* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 8 listopada 2018

Ryszard Kapuściński: Jeszcze dzień życia

Agora, Warszawa 2018.

Wojna domowa z bliska

Każda okazja jest dobra, by przywoływać książki Ryszarda Kapuścińskiego i przekonywać do nich kolejne pokolenia czytelników. Chociaż zmieniają się możliwości przekazywania informacji, chociaż nie trzeba już polegać na depeszach i zrywanej co pewien czas łączności - “Jeszcze dzień życia” nie traci na znaczeniu, nawet więcej: utrwala specyfikę pracy korespondenta wojennego i przyczyni się do poznania przynajmniej drobnej części warsztatu Kapuścińskiego. Pretekstem do wznowienia tej publikacji jest... premiera polsko-hiszpańskiego filmu “Jeszcze dzień życia”, w którym dramatyczna opowieść została przełożona na animacje. Dla fanów dawnego wydania, ale i dla tych, którzy film animowany kojarzą przede wszystkim z bajkami dla najmłodszych - będzie to szok. Tym bardziej, że kadry z produkcji dość gęsto ozdabiają tutaj opowieść (która do ozdabiania właściwie się nie nadaje). Trzeba się przerzucić z dramatów w opisach na – mimo wszystko łagodzone za sprawą przejścia do upraszczanych rysunków - kadry z filmu animowanego.

Ryszard Kapuściński w 1975 roku trafia do Angoli. Większość korespondentów wojennych już się stąd wycofała, robi się skrajnie niebezpiecznie: krajem wstrząsa wojna domowa. Od tego, czy napotkanemu patrolowi (albo przypadkowemu żołnierzowi) poda się właściwe hasło, zależy życie. Wszyscy chodzą ubrani podobnie, nie ma żadnych sygnałów, czy wybrać “camarada” czy “irmao”. Pomyłka będzie skutkować natychmiastowym rozstrzelaniem, celne trafienie w odpowiednie słowo oznacza tylko odwlekanie wyroku do następnej konfrontacji. Z podanego hasła nie będzie można się wycofać. Kapuściński prezentuje sytuację w Angoli, przeżywając kolejne wyzwania. Poznaje ludzi, próbuje odwzorować ich losy, a przede wszystkim - zrozumieć. Nie ocenia, wie doskonale, że do tego nie ma prawa. Już i tak, żeby móc o nich pisać, powinien coś z nimi przeżyć - dlatego angażuje się w działania, nie ukrywa. Spowiada się z doświadczanych emocji, ale do tego uważnie obserwuje, szuka tego, co pomoże mu zdefiniować sytuację, przełożyć ją na tekst zrozumiały w kraju. Rezygnuje z beznamiętnego stylu – w samym sercu działań zbrojnych i u progu wielkich zmian w ogóle nie może sobie pozwolić na suche fakty. W depeszach jak najbardziej, ale nie w książce. I dlatego “Jeszcze dzień życia” wciąż będzie zdobywać nowych czytelników. To książka niełatwa, pozbawiona stereotypowego oglądu rzeczywistości. Do sytuacji w Angoli nie pasują przyjmowane przez odbiorców systemy wartości - trzeba na nowo przedefiniować to, co się dzieje, spróbować pojąć dążenia ludzi i przyjrzeć się ich celom. “Jeszcze dzień życia” będzie opowieścią o okrutnej cenie za wolność, będzie zestawem scen szokujących i po dekadach – ale Ryszard Kapuściński wpuszcza też dzięki tej książce czytelników do swojego życia, pokazuje specyfikę pracy korespondenta wojennego, ryzyko, na jakie specjalny wysłannik musi się narazić, jeśli tylko chce rzetelnie komentować to, co dzieje się w dalekim kraju. “Jeszcze dzień życia” to reportaż nastawiony również na literackość, na nadawanie niemal powieściowej formy silnym przeżyciom. Nie trzeba nikogo przekonywać co do wagi pisarstwa Kapuścińskiego - wystarczy, że trudno o obojętność przy tak nacechowanej emocjonalnie lekturze. Można ją potraktować nie tylko jako opowieść o konkretnym momencie historycznym, ale i jako wskazanie rytmu pracy reportera. Oczywiście połączenie premiery nowego wydania z filmem jest zabiegiem marketingowym powszechnie stosowanym (choć zwykle to książki są mniej ważne i wtórne), ale być może za sprawą oprawy graficznej Kapuściński zainteresuje też młodsze pokolenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz