* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 7 października 2010

Thomas Bernhard: Moje nagrody

Czytelnik, Warszawa 2010.

Nagroda za karę

Chyba niewielu ludzi zastanawia się nad samopoczuciem i przemyśleniami sław, które za swoją pracę mają zostać nagrodzone. Raczej przyjmuje się za pewnik, że decyzja o wyróżnieniu musi sprawić nagradzanemu przyjemność. Tymczasem Thomas Bernhard w serii dowcipnych esejów, opublikowanych dopiero dwie dekady po jego śmierci, daje się poznać jako literat stroniący od nagród. Kolejne teksty, pisane przy okazji poszczególnych wyróżnień i stopniowo ewoluujące w stronę całkowitej niechęci i odmów przyjmowania honorów, przesycone są ironią i pełne dezaprobaty dla kapituł konkursowych czy członków przyznających nagrody komisji. Thomas Bernhard prawdziwą przyjemność znajduje w drwieniu z nagród – i uroczystości, podczas których są wręczane – czemu upust daje w króciutkich esejach.

„Moje nagrody” to publikacja prześmiewcza. Lektura nakazuje weryfikację tytułu: nie przebija przez niego duma czy chęć pochwalenia się osiągnięciami, raczej ubolewanie, odwrócenie standardowych i zrozumiałych przecież reakcji. Thomas Bernhard opisuje swoje nagrodowe perypetie, kolejne zapiski tytułując nazwami nagród i odznaczeń. Tyle że w samej treści wyróżnienia natychmiast usuwają się w cień, spadają na margines wydarzeń towarzyszących imprezom. Bernhard wielokrotnie puszcza oko do czytelnika, raz – stosując zmienne poetyki, dwa – odwracając hierarchię wartości i ważności poszczególnych zdarzeń. Najważniejsze w nagrodach okazują się gratyfikacje pieniężne: głównie ze względu na pieniądze autor decyduje się na przyjmowanie odznaczeń – może dzięki temu pospłacać długi czy zabrać ciotkę na wycieczkę, która staje się prezentem urodzinowym dla krewnej. Thomas Bernhard nie próbuje nawet ukrywać, że finanse pozwalają mu znieść pompatyczne i pozbawione sensu uroczystości. Ale też z przenikliwością satyryka przedstawia rozmaite wpadki organizatorów: to nie zostanie w porę rozpoznany i zaproszony na honorowe miejsce, więc z ubocza obserwować może rosnące zdenerwowanie zebranych, to prelegenci, mający zaprezentować jego sylwetkę, korzystają z gotowych opracowań i mówią z pełnym przekonaniem o dziełach, których Bernhard nie napisał. Sam autor wie sporo na temat twórców, uświetniających swoimi nazwiskami wyróżnienia – ale w esejach z „Moich nagród” chętniej opowiada, w jakich okolicznościach zapoznawał się z ich dziełami – w ramach niezobowiązującego dyskursu celowo zdaje się tracić z oczu istotę wywodu. Pisze na przykład o zakupionym na ceremonię garniturze, który okazał się o numer za mały. Przemyślenia na temat garderoby mogą niemal całkowicie zdominować wywód, podobnie zresztą jak zachwyty nad pierwszym samochodem. Wszystko jest ważniejsze od nagród i uroczystości ich wręczania, które autor otwarcie nazywa farsą. „Do stowarzyszeń i towarzystw wszelkiej maści zawsze czułem głęboką nienawiść, a zwłaszcza, naturalnie rzecz jasna, do wszelkich towarzystw literackich” – pisze Bernhard. Niechęć do teoretyzowania na temat literatury, przenoszona na niechęć do nagród, jest tak silna, że twórca ucieka w omawianie zwyczajnego życia, byle tylko uniknąć autotematyzmu. Eseje z „Moich nagród” są także literacką zabawą – widać to w potężnych dawkach absurdu, uruchamianego choćby z okazji kupowania zbędnej posiadłości. Bernhard, być może dla podkreślenia dystansu do tematu, żongluje też stylami, czasem imituje język mówiony, innym razem rozbudowuje zdania do granic możliwości, przesadnie powtarza frazy lub stosuje wykrzyknienia. Wszystko to zapewnia mu więcej radości niż informacja o kolejnym, niechcianym wyróżnieniu.

Do tomiku dołączone zostały przemówienia napisane z okazji przyjmowania nagród (o ich powstawaniu pisze Bernhard w odpowiednich esejach) – i ostra w tonie wypowiedź o wystąpieniu z jednego ze stowarzyszeń. Tu także widać ślady zabaw, choć nie tak dosłowne: Bernhard pisze bardzo krótkie mowy, pełne aforystycznych spostrzeżeń, piękne literacko, ale też miejscami tautologiczne. Świetnie zretoryzowane fragmenty ośmieszają się miejscami przez napuszenie, uczoność czy sugerowanie książkowego stylu: warto poczytać sobie te mowy na deser, po lekturze całej książki – tylko wtedy wybrzmią one z całą mocą. Tomik jest niewielki, ale przynosi elektryzujące i ciekawe teksty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz