegółów, sprawia, że książka nie zrobi się monotonna. „Świat bez Głowy” nie sprawia wrażenia publikacji przygotowywanej na szybko, to książka dopracowana pod kątem stylistycznym, dostarczająca też całkiem sporo rozrywki – dość nieoczekiwanie, bo wspomnienia wydawane przez ostatnie lata przyzwyczaiły odbiorców do pewnej koturnowości w ramach gatunku i do lęku przed co zabawniejszymi indywidualnymi skojarzeniami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz