* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 3 sierpnia 2017

Magdalena i Sergiusz Pinkwart: Drakulcio ma kłopoty. Mistrz jazdy na krechę

Akapit Press, Łódź 2017.

Narty

Drakulcio jedzie na zimowisko i poza standardowymi problemami: „utalentowaną” Anną Marią oraz przemądrzałą Magdą Klonowską musi jeszcze mierzyć się z wyzwaniem – największym skarbem z dzieciństwa taty. Tata bowiem wręcza Drakulciowi swoje stare narty. Za długie i uniemożliwiające zwrotną jazdę. Dziesięciolatek nie słucha podpowiedzi bardziej świadomych kolegów i nie pozbywa się przestarzałego sprzętu. Postanawia iść w ślady taty i nauczyć się jeździć na jego deskach. Instruktor jazdy, jeden z braci Trenera, powtarza filozoficznie sentencję z pewnego komediowego serialu, a Drakulcio sprawdza, jak to jest, kiedy narty przejmują kontrolę nad narciarzem.

Zimowisko to kolejny obszar do podbicia przez rezolutnego kilkulatka. Mały Drakulcio nie boi się przygód, a że chce uzyskać wymarzony smartfon, skrupulatnie opisuje kolejne wybryki z nadzieją, że wybieli się przynajmniej w oczach czytelników – nie zostanie uznany za winnego, a bardziej – ofiarę przypadków i nieszczęśliwych zbiegów okoliczności. Doświadczenia Drakulcia są barwne i śmieszne, nie można im się oprzeć. Góry i zima to okazja do lepienia bałwana – ale już rzut bałwanem może zostać potraktowany jako wyzwanie i zapoczątkować wielką bitwę na śnieżki. Nie zabraknie pojedynków górali z ceprami, udowadniania sobie przewag. Gruby Tedi przez cały czas je, Andreas chce udowadniać, że we Włoszech i tak jest lepiej, a Drakulcio boi się spotkania z niedźwiedziem, bo nie wziął ze sobą strzelby i nie wie, co w takim wypadku mógłby jeszcze zrobić.

Trochę będzie tu praktycznych informacji: jak spakować się na wyjazd, co zrobić, gdy się zgubi w górach, jak się zachowywać, gdyby rzeczywiście na szlaku pojawiło się dzikie zwierzę. Równie dużo tu żartów, które przykrywają edukacyjny charakter tomiku. Drakulcio to bohater, który najpierw rozśmiesza, a dopiero później wzbudza refleksje. Chociaż tomik jest kolejnym w serii, można go czytać jako osobną całostkę. Przede wszystkim dlatego, że na początku pojawia się stała prezentacja postaci, a przygody są samodzielne. Pewne motywy autorzy zawsze zgrabnie wplatają w tekst (tym razem zrezygnowali z zalotów Magdy Klonowskiej – i dobrze, nie były dzieciom do niczego potrzebne).

Tomik utrzymany jest w konwencji powieści pop łamanej przez komiksową – bardzo często bezpośrednie wypowiedzi bohaterów wyróżniane są innym krojem czcionki, do tego jest tu mnóstwo szkiców, które wcinają się w tekst i częściowo przejmują narrację. Na rysunkach niekiedy widnieją też po prostu postacie z dymkami – co zwiększa dynamikę książeczki. Magdalena i Sergiusz Pinkwartowie dbają o to, żeby dzieci chciały samodzielnie czytać o przygodach Drakulcia: wprowadzają wartką akcję i wiele obyczajowych dowcipów zrozumiałych dla najmłodszych (oraz z ich kręgu zainteresowań). Pomaga im w tych celach i duży druk, i zabawa graficzna. „Mistrz jazdy na krechę”, tomik „zimowy”, to kolejny zestaw szalonych pomysłów dziesięciolatka – w tym samym stylu co poprzednie historie, ale bez powtarzania sprawdzonych już chwytów. Drakulcio jako tester zimowych atrakcji spodoba się maluchom. Pinkwartowie pokazują odbiorcom, że lektury nie muszą być nudne i często przynoszą niespodziewane rozwiązania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz