* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

czwartek, 23 lutego 2012

Stefan Bratkowski: W drodze do Montaigne

Czytelnik, Warszawa 2012.

Bez życiorysu

Książki powstają dziś z reguły szybko – niewielu autorów ma cierpliwość, by przez całe dekady dopieszczać i dopracowywać swoje dzieła. Lecz kiedy już pojawi się na rynku tom zrodzony z wieloletniej pasji i dokładnych, skrupulatnych badań oraz poszukiwań, olśniewa z reguły odbiorców, wywołując rzadko uświadamiane poczucie tęsknoty za precyzją, dyscypliną myślową i zarażaniem własnymi zainteresowaniami. Bo w tom „W drodze do Montaigne” czytelnicy będą się zapadać, śledząc z zachwytem tropy i powiązania, efekt detektywistycznej niemal pracy Stefana Bratkowskiego. Widać w tej książce rozkosz obcowania z materiałami źródłowymi, przyjemność przeglądania pamiętników i konfrontowania ze sobą rozmaitych historycznych tez czy ocen. Widać satysfakcję, jaką daje stopniowe odtwarzanie prawdopodobnych wydarzeń i relacji – nawet kiedy z niektórych dróg na skutek braku zachowanych danych trzeba się wycofać. Widać wreszcie zamiłowanie do historii, która ciągle i niespodziewanie dla odbiorców jawi się jako żywa i barwna, pełna tym razem nie dat, bitew i statystyk, a charakterów i znajomości. Takie właśnie ludzkie oblicze historii posłuży Bratkowskiemu do skonstruowania obszernego komentarza do poglądów Montaigne’a. I będzie to lektura naprawdę niebanalna.

Już pierwsze obrazy, stosy płonących ksiąg, rozpalają wyobraźnię. Nie za sprawą przypominanych pomysłów inkwizycji, a dzięki sposobowi przedstawiania faktów. Stefan Bratkowski udowadnia, że potrafi plastyczne wizje wykuć w słowach tak, by czytelnicy odbierali jego tekst przez obrazy. Ta metoda skutkuje – natychmiast wtrąceni w środek wydarzeń czytelnicy nie zechcą już rozstać się z lekturą, będą czerpać przyjemność nie tylko z treści, ale i z samej melodii fraz. Bratkowski posługuje się stylem eleganckim, pełnym grzeczności i finezji, szacunku, którego nie spotyka się już dzisiaj w pracach historyków. Rytm tej narracji, czasem znienacka archaizujący, stanowi najlepszą reklamę tomu – całkowicie bowiem przenosi odbiorców w świat, który stał się kontekstem dla „Prób”.

Autor przyjmuje perspektywę odmienną od innych montenistów i rzeczowo ją uzasadnia. Zajmuje się „człowiekiem bez życiorysu” i stara się odtworzyć jego inspiracje, znajomości oraz decyzje, badając otoczenie. Sprawdza, co mogło stać się prawdopodobnym tłem dla poglądów Montaigne’a – i zawsze uzasadnia swoje hipotezy: zwłaszcza że często przychodzi mu odtwarzać sieć relacji i zbieżności w myśleniu z … milczenia. Opisuje ludzi ze środowiska Montaigne’a, kierując się niemal dyskursem plotki – gdybym nie wspomniany już szacunek dla tradycji i źródeł, można by sądzić, że Bratkowski pod pretekstem odtwarzania twórczo-filozoficznej drogi Montaigne’a proponuje czystą rozrywkę. Do budowania postulatów służą mu życiorysy ludzi z otoczenia Montaigne’a, ale i całkiem niespodziewane zjawiska – choćby historia widelca czy tradycja prawa. Bratkowski odczytuje całe polemiki, ślady lektur i wiedzy, proponując obszerny i wciągający historyczny komentarz.

Do zafascynowania autora tematem dodać należy jeszcze przemycanie emocji i osobistych opinii w tekście, a także wysmakowane poczucie humoru. To także składniki, które tom „W drodze do Montaigne” ubarwiają i sprawiają, że czytelnicy bez reszty dadzą się porwać wartkiej i gawędziarskiej opowieści. Gdyby wszystkie eseje historyków brzmiały jak tom Bratkowskiego, nikt nie sięgałby po powieści rozrywkowe…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz