* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

wtorek, 19 stycznia 2010

Garth Stein: Sztuka ścigania się w deszczu

Galaktyka, Łódź 2009.


Enzo, pies, który (nie) mówi

Książki z półki powieści obyczajowych obliczonych na wywołanie silnych wzruszeń odbiorców są zwykle przyczyną mojej nieufności. Znajomość warsztatu i standardowych rozwiązań pisarskich sprawia, że mam ochotę kwestionować pomysły fabularne – lecz mimo rozmaitych zastrzeżeń do tego quasi-gatunku muszę przyznać, że „Sztuka ścigania się w deszczu” i tak robi wrażenie – jeśli ktoś szuka nieco bardziej oryginalnego wyciskacza łez, dającego nadzieję, powinien wybrać właśnie tę publikację.

W zasadzie przebieg akcji nie przykuwałby pewnie uwagi – scenariusz jest tu dość schematyczny (nieprzypadkowo używam określenia „scenariusz”, książka ma w sobie gotowy materiał na film): Denny jest szczęśliwym mężem Eve, rodzi mu się też córeczka, Zoe. Eve jednak zaczyna poważnie chorować, lecz unika lekarzy, bojąc się, że kiedy trafi do szpitala, już go nie opuści. Okazuje się, że ma raka mózgu. Umiera, a wtedy jej rodzice odbierają Denny’emu Zoe, którą wcale nie potrafią się dobrze zaopiekować. Rozpoczyna się dramatyczna walka ojca o kilkuletnią córkę: problemy finansowe oraz oskarżenia o pedofilię i gwałt (rzucane na Denny’ego przez rozczarowaną piętnastolatkę) stanowią tło dla opisu ogromnej miłości, siły i determinacji. Tyle że w „Sztuce ścigania się w deszczu” chodzi o coś innego: narratorem i głównym bohaterem, świadkiem i uczestnikiem wydarzeń jest Enzo, pies nierasowy (choć zdjęcie na okładce sugerowałoby coś innego), za to bardzo inteligentny. To Enzo opowiada całą historię, dodatkowo opatrując ją aforystycznymi stwierdzeniami na temat świata ludzi. Elementem uatrakcyjniającym opowieść jest zajęcie Denny’ego – mężczyzna pracuje jako kierowca wyścigowy, a swoją pasją zaraża psa – prawdziwego i oddanego przyjaciela.

Enzo wie, co się dzieje. Widzi i obserwuje, rozumie wszystko i często żałuje, że jedynym sposobem komunikowania się z ludźmi stają się zrozumiałe dla nich (chociaż nie zawsze) gesty. Zresztą Garth Stein trochę upraszcza możliwość porozumiewania się człowieka i jego czworonoga – wprowadzając specjalny kod – dwa szczeknięcia znaczą „szybciej” i nikt nie dziwi się, że Enzo wie dokładnie, co proponuje mu jego pan. Pies jest tu powiernikiem tajemnic, ale i opiekunem – kiedy Eve po powrocie ze szpitala panicznie boi się, że umrze, pierwszej nocy na jej prośbę skierowaną bezpośrednio do zwierzaka – to Enzo czuwa przy niej i zapewnia jej spokój. Enzo wyraża swoje oddanie gestami, które nie zawsze mogą zostać właściwie zinterpretowane przez ludzi. Czworonożny narrator jest pewny, że psy po śmierci mogą wrócić na ziemię, już w ludzkiej postaci – dlatego nie boi się odejścia, a nawet momentami pragnie go. Wierzy, że spotka Denny’ego i będzie mógł z nim porozmawiać.

Dużo tu tanich tricków, chwytów przewidywalnych i punktów, które mają zrobić wrażenie na co wrażliwszych odbiorcach, ale jest też trochę humoru i pomysłowości. Całkiem sporo jest refleksji na temat wyścigów samochodowych, w których zadziwiająco łatwo będzie znaleźć analogię do codziennego życia. Wiele wykorzystanych klisz, schematów fabularnych i tematów potraktowanych jest jak klocki, z których po prostu układa się opowieść. Sam pomysł prowadzenia narracji z punktu widzenia zwierzęcia, myślącego jak człowiek, także nie jest przecież odkrywczy. A jednak „Sztuka ścigania się w deszczu” to dobra powieść obyczajowa. Jej siła polega nie na literackości czy dramaturgii, ale na ładunku emocjonalnym i wplatanych tu i ówdzie w opowieści celnych spostrzeżeniach na temat kondycji człowieka.

Garth Stein walczy o to, by oddanie głosu psu nie wiązało się z infantylizacją całej książki – być może stąd bierze się sięganie po „mocne” (choć i przewidywalne) motywy. Wydaje mi się jednak, że najbardziej istotnym wątkiem tej publikacji jest nie oczywista wierność zwierzęcia, a wytrwałość i niewyczerpana energia jego pana. Enzo w trudnych chwilach stara się być przy Dennym i wspierać go, ale to mężczyzna pokonuje dzielnie kolejne przeciwności losu i nie załamuje się, chociaż traci właściwie wszystko. Współczesny Hiob nie zostaje sam, a Enzo także ma swoje problemy. Drugim tematem niemożliwym do pominięcia będzie w „Sztuce ścigania się w deszczu” przyjaźń łącząca psa i człowieka – lecz to dla miłośników zwierząt motyw chyba najzupełniej naturalny, nie ma sensu pisać o nim w recenzji.

W serii „Zapach pomarańczy” Galaktyki bohaterowie poddawani są rozmaitym próbom, z których powinni wyjść zwycięsko, by optymizm historii równoważył wszelkie troski. Garth Stein wpisuje się w ten cykl swoją powieścią bardzo dobrze.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz