* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 24 sierpnia 2025

Justyna Bednarek: Wypadek na stacji metra

Harperkids, Warszawa 2025.

Emocje

Na pierwszym poziomie serii Czytam sobie opowiadania dla najmłodszych – poznających dopiero litery – składają się w założeniu z jak najprostszych słów (bez dwuznaków) – i z zaledwie maksymalnie dwustu wyrazów. Oznacza to, że na każdej stronie pojawią się jeden albo dwa wersy tekstu, a emocje trzeba będzie zaznaczać znakami interpunkcyjnymi. Ale myliłby się ten, kto by uważał, że w takich warunkach nie da się stworzyć historii wciągającej i pełnej akcji. Justyna Bednarek wyzwań się nie boi i proponuje najmłodszym odbiorcom „Wypadek na stacji metra”, krótką historię o tym, jak dzięki czujności pani weterynarz (i motorniczego metra, który jednak niewiele może zrobić) ktoś ocaleje. Prowadzenie metra to bardzo przyjemna sprawa, można się delektować kawą – ale łatwo też o tragedię: rozpędzonej maszyny nie da się od razu wyhamować, trzeba zatem przez cały czas obserwować otoczenie. Justyna Bednarek zabiera dzieci do miejsca, które nie wszyscy znają i przedstawia środek transportu dla niektórych jeszcze mocno egzotyczny. Emocje rozbudza za sprawą bohatera zamieszania – kundelka, który podchodzi do krawędzi peronu. Autorka funduje najmłodszym trochę grozy, będzie można zastanawiać się, czy sympatyczny zwierzak ocaleje. Taki zestaw silnych uczuć sprawi, że najmłodsi zechcą czytać tę książkę i ćwiczyć poznawanie liter. Żeby dorośli mogli kontrolować postępy dzieci, do książki dołączony został zestaw naklejek, a na skrzydełku pojawiają się pytania dotyczące znajomości treści. Jak zawsze w cyklu, odbiorcy mają na marginesach opowieści podawane wyrazy rozpisane na litery – nie są to najbardziej skomplikowane, raczej przypadkowo wybrane słowa – tak, żeby poćwiczyć od czasu do czasu.

Diana Karpowicz zajmuje się stroną graficzną – ma tu ważną rolę do odegrania, bo tomiki z pierwszego poziomu serii są picture bookami. Ilustratorka decyduje się na proste kształty i grę kolorami, żeby zaintrygować maluchy, ale też żeby nie odciągać ich uwagi nadmiernie od pracy. Wybiera rysunki nieprzesycone detalami, dając szansę także tym przebodźcowanym dzieciom, które muszą się bardziej napracować nad utrzymaniem koncentracji – ale unika infantylizmu w kresce. Jest to publikacja dobrze przygotowana. Nadaje się dla dzieci, które zaczęły uczyć się czytania – i które teraz powinny jak najwięcej ćwiczyć. Nie otrzymają one naiwnej czytanki, a pełnowartościową opowieść z dużym ładunkiem emocji. „Wypadek na stacji metra” to książeczka, przy której nie trzeba będzie zapraszać do czytania małych fanów sensacji – tu zdarzy się dużo, więc odbiorcy powinni być usatysfakcjonowani. Ta książka wręcz zachęca, żeby po nią sięgnąć – daje szansę podejrzenia niezwykłej sytuacji i sprawdzenia, kto może być prawdziwym bohaterem w dzisiejszych czasach. To opowiastka do przeżywania – a nie tylko do ćwiczenia rozpoznawania liter.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz