* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

sobota, 28 maja 2016

Charles M. Schulz: Fistaszki zebrane z gazet codziennych i weekendowych 1977-1978

Nasza Księgarnia, Warszawa 2016.

Wady Patty

Raz na pół roku odbywa się wielkie święto. Czytelnicy – i to z różnych pokoleń – zawitać mogą do świata Charliego Browna, Snoopy’ego i całej (powiększającej się) gromady dzieciaków. Fistaszki zapewniają przegląd filozoficznych i życiowych problemów, absurdów czy śmiesznostek, charakterów i reakcji. Lata 1977–1978 to paski komiksowe, w których Peppermint Patty wiedzie prym. Peppermint Patty ma kompleks zbyt dużego nosa, zasypia na lekcjach, nie uczy się najlepiej i przekręca imiona kolegów. W sporcie nie ma sobie równych (chociaż agresją na boiskach wygrywa z nią kłótliwa Molly Volley). Przy tych wszystkich wadach Peppermint Patty daje się lubić: jej niedoskonałości raz śmieszą, raz wzruszają. To dziewczynka, która nadaje koloru paskom. Charles M. Schulz teraz pozwala się jej lepiej przyjrzeć, a pomysłów, jak zawsze, mu nie brakuje. Wprowadza też kolejne wątki układające się w serie.

Molly Volley wciąż krzyczy i pokazuje, jak wygląda skarykaturalizowany duch rywalizacji. Snoopy odkrywa w sobie talent do latania: nie jest już asem przestworzy z pierwszej wojny światowej, a dzięki uszom zamienia się w helikopter i patroluje okolice, kiedy to tylko potrzebne. Sally na szkolnym obozie poznaje nową koleżankę – na tyle charakterystyczną, że autor sprowadza ją do Fistaszków. Linus musi walczyć z opinią słodkiego misiaczka i znosi to, co jego starsza siostra funduje wciąż Schroederowi. Przybywa też kolegów Woodstockowi – a ptaki wybierają się na skautowskie obozy i wycieczki prowadzone przez Snoopy’ego. Charles M. Schulz mnogością tematów zapewnia sobie stałą uwagę czytelników. Lubi, co widać w tej części, rozwijać wybrany wątek, wzbogacając go o kolejne puenty. Tu pozwala też zaistnieć kotu z sąsiedztwa, a i przypomina o rolach liter, cyfr czy pojedynczych wyrazów: Sally dobrze wie, po co ćwiczyć pisanie. „Fistaszki zebrane” po raz kolejny uświadamiają odbiorcom, że absurd kryje się w codziennych wydarzeniach, wystarczy tylko odrzeć je z nadanych kulturowo znaczeń.

Zachwyca tu porozumienie ponad gatunkami. Snoopy bez trudu dogaduje się z Woodstockiem, Charlie Brown czy Linus bez trudu odczytują myśli psa (ale te wyjątkowo sarkastyczne autor ukrywa w osobnych puentach). Dorośli nie mają prawa wstępu do kadrów, zawsze znajdują się daleko poza nimi i mogą jedynie katalizować akcję. „Fistaszki zebrane” to drobne przebłyski genialności, maskowane przez rzekomą rutynę. Bohaterowie tych komiksowych stripów znajdują się przeważnie w powtarzalnych sytuacjach, za każdym razem zachowują się niezgodnie z przewidywaniami. Schulz sam sobie tworzy możliwość budzenia śmiechu: wprowadza czytelników do rozpoznawalnych schematów po to tylko, by zaraz je dekonstruować.

W tych komiksach ważny jest śmiech. Ale oprócz śmiechu także relacje międzyludzkie, definiowane na nowo, a właściwie – odzierane z dyplomatycznych zabiegów znanych dorosłym. Tu uczucia są czyste aż do przesady, nikt nie sili się na uprzejmości czy na maskowanie intencji. Być może dlatego „Fistaszki zebrane” tak bardzo przyciągają również starsze pokolenia odbiorców. To świat, jakiego dorośli nie znają – i to nie tylko ze względu na podwórkowo-szkolną tematykę. Dowcip staje się azylem dla wszystkich, co idealnie pokazuje we wstępie Andrzej Poniedzielski. Satyryczne zabawy Schulza zahaczają o filozofię: ten autor nie szuka prostych rozrywek, nie wybiera oczywistości. Co ciekawe, nawet żarty językowe się tu sprawdzają – bo Michał Rusinek to tłumacz niepozbawiony poczucia humoru.

Od „Fistaszków zebranych” bardzo łatwo się uzależnić. Komiksowe paski z gazet codziennych i weekendowych nie tracą na jakości nawet po dekadach od publikacji – to świadczy o wyczuciu autora i wysokiej świadomości mechanizmów śmiechu. „Fistaszki zebrane” to najlepszy sposób poznawania komiksów Schulza – nie dość, że co kilka kadrów otrzymuje się puentę dobrej jakości, to jeszcze – mimo skrótowości historyjek – autor buduje z nich świat o wyraźnie zaznaczonych zasadach, zachęca do zaprzyjaźniania się z dalekimi od ideału postaciami. Bawi, ale też mówi coś ważnego o każdym człowieku z osobna. Każdy pokocha tych bohaterów bez zastrzeżeń – „Fistaszki” od tego właśnie są.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz