* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 2 lutego 2013

Eduard Martin: Schody do raju

WAM, Kraków 2012.

Lekcje

„Schody do raju” Eduarda Martina mają konstrukcję schodkową i spisane są według jednego schematu. Na początku każdego miniopowiadania pojawia się oznaczana inicjałami i zawodem postać, która snuje swoją krótką i mocno moralizatorską historię. Wszystkie przypowiastki mają przypominać człowiekowi o przemijaniu i jednocześnie o życiu wiecznym, o które zadbać trzeba już teraz. Przybywające z nicości postacie koncentrują się na wydarzeniach przełomowych, ważnych czy niezwykłych – ale z perspektywy czytelnika raczej przewidywalnych i tylko ci odbiorcy, którzy szukają pozycji poświęconej duchowemu rozwojowi bez jednoznacznych religijnych odniesień, będą tomem Martina usatysfakcjonowani. Morały dominują nad formą i treścią, autor nie dba o ich zakotwiczenie w literackiej przestrzeni. Do minimum redukuje fabułę, zaledwie nakreśla sytuacje, by jak najszybciej przejść do scen, w których bohaterowie doznają nagłego olśnienia i otwierają się na życie w zgodzie z sobą. Z punktu widzenia genologii poszczególne rozdziały nie są nawet opowiadaniami, to raczej opisy uczuć, często powiązanych z tym, co bezpowrotnie utracone. Stałym motywem opowiadań okazuje się zatem tęsknota, żal, że nie powiedziało się bliskim najważniejszego, smutek i gorycz. Wszystko po to, by wybrzmiało przesłanie – spiesz się, zanim będzie za późno. Żyj tak, jakbyś za dziesięć minut miał umrzeć. Z jednej strony Eduard Martin przypomina zatem o kruchości egzystencji i nieco podpowiada, jak minimalizować ból rozstania czy strach przed przemijaniem, z drugiej jednak nie dostrzega niczego poza próbą przekonania odbiorców do własnych poglądów. Ten wysiłek jest najbardziej widoczny w retoryce i konstrukcji tekstów.

Tym, co charakteryzuje formę rozdziałów ze „Schodów do raju” jest nadużywanie elips, niedopowiedzeń i akapitów szatkujących wypowiedź. Martin traktuje mininarrację jak wiersze – przy czym nie chce dostrzegać potencjału klauzuli niby wersów: by zaakcentować zakończenie, przenosi je do nowej linijki. Relacja w ten sposób nie zyskuje na dynamiczności, za to staje się pocięta dość niewygodnie, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że cenione przez autora i wyodrębniane fazy nie stanowią dla czytelników żadnej tajemnicy, są łatwe do przewidzenia za sprawą konstrukcji tekstów i jednokierunkowości autorskich wysiłków. Rozbijanie spójności narracji nie sprawdza się zatem najlepiej jako środek wywołujący refleksję u odbiorców. Większą siłę miałby ten pomysł, gdyby był stosowany sporadycznie, a nie w końcówce każdego rozdziału.

Silne wzruszenia zostają tu zaznaczane, podkreślane, przypominane i dokładnie nazywane – jakby ktokolwiek mógł mieć wątpliwości co do przeżyć postaci (przeżyć, które mają przecież stać się uniwersalne). Ta tendencyjność automatycznie redukuje możliwość wpływania na czytelników – chyba że ci akurat poszukują niepospolitych kazań. Martin chce budować historie wzruszające i pobudzające do refleksji, coś na wzór kieszonkowych „perełek” i podręcznych zestawów złotych myśli, tyle że rozdmuchanych do wielkości miniopowiadań – dlatego próbuje ożywiać przesłania, układać dla nich mikrofabułki i imitacje wspomnień. Rytmem książki chce narzucać sposób odbioru, po schodkach doprowadza czytelników do podanych na tacy odkryć. Dobiera jednak przykłady zbyt dydaktyczne i rzadko pasujące do współczesnego świata (i sposobu egzystencji). Powstaje zatem dysonans między rzeczywistością i jej literacko-duchowym odpowiednikiem – taki sam, jak między bogatą w metafory poezją, a dosłownością tekstów ze „Schodów”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz