* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 12 września 2010

Cathleen Schine: Trzy kobiety z Westport

Prószyński i S-ka, Warszawa 2010.


Hołd dla Austen

Bez względu na pisarskie trendy i przejawiające się w doborze tematów mody część czytelniczek, przyzwyczajonych do klasycznych fabuł powieści obyczajowo-romansowych, sięgać będzie po sprawdzone czytadła – lub po tomy pisane w ich duchu. Deklaracją, że „Trzy kobiety z Westport” są współczesną wersją „Rozważnej i romantycznej” Cathleen Schine wyznacza krąg odbiorczyń tomu i jednocześnie składa obietnicę, której długo stara się nie łamać. W warstwie narracyjnej próbuje zachować rytm prozy Jane Austen – i radzi sobie z tym całkiem nieźle, sprawiając, że usatysfakcjonowane będą wielbicielki znakomitej poprzedniczki Schine, ale też zwolenniczki bardziej aktualnych historii. W planie treści natomiast bywa Schine momentami awangardowa, przynajmniej jak na konwencję, a czasem do bólu banalna i przewidywalna.

Siedemdziesięcioośmioletni Joseph Weissmann postanawia rozwieść się z o trzy lata młodszą żoną. Betty na jakiś czas zamieszkać musi w małym domku w Westport, użyczonym przez jednego z krewnych. Razem z nią do Westport przeprowadzają się jej dwie córki, pasierbice Josiego, kobiety w średnim wieku i po przejściach – Annie, matka dwóch dorosłych synów, oraz Miranda, znajdująca się na krawędzi bankructwa. Obie córki Betty wikłają się w romanse pozbawione perspektyw – obie też żywią nadzieję, że ich związki, choć ulotne i bez przyszłości, przetrwają. Annie i Miranda nie potrafią trzeźwo oceniać sytuacji, w obliczu żywszych uczuć obie zachowują się jak niedoświadczone nastolatki – ale przecież po drodze do obowiązkowego happy endu zdarzyć się musi sporo, by wzruszyć czytelniczki, a czasem nimi wstrząsnąć. Cathleen Schine próbuje zróżnicować swoje bohaterki, Annie przydając cechy rozsądnej i wiecznie zamartwiającej się kobiety, a Mirandzie nadając piętno impulsywnej i nieprzewidywalnej – ten podział zaciera się jednak i przy temacie miłości trudno siostry odróżnić. Także matka Mirandy i Annie w pewnym momencie traci wiek, jakby Schine przypisywała jej zachowania i postawy świeżo przeżytej traumie, a nie objawom starzenia się.

W „Trzech kobietach z Westport” happy end wpisany jest w gatunek i wymuszony przez nawiązanie do Austen. Ale w tym wypadku mamy do czynienia z happy endem szczególnego rodzaju, bohaterki nie zawsze znajdą szczęście i ukojenie tam, gdzie wyobrażały sobie to czytelniczki. Pozostaje po lekturze pytanie, na ile fabularna rewolucja była w tym tomie potrzebna – czy odejście od sprawdzonych schematów nie wywoła przypadkiem niechęci czytelniczek. Zwłaszcza że Schine tak naprawdę przez większą część książki posługuje się stereotypowymi obrazkami praktycznie bez umiaru – i bez ich twórczego przeobrażania, bywa przewidywalna (nie za sprawą konwencji, a przez sposób poprowadzenia historii), nie sygnalizuje chęci odejścia od banału. Wygląda na to, że w finale chce ratować się przed oskarżeniem o nieoryginalność – i wpada we własne sidła, próbując stać się oryginalna za wszelką cenę.

Ujęła Cathleen Schine w swojej historii wszystko to, czego będą oczekiwały miłośniczki romansów. Są tu wielkie uczucia – i miłość, która musi przezwyciężać niespodziewane trudności. Znajdą się i wielkie rozczarowania, i gwałtowne namiętności, burzliwe rozstania i próby odnalezienia szczęścia. Każda z bohaterek prezentuje inny pomysł na życie, a obecność trzech różnych pierwszoplanowych postaci pozwoli odbiorczyniom solidaryzować się z nimi w zależności od przedstawianej sytuacji. Całość jest zaprezentowana w ładny, opisowy sposób – zgodnie z aurą powieści Jane Austen – pod względem narracji. Schine nie może sobie nic zarzucić, pilnie odrobiła lekcję pastiszu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz