* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 17 grudnia 2022

Jarek Szubrycht: Skóra i ćwieki na wieki

Czarne, Wołowiec 2022.

Wspomnienia kombatanckie

Po tym, jak przepłakałam ze śmiechu nad tą książką trzy godziny w autobusie w korku, nie wiem, czy bardziej jest ona dla fanów metalu i dla tych, którzy chcieliby się dowiedzieć, jak to drzewiej z podziałami muzycznymi bywało, czy bardziej dla tych, którzy o metalu nie mają zielonego pojęcia i poprzestają na osądzie, że wyznawcy tej muzyki to sataniści, którzy jedzą koty (chociaż żarty o kotach nie śmieszą, twierdzi Jarek Szubrycht, ale nieprawda, śmieszą jeszcze bardziej po tej lekturze). "Skóra i ćwieki na wieki" to książka wspaniała. Okładka stylizowana na pudełko z kasetą magnetofonową z ręcznymi rysunkami, w środku - przegląd najważniejszych zjawisk, z którymi spotykał się nastoletni fan metalu u schyłku lat 80. XX wieku. Jarek Szbrycht z jednej strony proponuje kulturoznawczy i rzetelny komentarz do sytuacji na rynku muzycznym, z drugiej jednak dzieli się z czytelnikami swoimi przeżyciami, odkryciami i doświadczeniami podlanymi naprawdę dużą dawką absurdu i wyczucia komizmu. Problem w tym, że chociaż ogromną część czytelników rozśmieszy, innym zafunduje dozę nostalgii i refleksji nad pomysłami, które już nie wrócą.

Metal to dla Jarka Szubrychta nie subkultura, a sposób na życie. Szansa na wykrzyczenie ze sceny niezgody na otaczający świat i na danie upustu nastoletnim buntom. Chłopak z niewielkiej miejscowości na krańcu Polski w metalu odnajduje coś dla siebie. Zafascynowany środowiskiem, stopniowo odkrywa, jakie są korzyści z dołączenia się do grupy podobnie myślących nastolatków - i wbrew obiegowym opiniom udowadnia, że metalowcy nie zasługiwali na całkowite potępienie (chyba że akurat chcieli). Młody Szubrycht nie tylko jeździ na koncerty i przegrywa kasety znanych i nieznanych zespołów. Nie tylko zakłada z kolegami kapelę metalową, nie tylko prowadzi ziny z wywiadami (które sam przeprowadza, także w obcych językach). Uczy się rysować logówki ulubionych zespołów, zbiera materiały, które kiedyś w przyszłości pomogą mu w stworzeniu tomu "Skóra i ćwieki na wieki". Prowadzi ożywioną korespondencję z fanami - rzeczywiście dużo na takich działaniach zyskuje, czego początkowo nie widzą zmartwieni rodzice (za to dostrzega nauczyciel). Metal to jego życie: Szubrycht wnika w subkulturę i staje się jej częścią. A teraz przybliża specyfikę całego środowiska odbiorcom. Tym, którzy znają zjawisko z autopsji i tym, którzy nie mają o nim pojęcia: przy lekturze nie można się nudzić. Autor szuka charakterystycznych tematów, przygląda się peerelowskiej codzienności i komplikacjom, które wymuszały wyjątkową kreatywność na młodycyh ludziach. Tłumaczy cierpliwie, dlaczego niełatwo było kserować ziny - i dlaczego metale z anarchistów stali się tymi, którzy bardzo przestrzegali choćby kwestii praw autorskich i stawiali na oryginalne wydawnictwa muzyczne (kiedy, oczywiście, były one już dostępne). Jednocześnie wyjaśnia, o co w metalu chodzi: zajmuje się przytaczaniem co smaczniejszych nazw i fragmentów tekstów, analizuje ubiór czy zachowania na koncertach, wygląd metalowca, ideały, jakie wyznawał. Zabiera odbiorców na koncerty i pozwala odkrywać klimat takich rozrywek. Tworzy niemal monografię sytuacji na metalowej scenie - a wszystko to dowcipnie i błyskotliwie. Przeplata te opowieści własnymi wspomnieniami. Idealnie dopasowuje puenty, sprawiając, że trudno będzie o powagę podczas lektury. Zdarzają się i bardziej mroczne fragmenty - wtedy, gdy fascynacja śmiercią doprowadza do tragedii - zwykle jednak przesada w gloryfikowaniu mroku zamienia się w czysty śmiech. Jarek Szubrycht pisze z nutą sentymentu, chociaż stara się też podbijać dowcip: sprawia, że książka zachwyca w każdym rozdziale. Tom wciąga i uzależnia, a przy okazji daje szansę na narzekanie, że dzisiejsza młodzież nie jest już taka jak ta dawniej. Jarek Szubrycht - gratulacje, nigdy nie interesował mnie metal, a nie mogę wyjść z podziwu nad tą publikacją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz