Nasza Księgarnia, Warszawa 2018.
Uczucie
Opowieści żydowskie charakteryzują się pewną melodią języka, której nie sposób podrobić w stylizacjach, zresztą nie ma to najmniejszego sensu, bo automatycznie taki zabieg zamieniłby relację w trudną do zrozumienia i uniemożliwiłby cieszenie się lekturą szerokiemu gronu odbiorców. Agnieszka Wojdowicz prezentuje zatem historię sefardyjskich Żydów - ale w relacji, która po prostu imituje anachroniczną, nie jest przejściem międzykulturowym i nie wymaga przystosowywania się do odkrywania zwrotów i zwyczajów nieznanych w codziennej egzystencji. Autorka przenosi odbiorczynie w przeszłość, do XVII wieku i zakorzenia w Zamościu. Hila to kobieta, która owdowiała (mąż zginął tragicznie) i po stracie ukochanego przez długi czas nie stara się nawet pokonać żałoby i smutku. Nawet dziecko, które rodzi, nie przynosi jej ukojenia po stracie – Hila po prostu uczy się egzystować już bez radości, płynie z prądem i dostosowuje się do tego, co przynosi jej los. Obserwuje też sytuację wśród najbliższych - jako ta, która potrafi dochować tajemnicy, zostaje powiernicą sekretów wielu członków rodziny. Dowiaduje się rzeczy, o których nie można powiedzieć nawet partnerom – i przeżywa je w sobie, nie interweniując nawet wtedy, gdy wydawałoby się to rozsądne. Hila jest postacią, która obserwuje otoczenie i dlatego też zostaje narratorką tomu “Morze trzcin”. Nastawiona na przemyślenia, może przekazywać niewesołe refleksje oraz analizy w niespiesznej relacji. Agnieszka Wojdowicz przeniesieniem opowieści na taką bohaterkę zyskuje po pierwsze spokój, po drugie odejście od trendów w dzisiejszych obyczajówkach zwykle przesyconych urywanymi dialogami. Tu liczą się tradycyjne i rozłożyste opisy, pełne zmysłowych ujęć i przechowywanych odczuć. Nie ma natomiast szaleńczego tempa. To, co rozgrywa się w sferze uczuć, pozostaje zwykle niewypowiedziane, świadomość relacji między bohaterami często buduje się na bazie oglądania ich zachowań oraz reakcji. Utrzymuje się zatem rytm tajemniczości. Zyskuje też autorka odejście od chaosu i powierzchowności - wszystkiego bohaterka może doświadczyć dogłębnie i tak przekazać czytelnikom. Jednak w temacie obyczajów rezygnuje ze ścisłego odtwarzania wiadomości (możliwych przecież do zdobycia i do przetworzenia), interesuje ją bardziej układanie uniwersalnych międzyludzkich kontaktów. Liczą się tu związki rodzinne, stosunek do ukochanych, a także rytm przyrody, który - jako jedyny – ma wpływ na wszelkie układy i umowy. Hila sama przeżywa porywy serca, chociaż jej samej ważniejsze wydają się sceny, które mogą poróżnić bliskie jej osoby. Wie, do czego prowadzi zatajanie ważnych informacji i przekonuje się, jak bardzo potrzebne jest zaufanie. A to wszystko okazuje się w powieści w sposób naturalny, bez zbędnego moralizowania czy prezentowania oczywistości. Stonowana fabuła opiera się w dużej mierze na opisach zwyczajów, posiłków, statycznych scenek z codzienności. Nie ma tutaj dramatycznej akcji ani strachu przed nudą. Wszystko ma swój czas i swój porządek. Wszystko układa się również w sferze językowej. Agnieszka Wojdowicz wyraźnie dobrze czuje się w pisaniu niespiesznym, prowadzeniu opowieści o pozornie nieznaczącej fabule. Odtwarza charaktery i nakazuje ludziom spotykanie się i rozmawianie – na drugi plan spycha dzianie się. I tym będzie hipnotyzować czytelników. Dostarczy im opowieść zakorzenioną w przeszłości, zrozumiałą bez względu na czasy. “Morze trzcin” to pierwszy tom Księgi życia Hili Campos, autorka proponuje ją jednak również jako samodzielną opowieść dla tych, którzy szukają lekturowego wyciszenia.
Recenzje, wywiady, omówienia krytyczne, komentarze.
Codziennie aktualizowana strona Izabeli Mikrut
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.
Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.
Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Agnieszka Wojdowicz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Agnieszka Wojdowicz. Pokaż wszystkie posty
piątek, 12 października 2018
piątek, 12 sierpnia 2016
Agnieszka Wojdowicz: Niepokorne. Judyta
WNK, Warszawa 2016.
Decyzje
„Judyta”, ostatnia część trylogii Niepokorne Agnieszki Wojdowicz jest równocześnie częścią najlepszą. Autorka w punkcie wyjścia odwołuje się do dawniej nakreślonych planów Klary oraz tytułowej bohaterki. Ta pierwsza angażuje się w działalność polityczną i wywrotową, przemyca bibułę lub amunicję, ta druga zajmuje się malowaniem i przygotowywaniem wystaw. Pierwsza szerzy hasła feministyczne, druga wychowuje córkę, owoc nieślubnego związku. Agnieszka Wojdowicz przeskakuje między tymi postaciami, bo zapewniają fabule mocną różnorodność. Z czasem okazuje się też, że zaprzyjaźnione kobiety sporo łączy: obie chcą żyć po swojemu, a nie podporządkowywać się opinii innych. Obie działają autodestrukcyjnie, nawet jeśli w przekonaniu, że szukają własnego szczęścia.
Agnieszka Wojdowicz w zderzeniu tych dwóch postaci może tym razem uzyskać kontrast między polityką i obyczajowością. Sytuacje, w które wplątuje się Klara, dają przegląd nastrojów społecznych z początku XX wieku. Pojawiają się tu nazwiska znane z historii i wydarzenia postrzegane przez pryzmat upartych kobiet. Klara, wolna od sentymentów i wyzwolona, przejmuje się jednak losem kilkulatka, rezolutnego urwisa, którego poznaje za sprawą pewnego wypadku. O ile nie lubi manifestowania uczuć, chce znaleźć klucz do tego dziecka. Przy okazji małego Tymika uruchamia autorka również temat dzieci ulicy, które radzą sobie i nie dopuszczają do siebie dorosłych. To kolejny społeczny motyw pasujący zresztą do całej historii. Judyta tymczasem zastanawia się, jak przekonać małą Hanię do mówienia po polsku i jak przekazać jej żydowskie tradycje. Jej niezalegalizowany związek z Maxem przestaje mieć znaczenie w obliczu wydarzeń z przeszłości. Judyta dużo ryzykuje, ale też podejmuje decyzje, jakich nie powstydziłyby się dzisiejsze bohaterki. Wojdowicz robi wszystko, by po zakończeniu lektury czytelniczki zatęskniły za przedstawianym światem, mimo komplikacji na drodze do szczęścia kobiet. Akcję prowadzi tym razem autorka odważnie, jakby widmo końca trylogii oznaczało przyzwolenie na ostrzejsze rozwiązania. To sygnał dla odbiorczyń – nie da się przewidzieć finału. Dzięki temu też „Judyta” nabiera barw.
Jednym z mocnych punktów opowieści jest stawianie na koloryt lokalny. Wojdowicz dobrze wie, że nie tylko w obyczajach odtwarzać musi przeszłość, zwłaszcza że jej bohaterki uwielbiają wprost łamać konwencję i wystawiać na próbę cierpliwość co bardziej konserwatywnych znajomych. Olbrzymia dawka przeszłości kryje się w detalach, trudno tego nie docenić – język nie jest stylizowany (mimo że postacie wysławiają się dość dystyngowanie), ale w opisach widać pilne śledzenie dawnych mód. Wbrew pozorom nie spowalnia to narracji, autorka ma w zanadrzu całkiem sporo rewelacji dla odbiorczyń i może spokojnie zatrzymywać się nad znakami czasu, nie tylko tymi publicystycznymi.
W „Judycie” widać też, jakie wartości mogą być uniwersalne, wspólne bohaterkom i odbiorczyniom – ten zabieg, bardzo częsty w dzisiejszych powieściach historycznych, nie funkcjonuje tutaj na prawach uproszczenia czy szukania czytelniczek. Wynika wprost z fabuły, jest efektem wybranych zdarzeń i kontrowersyjnych decyzji postaci. W „Judycie” mimo obyczajowych ograniczeń epoki bohaterki same wywalczą sobie wolność zachowań. Są na tyle silne, żeby poradzić sobie z nieżyczliwymi opiniami, mogą samodzielnie kształtować los. Owszem, mają przy tym sporo do stracenia, ale są skłonne podjąć ryzyko, bo tylko w ten sposób będą mogły się realizować. „Judyta” stanowi wymarzone zamknięcie cyklu – i jeszcze jedno spojrzenie na życiowe wybory bez względu na zewnętrzne ograniczenia.
Decyzje
„Judyta”, ostatnia część trylogii Niepokorne Agnieszki Wojdowicz jest równocześnie częścią najlepszą. Autorka w punkcie wyjścia odwołuje się do dawniej nakreślonych planów Klary oraz tytułowej bohaterki. Ta pierwsza angażuje się w działalność polityczną i wywrotową, przemyca bibułę lub amunicję, ta druga zajmuje się malowaniem i przygotowywaniem wystaw. Pierwsza szerzy hasła feministyczne, druga wychowuje córkę, owoc nieślubnego związku. Agnieszka Wojdowicz przeskakuje między tymi postaciami, bo zapewniają fabule mocną różnorodność. Z czasem okazuje się też, że zaprzyjaźnione kobiety sporo łączy: obie chcą żyć po swojemu, a nie podporządkowywać się opinii innych. Obie działają autodestrukcyjnie, nawet jeśli w przekonaniu, że szukają własnego szczęścia.
Agnieszka Wojdowicz w zderzeniu tych dwóch postaci może tym razem uzyskać kontrast między polityką i obyczajowością. Sytuacje, w które wplątuje się Klara, dają przegląd nastrojów społecznych z początku XX wieku. Pojawiają się tu nazwiska znane z historii i wydarzenia postrzegane przez pryzmat upartych kobiet. Klara, wolna od sentymentów i wyzwolona, przejmuje się jednak losem kilkulatka, rezolutnego urwisa, którego poznaje za sprawą pewnego wypadku. O ile nie lubi manifestowania uczuć, chce znaleźć klucz do tego dziecka. Przy okazji małego Tymika uruchamia autorka również temat dzieci ulicy, które radzą sobie i nie dopuszczają do siebie dorosłych. To kolejny społeczny motyw pasujący zresztą do całej historii. Judyta tymczasem zastanawia się, jak przekonać małą Hanię do mówienia po polsku i jak przekazać jej żydowskie tradycje. Jej niezalegalizowany związek z Maxem przestaje mieć znaczenie w obliczu wydarzeń z przeszłości. Judyta dużo ryzykuje, ale też podejmuje decyzje, jakich nie powstydziłyby się dzisiejsze bohaterki. Wojdowicz robi wszystko, by po zakończeniu lektury czytelniczki zatęskniły za przedstawianym światem, mimo komplikacji na drodze do szczęścia kobiet. Akcję prowadzi tym razem autorka odważnie, jakby widmo końca trylogii oznaczało przyzwolenie na ostrzejsze rozwiązania. To sygnał dla odbiorczyń – nie da się przewidzieć finału. Dzięki temu też „Judyta” nabiera barw.
Jednym z mocnych punktów opowieści jest stawianie na koloryt lokalny. Wojdowicz dobrze wie, że nie tylko w obyczajach odtwarzać musi przeszłość, zwłaszcza że jej bohaterki uwielbiają wprost łamać konwencję i wystawiać na próbę cierpliwość co bardziej konserwatywnych znajomych. Olbrzymia dawka przeszłości kryje się w detalach, trudno tego nie docenić – język nie jest stylizowany (mimo że postacie wysławiają się dość dystyngowanie), ale w opisach widać pilne śledzenie dawnych mód. Wbrew pozorom nie spowalnia to narracji, autorka ma w zanadrzu całkiem sporo rewelacji dla odbiorczyń i może spokojnie zatrzymywać się nad znakami czasu, nie tylko tymi publicystycznymi.
W „Judycie” widać też, jakie wartości mogą być uniwersalne, wspólne bohaterkom i odbiorczyniom – ten zabieg, bardzo częsty w dzisiejszych powieściach historycznych, nie funkcjonuje tutaj na prawach uproszczenia czy szukania czytelniczek. Wynika wprost z fabuły, jest efektem wybranych zdarzeń i kontrowersyjnych decyzji postaci. W „Judycie” mimo obyczajowych ograniczeń epoki bohaterki same wywalczą sobie wolność zachowań. Są na tyle silne, żeby poradzić sobie z nieżyczliwymi opiniami, mogą samodzielnie kształtować los. Owszem, mają przy tym sporo do stracenia, ale są skłonne podjąć ryzyko, bo tylko w ten sposób będą mogły się realizować. „Judyta” stanowi wymarzone zamknięcie cyklu – i jeszcze jedno spojrzenie na życiowe wybory bez względu na zewnętrzne ograniczenia.

środa, 8 lipca 2015
Agnieszka Wojdowicz: Niepokorne. Klara
WNK, Warszawa 2015.
Walka o prawa
Chociaż „Niepokorne” odnoszą się do początków ruchów feministycznych, wiele tematów, które Agnieszka Wojdowicz porusza, wciąż zasługuje na uwagę. W drugiej części trylogii, „Klarze”, autorka wplątuje postacie w sprawy historyczne. Tu uwaga odbiorczyń skupia się na dwóch buntowniczkach, Judycie i Klarze. Judyta jest Żydówką i zdaje sobie sprawę z tego, że pochodzenie może utrudnić jej realizowanie marzeń, także tych sercowych. Ta bohaterka boryka się z podwojoną dyskryminacją – jako kobieta i Żydówka nie ma co liczyć na społeczną akceptację. Jednak Judycie daleko do użalania się nad swoim losem. Walka, jaką podejmuje, nie mieści się w schematach myślenia z epoki. Judyta przyjmuje styl życia akceptowany u mężczyzn: znajduje sobie seksualnego partnera i nie zamierza obdarzać go cieplejszymi uczuciami. Jej postawa daje do myślenia nie tylko bohaterom. Z kolei Klara szuka swojego miejsca i najbardziej sprzeciwia się konserwatywnemu ojcu. Nie może zrozumieć jego antyfeministycznych postaw, próbuje więc uniezależnić się od najbliższych. Kłótnie z rodzicami popychają ją w stronę nowych znajomych o socjalistycznych poglądach. Klara zamierza być samodzielna, chce zarobić na swoje utrzymanie (jest dziennikarką i pisze właśnie artykuł o strajkujących robotnicach). Coraz bardziej angażuje się w politykę – nie za sprawą rzeczywistych przekonań, a dla sympatycznych znajomych i wsparcia, jakie od nich otrzymuje. Także Klara ma olbrzymie problemy sercowe: jej ukochany zataja przed nią niezwykle ważną informację, w dodatku w swoim zachowaniu nie widzi nic niewłaściwego. Klara nie należy do bohaterek, które potulnie przyjmują to, co przyniesie im los, a jednak jej protesty na niewiele się zdadzą.
Niezbyt dobrze Agnieszka Wojdowicz ocenia tym razem męski świat. Nawet ci, którzy budzą zaufanie, mają swoje ciemne strony. Autorka daleka jest od sentymentów i rozczulania się nad postaciami. Nie ochrania też kobiet – ale one muszą być silne, nieco szorstkie, samodzielne i pewne siebie na przekór okolicznościom. Dynamizm opiera się tu na relacjach damsko-męskich – ale owe relacje w żaden sposób nie będą idealizowane czy romantyczne. Kobiety chcą decydować o sobie, zarabiać na swoje utrzymanie i wybierać zawody zgodnie z zainteresowaniami. Wciąż zderzają się z konserwatywnym myśleniem. „Klara” pokazuje żmudną walkę o prawa kobiet, próbę zmiany przekonań, a do tego szereg problemów, z którymi mężczyźni, bez względu na czasy i obyczajowość, zmagać się nie muszą.
Agnieszka Wojdowicz momentami dopasowuje psychologię postaci do okoliczności. Zauroczony mężczyzna chce nie tylko ciała, ale i miłości wybranki, bohaterka straci umiejętność bezstronnego osądu sytuacji, gdy zirytowana będzie innymi sprawami. Ale w tej powieści bardziej niż charaktery i kwestie psychologiczne liczą się same działania. Agnieszka Wojdowicz mnoży pułapki i wyzwania, nie zamierza rozpieszczać postaci czy opiekować się nimi. Każe im radzić sobie bez wsparcia i sama obserwuje ciężką walkę. W narracji stara się natomiast odwzorować czasową odległość. Przede wszystkim uwidacznia to w wypowiedziach bohaterów: wszyscy wysławiają się tu elegancko i literacko, mówią z namaszczeniem, nawet jeśli targają nimi silne uczucia. Tę elegancję autorka przenosi również do samych opisów. Nawet gdy odnosi się do szarpiących nerwy spraw, dba o warstwę stylistyczną. Robi to dyskretnie: nie będzie utrudniać odbioru zwykłym czytelniczkom, ale też zasugeruje im odrębność od powieści, w których akcja rozgrywa się dzisiaj. „Klara” to książka, która rzuca inne światło na problemy współczesności – przypomina, że nie zawsze bohaterki mogły być wyzwolone i samodzielnie decydować o sobie.
Walka o prawa
Chociaż „Niepokorne” odnoszą się do początków ruchów feministycznych, wiele tematów, które Agnieszka Wojdowicz porusza, wciąż zasługuje na uwagę. W drugiej części trylogii, „Klarze”, autorka wplątuje postacie w sprawy historyczne. Tu uwaga odbiorczyń skupia się na dwóch buntowniczkach, Judycie i Klarze. Judyta jest Żydówką i zdaje sobie sprawę z tego, że pochodzenie może utrudnić jej realizowanie marzeń, także tych sercowych. Ta bohaterka boryka się z podwojoną dyskryminacją – jako kobieta i Żydówka nie ma co liczyć na społeczną akceptację. Jednak Judycie daleko do użalania się nad swoim losem. Walka, jaką podejmuje, nie mieści się w schematach myślenia z epoki. Judyta przyjmuje styl życia akceptowany u mężczyzn: znajduje sobie seksualnego partnera i nie zamierza obdarzać go cieplejszymi uczuciami. Jej postawa daje do myślenia nie tylko bohaterom. Z kolei Klara szuka swojego miejsca i najbardziej sprzeciwia się konserwatywnemu ojcu. Nie może zrozumieć jego antyfeministycznych postaw, próbuje więc uniezależnić się od najbliższych. Kłótnie z rodzicami popychają ją w stronę nowych znajomych o socjalistycznych poglądach. Klara zamierza być samodzielna, chce zarobić na swoje utrzymanie (jest dziennikarką i pisze właśnie artykuł o strajkujących robotnicach). Coraz bardziej angażuje się w politykę – nie za sprawą rzeczywistych przekonań, a dla sympatycznych znajomych i wsparcia, jakie od nich otrzymuje. Także Klara ma olbrzymie problemy sercowe: jej ukochany zataja przed nią niezwykle ważną informację, w dodatku w swoim zachowaniu nie widzi nic niewłaściwego. Klara nie należy do bohaterek, które potulnie przyjmują to, co przyniesie im los, a jednak jej protesty na niewiele się zdadzą.
Niezbyt dobrze Agnieszka Wojdowicz ocenia tym razem męski świat. Nawet ci, którzy budzą zaufanie, mają swoje ciemne strony. Autorka daleka jest od sentymentów i rozczulania się nad postaciami. Nie ochrania też kobiet – ale one muszą być silne, nieco szorstkie, samodzielne i pewne siebie na przekór okolicznościom. Dynamizm opiera się tu na relacjach damsko-męskich – ale owe relacje w żaden sposób nie będą idealizowane czy romantyczne. Kobiety chcą decydować o sobie, zarabiać na swoje utrzymanie i wybierać zawody zgodnie z zainteresowaniami. Wciąż zderzają się z konserwatywnym myśleniem. „Klara” pokazuje żmudną walkę o prawa kobiet, próbę zmiany przekonań, a do tego szereg problemów, z którymi mężczyźni, bez względu na czasy i obyczajowość, zmagać się nie muszą.
Agnieszka Wojdowicz momentami dopasowuje psychologię postaci do okoliczności. Zauroczony mężczyzna chce nie tylko ciała, ale i miłości wybranki, bohaterka straci umiejętność bezstronnego osądu sytuacji, gdy zirytowana będzie innymi sprawami. Ale w tej powieści bardziej niż charaktery i kwestie psychologiczne liczą się same działania. Agnieszka Wojdowicz mnoży pułapki i wyzwania, nie zamierza rozpieszczać postaci czy opiekować się nimi. Każe im radzić sobie bez wsparcia i sama obserwuje ciężką walkę. W narracji stara się natomiast odwzorować czasową odległość. Przede wszystkim uwidacznia to w wypowiedziach bohaterów: wszyscy wysławiają się tu elegancko i literacko, mówią z namaszczeniem, nawet jeśli targają nimi silne uczucia. Tę elegancję autorka przenosi również do samych opisów. Nawet gdy odnosi się do szarpiących nerwy spraw, dba o warstwę stylistyczną. Robi to dyskretnie: nie będzie utrudniać odbioru zwykłym czytelniczkom, ale też zasugeruje im odrębność od powieści, w których akcja rozgrywa się dzisiaj. „Klara” to książka, która rzuca inne światło na problemy współczesności – przypomina, że nie zawsze bohaterki mogły być wyzwolone i samodzielnie decydować o sobie.

sobota, 19 lipca 2014
Agnieszka Wojdowicz: Niepokorne. Eliza
WNK, Warszawa 2014.
Na przekór
Agnieszka Wojdowicz w „Niepokornych” robi coś, co lubią czytelniczki powieści historyczno-obyczajowych. Zestawia zasady życia w dawnych czasach z bohaterkami dzisiejszymi, kobietami o silnych charakterach i własnych poglądach na egzystencję. Tom „Eliza” składa się z kilku wyrazistych życiorysów i scen – przeplatają się tutaj losy postaci skonstruowanych na prawach kontrastu z powszechnie przyjętymi obyczajami. Eliza trafia na Uniwersytet Jagielloński, by zajmować się farmacją (chociaż kobiety u schyłku XIX wieku nie mogły być pełnoprawnymi studentkami) i walczy z uczuciem do austriackiego żołnierza – wie, że takiego związku nie zaakceptowaliby jej bliscy. Judyta uczy się malować i wdaje się w zakazany romans, głucha na ostrzeżenia innych. Kobiety decydują się na samodzielność, nawet kosztem sporów z rodzinami. Ale droga do spełnienia marzeń bywa wyboista – zwłaszcza że Agnieszka Wojdowicz wprowadza tu również świat przestępczy.
W „Niepokornych” spotkać można Stanisława Wyspiańskiego w roli nauczyciela rysunków, surowych profesorów, którzy nie kryją się z antyfeministycznymi poglądami, tchórzliwych właścicieli mieszkań, przez których wciąż trzeba szukać nowego miejsca. Wielkie ideały w tej powieści splatają się z zupełnie przyziemnymi problemami, codzienność zajmuje bohaterki tak samo silnie jak walka o prawdziwe szczęście. Tu nie ma mowy o wygodzie ani o pewności tego, co przyniesie przyszłość. „Niepokorne. Eliza” to powieść, która zachęca do realizowania marzeń, nawet jeśli społeczne zasady to uniemożliwiają. Bohaterki bezustannie podejmują ryzyko, przekonane, że warto. Nie potrafią postępować inaczej, więc nie poddają się nawet wtedy, gdy wszystko wali się im na głowy. Ani wydarzenia kryminalne, ani przeciwności losu nie odwiodą dzielnych, chociaż i zwyczajnych kobiet od dążenia do celu.
Agnieszka Wojdowicz zaprasza czytelniczki do świata z przeszłości, dopracowanego w detalach. Warto w lekturze zwrócić uwagę na precyzyjnie prezentowane przezstrzenie – autorka nie męczy nadmierną drobiazgowością. Ale też nie pozostawia odbiorczyń w niepewności. Wypełnia strony opisami rzeczywistości i silnymi przeżyciami – bo to prawdziwy magnes dla odbiorczyń. W „Niepokornych” nie ma natomiast pozostawania na płaszczyźnie oczywistości. Kobiety są silnymi indywidualnościami – na ich decyzje oraz wybory wpływ ma wiele czynników, to też sprawia, że bohaterki nie stają się stereotypowe czy nudne. Podróż do przeszłości jest dla Wojdowicz okazją do literackiego popisu kulturowego i obyczajowego. Zasady z XIX wieku porządkują tło powieści, ale postacie, które przyciągają uwagę czytelniczek, prezentują postawy odważne i postępowe. Dzięki temu staną się bliskie odbiorczyniom – trudno pozostać obojętnym wobec ak nasyconych wydarzeniami historii.
Agnieszka Wojdowicz zaprasza do rzeczywistości sprzed wieków, ale pod przykrywką powieści historyczno-obyczajowych zwraca uwagę na kwestie swobody w decydowaniu o własnym życiu czy odwagi do realizowania nawet najbardziej śmiałych planów. Wojdowicz zachęca do działania, dodaje otuchy i proponuje ciekawą rozrywkę. „Niepokorne. Eliza” to tom, który przypadnie do gustu czytelniczkom. Nadaje się zarówno na wakacyjną relaksacyjną lekturę, jak i na powieść z przesłaniem, relację, z której warto wyczytać więcej w warstwie fabularnej oraz psychologicznej. To propozycja, która przyciągnie stylem narracji, a także rozwojem samej akcji. Dobrze napisana i ciekawie wymyślona wprowadza do wartościowej trylogii dla pań.
Na przekór
Agnieszka Wojdowicz w „Niepokornych” robi coś, co lubią czytelniczki powieści historyczno-obyczajowych. Zestawia zasady życia w dawnych czasach z bohaterkami dzisiejszymi, kobietami o silnych charakterach i własnych poglądach na egzystencję. Tom „Eliza” składa się z kilku wyrazistych życiorysów i scen – przeplatają się tutaj losy postaci skonstruowanych na prawach kontrastu z powszechnie przyjętymi obyczajami. Eliza trafia na Uniwersytet Jagielloński, by zajmować się farmacją (chociaż kobiety u schyłku XIX wieku nie mogły być pełnoprawnymi studentkami) i walczy z uczuciem do austriackiego żołnierza – wie, że takiego związku nie zaakceptowaliby jej bliscy. Judyta uczy się malować i wdaje się w zakazany romans, głucha na ostrzeżenia innych. Kobiety decydują się na samodzielność, nawet kosztem sporów z rodzinami. Ale droga do spełnienia marzeń bywa wyboista – zwłaszcza że Agnieszka Wojdowicz wprowadza tu również świat przestępczy.
W „Niepokornych” spotkać można Stanisława Wyspiańskiego w roli nauczyciela rysunków, surowych profesorów, którzy nie kryją się z antyfeministycznymi poglądami, tchórzliwych właścicieli mieszkań, przez których wciąż trzeba szukać nowego miejsca. Wielkie ideały w tej powieści splatają się z zupełnie przyziemnymi problemami, codzienność zajmuje bohaterki tak samo silnie jak walka o prawdziwe szczęście. Tu nie ma mowy o wygodzie ani o pewności tego, co przyniesie przyszłość. „Niepokorne. Eliza” to powieść, która zachęca do realizowania marzeń, nawet jeśli społeczne zasady to uniemożliwiają. Bohaterki bezustannie podejmują ryzyko, przekonane, że warto. Nie potrafią postępować inaczej, więc nie poddają się nawet wtedy, gdy wszystko wali się im na głowy. Ani wydarzenia kryminalne, ani przeciwności losu nie odwiodą dzielnych, chociaż i zwyczajnych kobiet od dążenia do celu.
Agnieszka Wojdowicz zaprasza czytelniczki do świata z przeszłości, dopracowanego w detalach. Warto w lekturze zwrócić uwagę na precyzyjnie prezentowane przezstrzenie – autorka nie męczy nadmierną drobiazgowością. Ale też nie pozostawia odbiorczyń w niepewności. Wypełnia strony opisami rzeczywistości i silnymi przeżyciami – bo to prawdziwy magnes dla odbiorczyń. W „Niepokornych” nie ma natomiast pozostawania na płaszczyźnie oczywistości. Kobiety są silnymi indywidualnościami – na ich decyzje oraz wybory wpływ ma wiele czynników, to też sprawia, że bohaterki nie stają się stereotypowe czy nudne. Podróż do przeszłości jest dla Wojdowicz okazją do literackiego popisu kulturowego i obyczajowego. Zasady z XIX wieku porządkują tło powieści, ale postacie, które przyciągają uwagę czytelniczek, prezentują postawy odważne i postępowe. Dzięki temu staną się bliskie odbiorczyniom – trudno pozostać obojętnym wobec ak nasyconych wydarzeniami historii.
Agnieszka Wojdowicz zaprasza do rzeczywistości sprzed wieków, ale pod przykrywką powieści historyczno-obyczajowych zwraca uwagę na kwestie swobody w decydowaniu o własnym życiu czy odwagi do realizowania nawet najbardziej śmiałych planów. Wojdowicz zachęca do działania, dodaje otuchy i proponuje ciekawą rozrywkę. „Niepokorne. Eliza” to tom, który przypadnie do gustu czytelniczkom. Nadaje się zarówno na wakacyjną relaksacyjną lekturę, jak i na powieść z przesłaniem, relację, z której warto wyczytać więcej w warstwie fabularnej oraz psychologicznej. To propozycja, która przyciągnie stylem narracji, a także rozwojem samej akcji. Dobrze napisana i ciekawie wymyślona wprowadza do wartościowej trylogii dla pań.

czwartek, 1 marca 2012
Agnieszka Wojdowicz: Strażnicy Nirgali. Serce Suriela
Nasza Księgarnia, Warszawa 2012.
Wyprawa
Ostatnimi czasy powieści fantastyczne zaludniają anioły – ta moda nie pozostała bez echa i w rodzimych przedstawieniach gatunku. Agnieszka Wojdowicz udowodniła, że te istoty skrywają w sobie spory potencjał i w pierwszym tomie serii „Strażnicy Nirgali” pokazała, że można stworzyć intrygującą historię fantasy, łącząc w tej konwencji kryminał, sensację i… powieść obyczajową. W „Sercu Suriela” widać jeszcze granicę między światem zwyczajnym a krainą zamieszkiwaną przez anioły. Młoda bohaterka, Bree, niespodziewanie odgrywa, że dostrzega pozaziemskie istoty. W jej życiu zaczyna się pojawiać całe mnóstwo trudnych do wyjaśnienia spraw, co może mieć związek z ametystem, jaki właśnie dostała od wujka na urodziny. Wkrótce egzystencja Bree zmieni się całkowicie, a dziewczynie zacznie grozić niebezpieczeństwo. Bohaterka musi opuścić matkę i wyruszyć w nieznane, stopniowo odsłaniając tajemnice rodziny. Na szczęście może liczyć na Mikaila, anioła o pięknych oczach. Ale i sama Bree nie jest zwykłą dziewczyną…
Agnieszka Wojdowicz rezygnuje z charakterystycznych ostatnio w powieściach fantasy opisów krwawych walk i rozbudowanych scen batalistycznych. W ich miejsce wplata natomiast kolejne przygody, w które mniej lub bardziej świadomie wplątuje się młoda bohaterka. Bree ma talent do wpadania w tarapaty i z wielu opresji może wyjść cało jedynie dzięki pomocy przyjaciela. Autorce nie brakuje pomysłów na naprawdę różnorodne doznania, staje się jasne, dlaczego może zrezygnować ze scen bitew: potrafi bawić się klimatami i wykorzystywać motywy zakorzenione już w podobnych historiach. Niech nikogo zatem nie zdziwi obecność groźnych mnichów, podążających śladami dziewczyny, ponurych lochów i więzień, pułapek czy sprytnych sztuczek. Do tego dochodzą czary zredukowane jednak do talizmanów oraz – posiadanie skrzydeł, które można ukrywać bądź wykorzystać do przemierzania niewielkich odległości. Nie ma tu jednej misji, którą należy wypełnić, albo inaczej – autorka nie decyduje się na jeden punkt kulminacyjny, a rozdrabnia fabułę, nakazując swojej bohaterce przeżywać coraz to nowe przygody. Dzięki temu rozwiązaniu może ją wprowadzić głęboko do świata fantasy i przyzwyczaić odbiorców do konstrukcji wymyślonej przestrzeni – co zwykle należy do najtrudniejszych zadań w powieściach tego gatunku.
Od samego początku w „Sercu Suriela” widać ogromną plastyczną wyobraźnię Wojdowicz, wyczulenie na kolory, kształty i dźwięki. Może to być również efekt zderzenia powieści z tłumaczeniami, z reguły mniej synestezyjnymi, ale i rodzaj strategii w kreowaniu Nirgali. Do tej wrażliwości dochodzi natomiast krytykowana często skłonność do uzupełniania dialogów szumami, informacjami teatralizowanymi i w zasadzie często zbędnymi. W dopowiedzeniach do bezpośrednio wygłaszanych kwestii kryją się całe rozbudowane didaskalia, które spowalniają opowieść i nieco ją wytrącają z rytmu, chociaż prawdopodobnie miały po prostu uwiarygodnić akcję w oczach młodych czytelników.
Agnieszka Wojdowicz z jednej strony chce przypodobać się młodzieży, sięgając po nośną fantastykę i precyzyjnie skonstruowany świat, a z drugiej natomiast sięga po motywy sprawdzone w innych gatunkach, w efekcie do tworzenia fabuły służą jej przede wszystkim tradycyjne schematy literackie. To ciekawe zestawienie podparte jest w „Sercu Suriela” dobrą narracją – bo jeśli nie liczyć wpadki przy przegadanych komentarzach do dialogów, sprawdza się autorka nieźle.
Wyprawa
Ostatnimi czasy powieści fantastyczne zaludniają anioły – ta moda nie pozostała bez echa i w rodzimych przedstawieniach gatunku. Agnieszka Wojdowicz udowodniła, że te istoty skrywają w sobie spory potencjał i w pierwszym tomie serii „Strażnicy Nirgali” pokazała, że można stworzyć intrygującą historię fantasy, łącząc w tej konwencji kryminał, sensację i… powieść obyczajową. W „Sercu Suriela” widać jeszcze granicę między światem zwyczajnym a krainą zamieszkiwaną przez anioły. Młoda bohaterka, Bree, niespodziewanie odgrywa, że dostrzega pozaziemskie istoty. W jej życiu zaczyna się pojawiać całe mnóstwo trudnych do wyjaśnienia spraw, co może mieć związek z ametystem, jaki właśnie dostała od wujka na urodziny. Wkrótce egzystencja Bree zmieni się całkowicie, a dziewczynie zacznie grozić niebezpieczeństwo. Bohaterka musi opuścić matkę i wyruszyć w nieznane, stopniowo odsłaniając tajemnice rodziny. Na szczęście może liczyć na Mikaila, anioła o pięknych oczach. Ale i sama Bree nie jest zwykłą dziewczyną…
Agnieszka Wojdowicz rezygnuje z charakterystycznych ostatnio w powieściach fantasy opisów krwawych walk i rozbudowanych scen batalistycznych. W ich miejsce wplata natomiast kolejne przygody, w które mniej lub bardziej świadomie wplątuje się młoda bohaterka. Bree ma talent do wpadania w tarapaty i z wielu opresji może wyjść cało jedynie dzięki pomocy przyjaciela. Autorce nie brakuje pomysłów na naprawdę różnorodne doznania, staje się jasne, dlaczego może zrezygnować ze scen bitew: potrafi bawić się klimatami i wykorzystywać motywy zakorzenione już w podobnych historiach. Niech nikogo zatem nie zdziwi obecność groźnych mnichów, podążających śladami dziewczyny, ponurych lochów i więzień, pułapek czy sprytnych sztuczek. Do tego dochodzą czary zredukowane jednak do talizmanów oraz – posiadanie skrzydeł, które można ukrywać bądź wykorzystać do przemierzania niewielkich odległości. Nie ma tu jednej misji, którą należy wypełnić, albo inaczej – autorka nie decyduje się na jeden punkt kulminacyjny, a rozdrabnia fabułę, nakazując swojej bohaterce przeżywać coraz to nowe przygody. Dzięki temu rozwiązaniu może ją wprowadzić głęboko do świata fantasy i przyzwyczaić odbiorców do konstrukcji wymyślonej przestrzeni – co zwykle należy do najtrudniejszych zadań w powieściach tego gatunku.
Od samego początku w „Sercu Suriela” widać ogromną plastyczną wyobraźnię Wojdowicz, wyczulenie na kolory, kształty i dźwięki. Może to być również efekt zderzenia powieści z tłumaczeniami, z reguły mniej synestezyjnymi, ale i rodzaj strategii w kreowaniu Nirgali. Do tej wrażliwości dochodzi natomiast krytykowana często skłonność do uzupełniania dialogów szumami, informacjami teatralizowanymi i w zasadzie często zbędnymi. W dopowiedzeniach do bezpośrednio wygłaszanych kwestii kryją się całe rozbudowane didaskalia, które spowalniają opowieść i nieco ją wytrącają z rytmu, chociaż prawdopodobnie miały po prostu uwiarygodnić akcję w oczach młodych czytelników.
Agnieszka Wojdowicz z jednej strony chce przypodobać się młodzieży, sięgając po nośną fantastykę i precyzyjnie skonstruowany świat, a z drugiej natomiast sięga po motywy sprawdzone w innych gatunkach, w efekcie do tworzenia fabuły służą jej przede wszystkim tradycyjne schematy literackie. To ciekawe zestawienie podparte jest w „Sercu Suriela” dobrą narracją – bo jeśli nie liczyć wpadki przy przegadanych komentarzach do dialogów, sprawdza się autorka nieźle.

Subskrybuj:
Posty (Atom)