* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 10 października 2010

Rupert Isaacson: Opowieść ojca. Przez mongolskie stepy w poszukiwaniu cudu

WNK, Warszawa 2010.

Podróż

Dzieci autystyczne nie tolerują zmian otoczenia, najlepiej czują się w znanym sobie środowisku. Ale Rupert Isaacson decyduje się na szaleńczą wyprawę do Mongolii, by prosić tamtejszych szamanów o pomoc w uzdrowieniu swojego synka, Rowana, u którego zdiagnozowano autyzm. Isaacson próbuje rozmaitych terapii, ale najlepsze rezultaty przynosi jazda konna. Autor odkrywa u swojego synka niezwykłe zdolności nawiązywania więzi ze zwierzętami (Rowanowi podporządkowują się najbardziej narowiste konie) – a w przeszłości był świadkiem niewytłumaczalnej na drodze rozumowej działalności uzdrowicieli. Do swojego pomysłu przekonuje zmęczoną żonę – i wraz z ekipą, która ma filmować przebieg mongolskiej „kuracji” wyrusza w podróż życia. Ryzykuje sporo: Rowan nie panuje nad fizjologią, wyprowadzają go z równowagi drobiazgi, o których dorośli (i zdrowi) nawet by nie pomyśleli. Mimo to, wiedziony tylko przeczuciami, autor podejmuje ten krok – chce zrobić wszystko, by Rowan mógł normalnie funkcjonować – nie: by pozbył się autyzmu, bo chorobę Isaacson traktuje wręcz jako część charakteru syna – lecz by przyswoił sobie podstawy życia w społeczeństwie.

Wraz z żoną i Rowanem bierze udział w rytuałach szamanów (obejmujących między innymi opluwanie wódką czy uderzenia biczem), podróżuje do jeziora, o którym niegdyś czytał w internecie (mając nadzieję, że wody tego jeziora mają uzdrawiającą moc). Przemierza stepy mongolskie, by dotrzeć do najważniejszego szamana i przez cały czas modli się o cud (choć nie definiuje adresata tych modlitw). Dni przepełniają obserwacje zachowań Rowana. Dziecko zaprzyjaźnia się z Tomoo, małym synkiem przewodnika, nazywając go najpierw „mongolskim bratem”, a potem dopuszczając do tajemniczych zabaw. Cierpliwie znosi uzdrawiające zabiegi, rozbudowuje swoje wypowiedzi, zaczyna sensownie rozmawiać ze wzruszonym ojcem, aż wreszcie – co stanowi apogeum radości w tomie – uczy się korzystać z toalety. Rupert Isaacson staje się świadkiem powolnego, rozłożonego na raty cudu. Opisuje kolejne małe sukcesy synka w sposób wzruszający, ale pozbawiony ckliwości, tak, że jego szczęście może bez trudu udzielić się czytającym. Nie wszystko rozumie – nie wie, czemu służyć mają dziwne obrzędy szamanów i ich diagnozy, nie wie, dlaczego na całym szlaku wyprawy synek zostawia kolejne zabawki (przypuszcza, że Rowan składa je w ofierze). Nie ma pojęcia, czy to, co robi, ma sens – ale przez cały czas wierzy, nie wątpi ani przez moment, że uda się uratować synka. Swoje dolegliwości odsuwa na margines, wszystko podporządkowując Rowanowi.

Opowieść ma formę beletryzowanego reportażu, napisana jest prostym językiem, ale widać w niej praktykę pisarską autora. Książka staje się niezwykła przez połączenie dwóch optyk: postawy zdystansowanego reportera-podróżnika i kochającego ojca – to zestawienie dwóch emocjonalnych skrajności zaowocowało narracją żywą, ale wolną od banału i patosu. Historia opatrzona jest przypisami, przeniesionymi – by nie rozbijać niepotrzebnie wywodu – na koniec książki.

Zresztą, zawartość tomu genialnie oddaje okładkowe zdjęcie (jedno z kilkunastu ilustrujących opowieść). Przedstawia ojca i syna – Ruperta Isaacsona i Rowana. Uśmiechnięte dziecko, jakby uchwycone w trakcie zabawy, znajduje się w ramionach zatroskanego taty – który uściskiem sygnalizuje opiekę i ogrom uczucia, lecz w spojrzeniu, sięgającym poza kadr i poza rzeczywistość – zapisane ma wielkie zmartwienie. Ta fotografia przekazuje wszystko na temat relacji łączących bohaterów „Opowieści ojca”.

W serii „Zbliżenia” WNK temat chorób bliskich powraca stale – lecz nie ma tu schematów powtarzanych do znudzenia. Każda historia cechuje się oryginalnością – każda na długo zapada w pamięć. Mogłabym napisać, że Rupert Isaacson uczy miłości, cierpliwości, wiary czy wytrwałości w dążeniu do celu, że jest odważny i szalony, skoro zdecydował się na taką wyprawę – ale po co? Liczy się tylko to, że „Opowieść ojca” to książka piękna i poruszająca.

3 komentarze:

  1. Też czytałam. To piękna historia miłości rodzicielskiej. Jak dla mnie bardzo prywatna książka, tym bardziej jestem pełna podziwu dla ojca, który zechciał ją upublicznić po to, by pomóc innym. Oprócz tego opisuje relacje między odległymi kulturami. Pokazuje też jak zbawienne, lecznicze działanie może mieć obcowanie z pierwotną, dziką przyrodą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale o jej upublicznieniu decydowały raczej względy finansowe, w końcu autor przyznaje na początku, że szukał wydawcy, żeby mieć za co pojechać do Mongolii. Tak, że nie przeceniałabym tej chęci pomocy, zwłaszcza że metoda dość nietypowa ;).

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy2/2/11 20:34

    Ta książka jest świetna!mam 11 lat i mam autystycznego brata i od razu polepszyło mi się po jej przeczytaniu ;]

    OdpowiedzUsuń