* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 11 stycznia 2010

Dariusz Michalski: Jam jest Alina czyli Janowska story

Prószyński i S-ka, Warszawa 2007.


Antybiografia

Kolejne gwiazdy w przedmowach do książek Dariusza Michalskiego podkreślają, jak bardzo zależało im na quasi-biografii przygotowanej właśnie przez tego autora. Trochę mało wiarygodnie to brzmi, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że Michalski zaczął w pewnym momencie tworzyć publikacje monumentalne pod względem objętościowym, za to nijakie w treści. Materię, jaką stanowią doświadczenia i dokonania artystów, przekuwa na chaotyczną raczej opowieść, która sprawia wrażenie źle opracowanej. Do takich pozycji należy „Jam jest Alina czyli Janowska story”, książka, której lektura będzie nawet dla fanów tej gwiazdy męcząca i bezowocna.
Dariusz Michalski wypracował sobie styl, który powtarza od książki o Jerzym Wasowskim do znudzenia. Łączy wywiad-rzekę (ale z ukrytą częścią pytań) z autobiografią, to uzupełnia zestawem wycinków – drobnych wyrwanych z kontekstu wypowiedzi na temat konkretnej postaci czy wydarzenia z jej życia. W małych dawkach ów filmowy styl byłby nawet interesujący, ale w dużych ilościach – a na takie autor stawia – staje się momentami niestrawny. Zwłaszcza że Michalski kopiuje sam siebie i kolejnych bohaterów swoich publikacji traktuje według jednego schematu – co zwyczajnie nudzi. Nie dziwi za to gorliwość gwiazd w dążeniu do uzyskania „biografii” pióra Michalskiego. Po pierwsze przez pomnikowość – dziennikarz ten koncentruje się wyłącznie na jasnych stronach przeszłości swoich klientów czy zleceniodawców. Po drugie – pozwala im na samodzielne interpretacje wszystkich wydarzeń, nie opatruje zwierzeń żadnym dodatkowym komentarzem. W ten sposób olbrzymie księgi nie mogą być do końca traktowane jako obiektywny i rzetelny dokument – raczej jak jednostronna i ocenzurowana historia.
W „Jam jest Alina” Michalski zbytnio się nie wysilił, po prostu oddał głos swojej bohaterce. Sam wtrąca się w kilkunastu (czy kilkudziesięciu) akapicikach – będących raczej koniecznym spoiwem między kolejnymi opowiastkami autorki niż poważnym omówieniem materiału. To zrozumiałe, że autor nie chce ingerować w tekst powierzony mu przez artystkę, że nie chce za jej życia dokonywać wyraźnych podsumowań czy podziałów: ale, jeśli mam być szczera, wolałabym po prostu przeczytać wspomnienia Aliny Janowskiej – więcej byłoby z tego pożytku i – przypuszczam – lepiej byłyby one uporządkowane, a Dariusz Michalski nie wrzucałby dumnie swojego nazwiska na okładkę, bo nawet gdyby miał przyjąć rolę ghostwritera, by się tu nie sprawdził.
Kiedy po raz kolejny widzę te same chwyty, te same kolażowe wycinanki, które przerywają opowieść, zanim ta na dobre się rozkręci, odczuwam niechęć do dziennikarza, któremu wydaje się, że potrafi dyskretnie opowiadać o egzystencji artystów. Nie chcę już strzępków opowieści, nie chcę poprzyklejanych do siebie cytatów, które przez wewnętrzne poszatkowanie nikogo już nie mogą zainteresować. Nie chcę stylu antybiografii, który ukuł Dariusz Michalski – bo ów styl, dobry w pierwszej książce, w kolejnych traci rację bytu. Ten autor nie potrafi ciekawie opowiadać, mało tego: nie potrafi opowiadać w ogóle. Stać go tylko na sklejanie ze sobą kolejnych wypowiedzi i podpisywanie ich imionami i/lub nazwiskami rozmówców. Być może wykonuje autor ogromną pracę w docieraniu do źródeł i weryfikowaniu informacji – piszę „być może”, bo w książkach o wyraźnie popularyzatorskim charakterze próżno by szukać odwołań do źródeł czy choćby lokalizacji cytatów – wprawdzie w posłowiu wymienia Michalski nazwy czasopism, z których zaczerpnął wypowiedzi, ale najprawdopodobniej boi się, by nikt nie zweryfikował jego pracy, lub nie skorzystał na niej, bo roczników i numerów próżno by tu szukać. Przez tak nonszalanckie podejście „Jam jest Alina” faktycznie traci na wartości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz