* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 23 maja 2016

Pija Lindenbaum: Lubię Leosia

Zakamarki, Poznań 2016.

Sprawiedliwość

Pija Lindenbaum nie zawodzi. Popisywała się do tej pory picture bookami wielkoformatowymi, z przynajmniej trochę rozwijaną warstwą tekstową. „Lubię Leosia” to tomik dla najmłodszych, a nie ma w nim nawet 60 słów. A jednak autorka zamieszcza w nim wielką historię o przyjaźni, zazdrości, sprawiedliwości, radości i gniewie. Dzieci pojmą ją bez trudu, nawet te najmłodsze. Podobnie zresztą jak dorośli. Bo wcale nie trzeba wielu słów, jeśli odwołuje się do znanych uczuć i sytuacji. „Lubię Leosia” sprawia, że drobną scenkę z piaskownicy każdy, bez względu na wiek, przekuje na własne doświadczenia.

Marcel lubi Leosia. Nie musi wyjaśniać tego uczucia, chociaż autorka precyzuje, jak objawia się to u kilkulatków: Leoś ma fajne włosy i robi fajne błocko, nawet złamany patyk w rękach Leosia jest fajny. Ale gdy pojawia się obcy chłopak, może coś zniszczyć. Czy choćby przewrócić wiaderko – a to już zaburza harmonię tak upragnioną przez Marcela. Ale jest za co lubić Leosia, więc Marcel może być spokojny. Zwłaszcza że prześladowcę spotka zasłużona kara. Tomik „Lubię Leosia” świat maluchów przedstawia w kategoriach czarno-białych, a w dodatku – przez pryzmat tego, co Marcel lubi (lub czego nie lubi). W ten sposób chłopiec wyraża aprobatę lub dezaprobatę dla sytuacji w piaskownicy. Nie potrzebuje nic więcej, jego postawy są oczywiste dla wszystkich, a wydarzenie podczas zabawy każdego by zirytowało. Dobrze mieć przyjaciela, który upora się z problemem i przywróci normalność.

W króciuteńkiej i niemal bezsłownej historyjce Pija Lindenbaum popisuje się bardzo dobrym zmysłem obserwacji. Bez trudu wydobywa z dziecięcych pomysłów to, co najważniejsze – i co daje się przełożyć na uniwersalne doświadczenia. Tu nie ma miejsca na dyplomację ani na szukanie odpowiednich słów, Marcel musi sobie poradzić z ograniczonym (jeszcze) słownikiem. A skoro tak – sam zrezygnuje z prób modyfikowania rzeczywistości lub jej reinterpretowania. To, czego nie powie, przedstawione będzie na obrazku. I całkiem słusznie, bo już pierwsza próba opisywania sytuacji z rysunku rozbiłaby się na wartościowaniu zapisanym w języku. Niemal każde słowo zdradzi opinię na temat tego, co się stało. I będzie od razu mniej czysto w sferze emocji. Pija Lindebaum wie doskonale, jak pozostawić tylko to, co najważniejsze.

Historyjkę dopełnia więc ilustracjami (a właściwie – ilustracje uzupełniają tekst). To dzięki nim wiadomo, że Leoś ma ciemną skórę i nie obraża się za burzenie zamków z piasku. Dzięki nim wiadomo, co właściwie w tej historyjce robi pies. Pija Lindenbaum nawet nie musi wyszukiwać relacji interpersonalnych – tu wszystko rozgrywa się samo, mistrzowsko uchwycone przez wprawną autorkę. Do tego, rzecz jasna, dodać należy zabawy perspektywą. Nie ma wątpliwości, jak bohaterowie widzą świat, bo autorka nie boi się przesady i karykatur. Nieprzypadkowo Marcel jest wielkości stopy babci – kilkulatek zupełnie inaczej niż dorosły patrzy na pewne sprawy. Lindenbaum bawi się subtelnościami (porównanie wiaderek) – i chociaż w warstwie mimiki nie bywa zdecydowana, pewnie prowadzi odbiorców przez historię bogatą w doznania.

„Lubię Leosia” to rewelacyjna książeczka obrazkowa – i przypisanie jej tylko do najmłodszych maluchów byłoby krzywdzące. Pija Lindenbaum to autorka, która jak niewielu twórców tomików dla dzieci potrafi dostrzec i uwypuklić najważniejsze odczucia i przeżycia. Chociaż stawia na prostotę w powierzchniowej warstwie tekstu, jest w stanie rozpętać emocjonalną burzę. Tomikiem „Lubię Leosia” pokazuje, czym może być przyjaźń i zazdrość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz