* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 28 lipca 2018

Marek Weiss: Amor królem

Novae Res, Gdynia 2018.

Zwierzenia nad trupem

“Jestem starym pederastą” rozpoczyna bohater tomu “Amor królem” Marka Weissa swoje wywody. Chciałoby się zapytać, co z tego, bo w zasadzie na tej wyjściowej przechwałce kończy się inwencja postaci. Bohater snuje niekończące się monologi na temat jakości życia seksualnego albo moralności, nawiązuje do scen i postaw znanych z teatru, czasami wrzuci do opowieści kogoś ze świecznika, sugerując jednocześnie bliskość i poufałość. Nie zrobi w ten sposób na nikim wrażenia (chyba że chce zaszokować skrajnie prawicowe środowiska i zagrać im na nosie), w ten sposób o skandal mógłby się starać dekady temu, a i tak nie jest powiedziane, że by się udało. Problem w tym, że ów “stary pederasta” nie ma do opowiedzenia nic ciekawego, a jedyna historia, jakiej warto by się przyjrzeć, została zawarta w liście, jaki otrzymał. Być może od siebie samego, ale Marek Weiss tak zachwyca się pomysłem metamorfozy teatralnej (jest tu Gustaw i Konrad), że aż zapomina o konkretach. Pederastia ma być tutaj jedynym czynnikiem definiującym postać i jednocześnie jedynym powodem pisania książki - a to za mało. Zresztą cały tom “Amor królem” nadawałby się zaledwie na opowiadanie i to po wycięciu dłużyzn w opisach. Tych jest cała masa, prawdopodobnie autorowi zależało na ich uchronieniu, ale nie wnoszą do lektury nic poza niezbyt chlubną etykietką: autor nie wie, kiedy przestać mówić. Logoreiczny rytm książki usypia i znieczula. Fakt, że źle rozłożone zostały akcenty, dodatkowo utrudnia śledzenie fabuły (szczątkowej).

Skoro pederastia szokuje przede wszystkim samego bohatera, który usilnie szuka placu do zwierzeń, automatycznie staje się też przyczyną i uzasadnieniem jego komentarzy. Bohater tomu Weissa przez cały czas próbuje pokazać, co w jego życiu stało się impulsem do zmiany w seksualnych podnietach. Skrupulatnie opisuje swoje doświadczenia z kobietami, sygnalizuje pierwsze łóżkowe wtajemniczenia i wykroczenia poza kodeks wartości. Uruchamia rozmaite fetysze, proponuje czytelnikom miniskandaliki (ich jakość umniejsza jeszcze samozachwyt narratora). Pochwała witalności trwa aż do wieku, w którym spotkania z waginą przestają bawić, a kojarzą się ze wzmożonym wysiłkiem. I wtedy bohater odkrywa piękno seksualnych kontaktów z mężczyznami. Czuje się jednak winny – i to przemyca w tekście. Tymczasem u jego przyjaciela rozgrywa się największy życiowy dramat: list, który bohater odczytuje, zawiera tragedię pięknej Barbary, kobiety, którą jeden uważa za boginię, a drugi za kurwę. Ciężarna Barbara ginie, żeby móc uruchomić w mężczyznach całe pokłady energii. Nie jest to obrazek zbyt przekonujący, a to z tego względu, że autor za bardzo skupia się na jego naturalistycznej wymowie. Rozkoszuje się każdą kroplą krwi i każdym rozcięciem ciała martwej kobiety, a ponieważ poświęca tej scenie dużo więcej uwagi niż kontaktom erotycznym, pozostaje pytanie, czego właściwie oczekuje od czytelników. Jest “Amor królem” książką naiwną i budowaną na prostym pojedynczym pomyśle. W warstwie tekstowej to zwyczajny słowotok bez możliwości zatrzymania odbiorców na dłużej. Marek Weiss nie znajduje sposobu na wykreowanie postaci z krwi i kości, może tworzyć traktat moralny a rebours, ale też bez echa wśród odbiorców. To jedna z książek, o których szybko się zapomina – i która powstaje wyłącznie dla samego twórcy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz