* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

poniedziałek, 9 maja 2016

Olga Rudnicka: Były sobie świnki trzy

Prószyński i S-ka, Warszawa 2016.

Zbrodnie domowe

Trzy zaprzyjaźnione ze sobą kobiety mają okropnych mężów. Nie mogą się z nimi rozwieść, bo straciłyby zbyt wiele. Ale odziedziczyć majątek po małżonku, którego nie będzie się żałować (bo niewierny, bo niemiły, bo męczący, wymagający lub całkiem obojętny) – to już rozwiązanie, które warto wziąć pod uwagę. Wprawdzie ani Martusia, ani Jolka, ani Kama nie przejawiały do tej pory morderczych skłonności, ale muszą wziąć sprawy w swoje ręce. Powszechnie wiadomo, że morderca nie dziedziczy po ofierze, zamierzają się więc uczciwie pozamieniać rolami przy zgładzaniu mężów. Cudzego łatwiej ukatrupić. Oczywiście nic nie może iść zgodnie z planem, ale Olga Rudnicka nie zamierza kopiować rozwiązań z „(Nie)boszczyka męża” Joanny Chmielewskiej i trzem przyjaciółkom zmienia egzystencję dość radykalnie.

W tomie „Były sobie świnki trzy” króluje kontrolowany chaos, nie może być inaczej, skoro trzy bohaterki prezentują stereotypowe wręcz roztrzepanie, niezaradność i skłonność do działania pod wpływem skrajnych emocji. Sytuację pogarsza fakt, że jedna jest w nieplanowanej ciąży, druga na świat patrzy oczami zranionej łani, przez co nikt nie rozumie jej intencji, a trzecia wpycha mężowi do wanny włączoną suszarkę. Rudnicka nie czeka na logiczne wyjaśnienia czy refleksje nad sytuacją w trzech związkach, pozwala kobietom na impulsywne działania o długofalowych skutkach. Problem w tym, że kto nie miał do tej pory do czynienia ze światem przestępczym, z miejsca zaczyna zachowywać się podejrzanie i natychmiast niweczy sens jakichkolwiek planów. Trzy kobiety w powieści Rudnickiej są zdesperowane i zdeterminowane, a jeśli same sobie nie pomogą, ich sytuacja może się tylko pogarszać.

„Były sobie świnki trzy” to kryminał na wesoło, chociaż trup ściele się gęsto. Autorka radzi sobie jednak i ze zbrodniczymi zamiarami kobiet, i z konsekwencjami ewentualnych morderstw; pozwala zrealizować swój własny plan, chociaż pozostawia bohaterkom wrażenie, że to one panują nad sytuacją. Nie rozprasza się na błahostkach, sedno tomu „Były sobie świnki trzy” to konieczna śmierć trzech odrażających typów, mężczyzn, którzy za bardzo narazili się wszystkim wokół. A że przy okazji Rudnicka wyzwala sporo śmiechu – to już dodatkowy smaczek intrygi.

Olga Rudnicka zdobyła już silną pozycję jako autorka humorystycznych powieści kryminalnych i tomem „Były sobie świnki trzy” to potwierdza. Pozwala sobie na przekroczenie granicy między zwyczajnością i realizowaniem najbardziej demonicznych i absurdalnych marzeń, jednoznacznie dookreśla bohaterów, tak, by nie mieli szans na wzbudzanie w czytelnikach uczuć innych niż przypisane do ich roli. Za nic ma natomiast ochronę postaci i w ten sposób zyskuje sporą nieprzewidywalność. Rudnicka stawia na humor pozornie naiwny, oparty na pomysłach trzech niedoświadczonych w morderstwach przyjaciółek. Zupełnie inne tory wprowadza przy portretowaniu byłej prostytutki czy policjanta prowadzącego śledztwo. Nie brakuje w opowieści rozwiązań już znanych z kryminalnych scenariuszy, jednak Olga Rudnicka zawsze stara się je odświeżać i ubarwiać. Dzięki temu tom „Były sobie świnki trzy” wciąga i stanowi udaną powieść rozrywkową.

Przy tym wszystkim Rudnicka nie próbuje na siłę wychowywać. Pozwala postaciom na dowolne szaleństwa, nawet te, które nie mieszczą się w ramach zasad życia społecznego. Zamyka się w specyficznej przestrzeni ludzi pozbawionych skrupułów – ale i mających wyraźne powody do podejmowania kontrowersyjnych decyzji. Bawi się tematem małżeńskich zbrodni dość odważnie, a przy tym nie ucieka zbyt daleko od zwykłej – i nudnej – codzienności. „Były sobie świnki trzy” Olgi Rudnickiej to przede wszystkim zabawa: czytelnicy nie muszą udawać detektywów, bo z ich perspektywy dokładnie widać zarówno pomysły trzech żon, jak i sytuacje, w które wplątują się mężowie. Wszystko razem podane jest atrakcyjnie i z wyczuciem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz