* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 31 stycznia 2010

Rozmowa z Genowefą Jakubowską-Fijałkowską

Genowefa Jakubowska-Fijałkowska: poetka, ur. w 1946 r. w Mikołowie. Autorka tomików Dożywocie (1994), Pan Bóg wyjechał na Florydę (1997), Pochylenie (2002), Czuły nóż (2006), Ostateczny smak truskawek (2009).


Szukam ocalenia

Izabela Mikrut: Bywa Pani nazywana „Wojaczkiem w spódnicy”. Dla mnie najbardziej widoczne są chyba inspiracje Charlesem Bukowskim, maksymalnie skondensowanym. Kto miał największy wpływ na Pani drogę artystyczną?
Genowefa Jakubowska-Fijałkowska: No tak, od dawna czekałam na to, że ktoś powie o moich inspiracjach Bukowskim, Pani zrobiła to pierwsza. Wojaczek i kojarzenie mojego pisania z tym niepowtarzalnym poetą, wzięły się chyba stąd, że Mikołów, że nawet ten sam znak zodiaku, (życzę sobie bardzo też umrzeć w maju...) że alkohol...
Bukowski. Już nie bardzo pamiętam, może to był rok 1995 może 1996, przypadkowo przeczytałam „Listonosza”. Fascynacja! A już myślałam, że po „Obcym” Alberta Camus nic nie może mnie olśnić, uwieść. I stało się. Jestem w stanie dać ostatnie pieniądze i jechać na koniec Polski (kiedyś tak było, teraz Internet załatwia wszystko), żeby zdobyć nowo wydaną książkę Bukowskiego. Mam wszystko, co w Polsce wydano Bukowskiego. Długo nie było jego poetyckich książek i bardzo się bałam, tego co mi zrobi jego poezja.. Teraz mam wszystkie jego książki wydane w Polsce... nie boję się jego wierszy. Nie piszę jak Bukowski. Piszę jak ja. Ale chyba wiem, jak się czuł, gdy rzygał, słuchał Mozarta i pisał wiersze.
Nie chcę być nieskromna i powiedzieć, że nie wiem kto, że jestem „samoródka”, że nie było nikogo takiego, kto miał największy wpływ na moje pisanie. Fascynacji w literaturze miałam wiele, zaczynając od lektur szkolnych, nie wszystko mi pasowało, ale romantyzm (byłam 44 i jeszcze bardziej Kordianem, potem fortepianem na bruku), pozytywizm (byłam „sosną rozdartą”), symbolizm (byłam „Statkiem pijanym”, potem dalsze poszukiwania, często przypadki, więcej czytałam prozy (setki książek) niż poezji. Tak jest do tej pory.
Gdzieś w tym wszystkim chyba znajdowałam „własną, krzywą” drogę do wiersza, jak to kiedyś do mnie napisał Tymoteusz Karpowicz.

IM: Wiersz-błysk wyrasta u Pani z jednego (nie – jednostkowego) spostrzeżenia. Jak wygląda proces twórczy? Utwory są efektem iluminacji, nagle zauważonej prawidłowości, czy ciężkiej, rzemieślniczej pracy?
G.J.-F.: I znowu, coś nie tak z tym moim pisaniem i byciem poetką. Nie wiem, co to jest proces „proces twórczy”, „rzemieślnicza praca”... to jest tak, jakby nie chodziło w wierszu w ogóle o słowo, ale o życie. Być dla mnie poetką to stan ciała, to dreszcze, głód, łaknienie, zapach, smak, węch, wzrok, słuch... wiersz to... nasycenie... nagle źródło. Czasem wizje. Iluminacja to olśnienie, podobno istotny motyw w twórczości, iluminacja to poznanie świata przez Boga, poznaję świat przez drugiego człowieka więc nie ma iluminacji.

IM: Wiersze z ostatnich tomików można uznać za próby odświeżenia schematu relacji damsko-męskich. Rezygnuje Pani z sentymentalizmu i banalnego szczęścia na rzecz trudnych, wymagających poświęceń związków. Czy takie rozwiązania są wymuszone tylko przez osobiste doświadczenia? Jak biografia wpływa na Pani twórczość?
G.J.-F.: Z niczego nie rezygnuję, żyję każdą chwilą, jak pierwszą, ostatnią. Sentymentalną, piękną, upodloną, biologiczną. Tak piszę, jak żyję. „Banalne szczęście”... co to jest szczęście? Podobno to najbardziej „gówniane” słowo... może chodzi w poezji o chwile gdy się jest, po prostu w tym, co jest. W życiu. w kłamstwie, prawdzie, rozpaczy, bólu, rozkoszy, radości, poświęceniu i śmierci. Jestem w swoich wierszach bardziej świadkiem niż biografią.

IM: Krytycy często stoją wobec Pani wierszy bezradni, bądź zasłaniają się etykietkami w rodzaju uwag o ascezie stylistycznej. Jak brzmi Pani credo artystyczne?
G.J.-F.:Życie.

IM: Maksymalnie kondensuje Pani swoje wiersze. Wers składa się tu często z jednego słowa, zwrotka (o ile jeszcze można o takim klasycznym podziale tu mówić) z dwóch. Dlaczego decyduje się Pani na taką lapidarną formę?
G.J.-F.: To nie jest decyzja, ani wybór. To przychodzi z życia, sytuacji, chwil, mgnień, bezsennych nocy, poranków, odsłoniętego okna, z oddechu. Z rozmowy, milczenia.
Ciszy. Krzyku. Nie decyduję się na żadną formę, pisanie wiersza to jest oddychanie, 12-14 wdechów na minutę, ile można wypowiedzieć słów na minutę...czasem nie ma słów tylko oddychanie.

IM: W najnowszej poezji rzadkie są tendencje do puentowania opowieści lirycznych. U Pani celne komentarze wyznaczające przesłanie okazują się niezwykle silne. To sposób na postrzeganie świata, czy konieczność, rozwiązanie wymuszone przez epigramatyczną formę?
G.J.-F.: Nic nie wymuszam w swoim wierszu. Wiersz przychodzi jak „lśnienie”. Pisze się we mnie od początku do końca. Nie wiem jak to się dzieje... poza mną te „puenty”... to co ma się stać, albo nie stanie nigdy. Może to przepowiednie dla mnie, dla innych.

IM: Co Pani, jako odbiorca poezji, najbardziej ceni w tym sposobie wyrazu? Po jaką literaturę sięga Pani najchętniej?
G.J.-F.: Oczekuję od poezji i nie tylko poezji, od wszelakiej sztuki, identyfikacji, tożsamości, obecności, bycia w klimatach, w strefach czasowych, w przestrzeni, bycia w Niebie i na Ziemi.
Czytam przede wszystkim prozę. To najpiękniejsza poezja i rzeczywistość..
Ostania książka: Hubert Selby Jr „Piekielny Brooklyn”. Jest tyle poezji w piekle!

IM: Aleksander Jurewicz określa Pani wiersze mianem „drapieżnych”. Czy chodzi tu tylko u bunt, skandal lub krzyk?
G.J.-F.: Człowiek jest drapieżnikiem, zabija żeby żyć!
A wracając do pytania to więcej w moich wierszach jest buntu i niezgody na świat. Krzyku też. Nigdy skandalu.

IM: Status poety wydaje się nie przynosić już dziś splendorów. Dlaczego więc pisze się jeszcze poezję?
G.J.-F.: Może mi Pani nie uwierzy, czasem czuję się wykluczona przez fakt bycia poetką, mam wrażenie, że jestem naznaczona, nie talentem, ale ułomnością, że muszę pisać bo inaczej nie radzę sobie z życiem, ze sobą, ze światem, bo słowo mnie uwalnia, daje mi wolność, akt zemsty, nienawiści, buntu, wściekłości, straty... czasem miłości. Nie wiem dlaczego inni piszą poezję, ja piszę bo inaczej nie mogę żyć. Nie chodzi mi w poezji o splendor, szukam ocalenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz