Ciężki sprzęt
Ta kartonowa książka może szybko stać się zabawką. Janusz Wyrzykowski zapewnia więcej rozrywki niż autorzy typowych publikacji, nawet tych kierowanych do najmłodszych. Chce również pamiętać o motywach edukacyjnych, bo dzisiaj to niemal obowiązkowy składnik każdego tomiku. „Żeloglutki na placu budowy” to propozycja dla małych amatorów sprzętu budowlanego i bajkowych stworków. Wychodzi z picture booka, co oznacza, że narrację dzieci będą tworzyć same. Na prawej części każdej rozkładówki pojawia się kadr z placu budowy. Bohaterowie – bezimienne żeloglutki, które są dokładnie tym, na co wskazuje ich nazwa gatunkowa – za nic mają zasady bezpieczeństwa. Włażą na sprzęty, swobodnie chodzą na przykład po ramieniu dźwigu i po dachach, zjeżdżają z betonem, wspinają się na wiatraki. Są wszędzie – Wyrzykowskiemu zależy na dzikiej, nieokiełznanej chmarze postaci. Żeloglutki są ciekawskie, wszędzie ich pełno – ale bez nich przecież plac budowy nie byłby inspirujący. Drugim motywem – poza bohaterami przyciągającym dzieci do oglądania tomiku staje się sama sceneria. Autor w każdym kadrze skupia się na innym miejscu, innym temacie i innym sprzęcie (oczywiście opanowanym przez żeloglutki). To, co dzieci zawsze przyciąga na spacerach – egzotyka sprzętu budowlanego – tu staje się podstawowym tematem, przepuszczonym przez filtr bajki. Są tu domy i ulice, są prace na wysokości i przyziemne, stawianie murów, zraszanie asfaltu, tynkowanie, wszystko, czego można się spodziewać. W związku z tym autor rezygnuje z komplikowania horyzontu – pierwsze plany są wystarczająco drobiazgowe. Wprowadza Wyrzykowski trochę humoru, kiedy przedstawia niektóre żeloglutki w strojach roboczych. Ilustracje nie są pstrokate, kilka kolorów i ich stonowanie sprawiają miłe estetyczne wrażenie. Autor zresztą zdaje sobie sprawę z wagi strony wizualnej – żeloglutki wprowadzają chaos i ten chaos trzeba jakoś uporządkować.
Lewa strona każdej rozkładówki to miejsce na lekcję. Żeloglutki pokazują tu kolejne maszyny z budowy, nazywają je i podają krótką charakterystykę (związaną z zadaniami sprzętu), czasami znajdują się tu jednak elementy odzieży roboczej lub krótkie informacje o bohaterach tomiku. Janusz Wyrzykowski proponuje również zagadki związane z wyszukiwaniem drobnych przedmiotów lub postaci, które wykonują określone czynności. To z kolei powrót do najbardziej klasycznych zabaw. „Informacyjne” strony z żeloglutkami są znacznie mniej skomplikowane pod względem graficznym, można przy nich odpocząć od placu budowy.
Ale po obejrzeniu wszystkich stron i skomentowaniu przedstawionych na nich wydarzeń, po wyszukaniu zaginionych elementów i wskazaniu konkretnych żeloglutków przychodzi czas na dalszą zabawę. Kartki z książki można wyrwać (żeby się nie pogubiły, okładkę zamyka się gumą) i ułożyć z nich wielkoformatowy obrazek. Nie koniec na tym: poszczególne strony mogą przecież posłużyć do uzupełniania budowanych z klocków ulic – dziecięca wyobraźnia nie zna granic i na pewno maluchy znajdą żeloglutkom wiele zastosowań.
Ta książeczka pokazuje najmłodszym nowe wersje starych zabaw i rozrywek, przybliża też zawsze intrygujące maszyny z placu budowy. Wyrzykowski sprawia, że na długo kilkulatki zaangażują się w przeglądanie tomiku i w wymyślanie kreatywnych przeznaczeń dla rozkładówek. Z chwilą, gdy kończy się tu jedna zabawa, niemal natychmiast zaczyna się następna – a dzieci poza tradycyjną książką obrazkową mogą też otrzymać w ten sposób nietypowe zabawki. „Żeloglutki na placu budowy” to ciekawa propozycja edukacyjno-rozrywkowa dla najmłodszych, próba innego niż zwykle potraktowania publikacji. W ten sposób książki dla maluchów nie wydają się nudne.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz