* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 16 listopada 2014

Wojciech Widłak, Paweł Pawlak: Niekalendarz

Czerwony Konik, Kraków 2014.

Niespodzianki

Tuwim i Słonimski bardzo cieszyliby się z takich następców. Wielkie brawa i gratulacje dla wydawnictwa Czerwony Konik, które podobnie jak większość czytelników – uwielbia dziecięco-dorosłe zabawy Wojciecha Widłaka i Pawła Pawlaka. Zabawy formą, treścią i pomysłami. Po serii „nieporadników” przyszła kolej na drwiny z terminarza. „Podręczny kalendarz. Przydatny poradnik. Porządny notes” to książka niezwykła. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście przypomina terminarz na każdy rok. Na marginesach ma porady, ciekawostki i cytaty, a co pewien czas przerywany jest opowiadaniami z profesorem Kurzawką i adiunktem Kwasem, mistrzami absurdu z „nieporadników”. Ten kalendarz ma nawet wszytą zakładkę (która jest także… centymetrem krawieckim) oraz wykaz imion. Imion nieistniejących w kalendarzach prawdziwych – ale tworzonych na bazie istniejących imion.

Zaczyna się od alfabetycznego układu województw z mapą polecanych (to jest robiących najlepsze ujęcia) fotoradarów. Potem stężenie absurdu gwałtownie rośnie (stopki redakcyjnej nie można pominąć!). W danych personalnych należy między innymi wpisać numer PIN karty kredytowej szwagra oraz ulubione słowo. Jest tu uniwersalny minikalendarz na każdy rok i skrócone kalendarze na wybrane lata. W podręcznych minirozmówkach pojawiają się kompletnie nieprzydatne zdania, błyszczki towarzyskie służą do zasypywania mądrze brzmiącymi określeniami, a przysłowia i motta powracają w kolejnych wariantach. Wśród proponowanych imion pojawia się Gwizdor, Kromuald czy Mafiozofia (a na każdy dzień roku przypadają dwa lub trzy podobne słowotwórcze błyski). Profesor Kurzawka i adiunkt Kwas przywołują korporacyjne ćwiczenia grafomotoryczne, prognozy pogody i rozrywki umysłowe. Niekalendarz przerywają też czasem dowcipnymi stylizowanymi reklamami.

Tu wszystko podporządkowane jest dowcipowi. „Wybitni autorzy, wybitne dzieło, wybitna treść. Nie znajduję słów, by wyrazić mój zachwyt. Szwagier” – pisze odręcznie szwagier na czwartej stronie okładki. A za szwagrem wyrazy uznania będą powtarzać kolejni odbiorcy niekalendarza. Wojciech Widłak i Paweł Pawlak dostarczają bowiem czytelnikom rozrywki opartej na nonsensie i wykorzystującej formalne zabawy. W parodii terminarza czysty śmiech okazuje się największą wartością. Tej publikacji nie przegląda się po to, by dowiedzieć się, co będzie dalej, a dla przyjemności odkrywania kolejnych nieprzydatnych pomysłów. W lekturze nie można pomiąć żadnego (graficznego czy tekstowego) drobiazgu, bo nawet elementy obowiązkowe zostały podporządkowane humorowi. Profesor Kurzawka i adiunkt Kwas to bohaterowie, których nie obowiązują żadne reguły. Swoimi odkryciami dzielą się radośnie z całym światem inteligentnych czytelników. Dają jedyną szansę na beztroski śmiech. Dzisiaj absurd nie cieszy się już takim uznaniem jak w czasach dwudziestolecia, ale Widłak, Pawlak, profesor Kurzawka i adiunkt Kwas nic sobie nie robią z mód na rynku wydawniczym. Ich niekalendarz ma same zalety: rozśmiesza do łez. I gdyby ktoś akurat nie wiedział, jakie imię nadać dziecku…

Niekalendarz to książka, która wymyka się schematom. Humor pojawia się w niej w warstwie graficznej równie często co w tekstowej, a tomik wcale nie jest kierowany do najmłodszych. Widłak i Pawlak, zamiast zyskiwać sławę w literaturze czwartej, wpisują się w księgę nonsensów i absurdów, uświadamiając odbiorcom, że wszędzie znaleźć można powody do radości. Ta lektura nie przynosi ciekawych fabuł ani ważnych wiadomości. Dostarcza za to inteligentnej rozrywki, beztroskiego komizmu i zabaw, na które dorośli w swoim zabieganiu zwykle nie mają czasu. To rzeczywiście „książka, jakiej jeszcze nie było” – imponuje pomysłami i rozwiązaniami. Chociaż jest zabawą, to warto jej się uważnie przyjrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz