* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 22 maja 2011

Agnieszka Błotnicka: Koniec wiosny w Lanckoronie

WNK, Warszawa 2011.

Gruba

Po lekturze „Końca wiosny w Lanckoronie” mam mieszane uczucia. Z jednej strony Agnieszka Błotnicka proponuje ładny kawałek prozy, z drugiej – daje książkę o niczym, z nijaką fabułką i rozwlekłymi opisami, które nie prowadzą do żadnych ciekawych scen. Nie jest to literatura szarpiąca emocje – choć momentami niewątpliwie będzie działać na zmysły. Cała książka przeminie jednak w oczekiwaniu na coś, co się nie wydarzy.

W powieściach dla młodzieży Błotnicka stawia na zestaw atrakcyjnych przygód, nabija książki interesującymi zajściami i zapewnia odbiorcom mięsistą narrację. W babskiej powieści „Koniec wiosny w Lanckoronie” funduje czytelniczkom dawkę rozważań, dynamizowaną jedynie przez retrospekcje i pozbawioną możliwości rozwoju. Bohaterką jest tutaj Magda, kobieta z nadwagą, która właśnie przeżywa rozpad swojego związku. Magda uwielbia dobrą kuchnię i potrafi długo rozpływać się nad zaletami spożywanego właśnie bądź wymarzonego posiłku w sposób, którego mogliby jej pozazdrościć krytycy kulinarni. Jednak po utracie ukochanego postanawia rozpocząć dietę. Bierze urlop i jedzie przed siebie (by trafić do Lanckorony). W malutkim pensjonacie przekonuje gospodynię do przyrządzania dietetycznych posiłków - i zaraz podczas pierwszego spaceru skręca nogę w kostce. Na tym polega powieściowa teraźniejszość. Przeszłość również nie kusi, choć autorka stara się wzbudzić w odbiorczyniach zainteresowanie, urywając wspomnienia tuż przed puentą. A dotyczy owa przeszłość spotkania dwóch par i dziwnego konkursu na najlepszą anegdotkę. Konkursu nikt nie wygrywa, a anegdotki niekoniecznie wprawią w zachwyt czytelniczki. Gorzej, że nieuchwytne relacje między postaciami mają zastąpić fabułę.

Błotnicka postawiła w tej powieści na rozwlekłość. Kilkadziesiąt stron zabiera bohaterce jazda samochodem na miejsce przeznaczenia – i rozważania (w odcinkach) dotyczące dziwnego weekendu z nietypowym konkursem. Zapowiedź jakiejkolwiek akcji umiera w zarodku z chwilą skręcenia kostki. Zestawy ćwiczeń na odchudzanie i tęsknoty za dawnymi posiłkami mieszają się z pełnymi samoakceptacji wyznaniami; w ogóle Magda nie wydaje się spójną postacią. Raz uwielbia swoje ciało i czuje się seksowna, raz wyśmiewa się z niedoskonałości, zdradzając silnie zakompleksioną osobowość. Raz jest przerażona „wiejskością” jednego z miejscowych, raz próbuje z nim flirtować – zupełnie jakby autorka rozedrganiem wewnętrznym Magdy próbowała wynagrodzić odbiorczyniom brak rzeczywistej akcji. Mam też wrażenie, że Błotnicka źle czuje się w partiach, które nie są monologami wewnętrznymi kobiety: najgorzej wypada w czterech anegdotach, które mają być oratorskimi popisami, a brzmią jak szkolne rozprawki, sztucznie i blado. Tymczasem w Magdowych wyznaniach znajdzie się miejsce i na dowcip, i na błyskotliwość.

Za bardzo jest ta powieść rozwodniona, za dużo obiecuje i za mało obietnic może realizować. Udowadnia w niej Błotnicka, że potrafi ładnie pisać o jedzeniu i zmysłowych rozkoszach – ale na samym opisie przecież lekturowa przygoda się nie kończy. Zabrakło tu żywszych uczuć, pogłębienia tego, co zostało jedynie ledwo zarysowane, uwolnienia bohaterów. „Koniec wiosny w Lanckoronie” to pozycja dobra dla zabicia czasu, ale apetytu na czytanie nie zaspokoi. Pootwiera sporo wątków, które przydałoby się kończyć mocniejszymi akcentami – na co nie pozwala zbyt delikatna narracja. Być może Agnieszka Błotnicka nastawiła się za bardzo na tworzenie w konwencji literatury kobiecej – przez to niechcący wyolbrzymiła niektóre cechy takiej powieści, a straciła z oczu inne.

2 komentarze:

  1. Słyszałam, że reklamowo chwali tutaj osławioną dietę Dukana? ;) Właściwie tak ją zganiłaś, że aż mnie zaciekawiłaś ;)) Chyba dlatego, że zapowiada się przez to całkiem zabawna lektura ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy16/6/11 10:42

    Czytałam tę książkę, skusił mnie fragment z tyłu okładki i ciekawy tytuł. I żałuję. Czytuję dużo książek, mam swoją małą biblioteczkę i w życiu nie czytałam tak rozlazłej, nudnej książki, która niby może wiele dać, ale mam wrażenie, że autorka miała wiele pomysłów i nie wiedziala o czym pisać tak do końca. Nie polecam. W połowie książki sądziłam, że coś się jeszcze "rozkręci" ale niestety nie. Nuda trwała do samego końca. Szkoda czasu.

    OdpowiedzUsuń