* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 17 listopada 2015

Charles M. Schulz: Fistaszki zebrane z gazet codziennych i weekendowych 1975-1976

Nasza Księgarnia, Warszawa 2015.

Wizyty

Charles M. Schulz wcale nie musi akceptować wypracowanego przez lata Fistaszków stanu rzeczy. Lubi zaskakiwać swoich odbiorców drobnymi lub większymi zmianami z egzystencji bohaterów – to daje mu też szansę na uniknięcie monotonii, mimo że w stripach z tej serii o nudzie nie ma mowy i tak. Tom „Fistaszki zebrane 1975-1976” niesie kilka poważnych zmian. Między innymi zawala się budynek szkoły, z którą tak lubiła rozmawiać Sally. Przez jakiś czas dzieci będą uczęszczać do innych placówek, a Charlie pozna problem nurtujący Peppermint Patty (w sumie to drobna rekompensata za kolejne bejsbolowe upokorzenia, wreszcie Charlie jest w czymś lepszy od tej bohaterki). Odsłania też kolejny element życiorysu Snoopy’ego – czytelnicy poznają kilku członków jego rodziny. Kot wciąż stanowi zagrożenie i systematycznie niszczy budę, a Sally uczy się pisać, traktując wszelkie znaki jako składnik rysunków i motyw do rozwijania wyobraźni. Stali bywalcy pasków z „Fistaszków” pojawiają się i tutaj – nawet gdy Schulz rozbudowuje podwórko o nowe postacie, nie zapomina o „klasycznych” motywach. Nawiązuje do już istniejących cykli lub rozwija w kolejnych historyjkach nowe opowieści.

Nic dziwnego, że data premiery kolejnego apetycznego tomu „Fistaszków zebranych” staje się świętem dla coraz większej liczby czytelników. Możliwość smakowania poszczególnych kadrów jest tym bardziej atrakcyjna, kiedy ma się przed sobą zestaw codziennych pomysłów z całego roku. Chociaż zasada jeden pasek – jeden dzień (w weekendy pełnostronicowa historyjka) jest tu utrzymywana, „Fistaszki” układają się w spójną całość. Każdy paskowy wers ma swoją puentę – nie zgadzam się z Jackiem Fedorowiczem, autorem wstępu, w tej kwestii: każda drobna opowiastka stanowi samodzielną całość. Można to przegapić przy szybkiej lekturze lub przy kontynuacjach i rozwinięciach pomysłów. Schulz wprawdzie nie zawsze chce rozśmieszać, ale zawsze dba o puenty podsumowujące całą relację. Wyklucza tak bylejakość i zapewnia jeszcze lepsze lekturowe przeżycia. „Fistaszki” nie są zwykłym gazetowym komiksem, dziś już nikt nie ma co do tego wątpliwości. Nieprzypadkowo w tytule serii pojawia się określenie „komiksowe arcydzieła” – jest bardzo trafne.

„Fistaszki” są dopracowane w każdym szczególe. Sarkastyczni bohaterowie, zwariowane czasem pomysły, komizm absurdu, gdy dzieci postrzegają świat na swój – jedyny akceptowalny – sposób. Tu każdy ma swój charakter, a ze zderzenia tych charakterów płyną najciekawsze historie. Schulz proponuje świat ludzkich spraw w pigułce – a do tego zgrabnie omija tematy agitacyjne, wartościowe i ważne tylko w momencie powstania jako agitacje czy lustra. Takie potraktowanie tematu przedłuża „Fistaszkom” życie praktycznie w nieskończoność. Autor zachowuje tu beztroskę: bohaterowie przejmują się bajką o trzech świnkach lub niegroźnie ze sobą rywalizują, Woodstock bez przerwy odwiedza Snoopy’ego, a Marcie chce, żeby cała drużyna bejsbolowa miała wymyślne czapki. Nie są to kwestie spędzające w normalnym świecie sen z powiek: autor przynajmniej w podstawowej warstwie komiksu stawia na spokój i pogodę ducha. Umila odbiorcom relaks, dostarcza nie tylko inteligentnej rozrywki, ale i wytchnienia. Nie ma tu ostrej satyry, ale nie znaczy to, że Schulz pozostaje obojętny na ludzkie sprawy. W jego ujęciu przybierają one inny wymiar – można spojrzeć na nie z dystansu i przez pryzmat dziecięcej logiki. Kto raz zajrzy do dowolnego tomu „Fistaszków zebranych”, zakocha się w tych stripach, w ich klimacie i bohaterach. To utwory, które stanowią już klasykę rozrywki, ale i bardzo wysoko stawiają poprzeczkę – z Schulzem trudno byłoby konkurować. Ten autor imponuje jakością pomysłów i rozmachem. Drobne komiksowe paski to eksplozja humoru, a i popis rysownika. Z krainy dzieciństwa Charliego Browna nie chce się ani na moment wychodzić. Tu odbiorcy znajdą ciepło, zrozumienie, serdeczność i bardzo zabawne sprzeczki. Nie znajdą za to żadnych poważnych konfliktów, które są domeną dorosłych. Na podkreślenie zasługuje też fakt, że „Fistaszki zebrane” to lektura dla dorosłych i dla dzieci, a każdy wyczyta z niej inne prawdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz