* * * * * * O tu-czytam
tu-czytam.blogspot.com to strona z recenzjami: portal literacki tworzony w pełni przez jedną osobę i wykorzystujący szablon bloga dla łatwego wprowadzania kolejnych tekstów.

Nie znajdzie się tu polecajek, konkursów, komciów ani podpiętych social mediów, za to codziennie od 2009 roku pojawiają się pełnowymiarowe (minimum 3000 znaków) omówienia książek.

Zapraszam do kontaktu promotorki książek i wydawnictwa.

Zabrania się kopiowania treści strony. Publikowanie fragmentów tekstów możliwe wyłącznie za zgodą autorki i obowiązkowo z podaniem źródła. Kontakt: iza.mikrut@gmail.com

niedziela, 22 sierpnia 2010

Penelope Green: Neapol, moja miłość

Prószyński i S-ka, Warszawa 2010.

Miłość i śmierć

Książka „Rzymskie dolce vita” stała się alternatywą dla typowych opowieści o Włoszech, spisywanych przez obcokrajowców, którzy dość mieli codziennego zabiegania i postanowili znaleźć swoje spokojne miejsce na ziemi. Penelope Green także zrezygnowała z kariery, by przeżyć w Rzymie prawdziwą przygodę. Teraz pojawiła się w Polsce druga część włoskiej trylogii, czyli „Neapol, moja miłość”. Jeśli tom „Rzymskie dolce vita” przynosił zaskoczenie – bo mniejszy nacisk kładła w nim autorka na typowe elementy włoskiej kultury, koncentrując się raczej na swoich doznaniach – to „Neapol” całkowicie oddala się od apetycznych „włoskich” książek i z każdą stroną szokuje coraz bardziej.

Po trzech latach w Rzymie Green, która zdobyła już satysfakcjonującą pracę i grono dobrych znajomych, wyćwiczyła swój włoski i poczuła się z dala od Australii jak w domu, przeprowadza się do Neapolu. Jednym z czynników wiodących ją do miasta biedy i przestępstw popełnianych przez kamorrę była ciekawość. Podczas lektury ma się wrażenie, że to właśnie bliskość zagrożenia przyciąga autorkę do tego miejsca. W opowieści o Rzymie sporo było zachęt do osiedlenia się w tym mieście. Przy Neapolu o zachęty trudno – mimo zapewnień Green, że to rejon, który można pokochać, z kart książki wyziera zupełnie inny obraz: mafiozi, zasłaniający się przypadkowo spotkanymi na ulicy dziećmi, serie morderstw i porachunków w obrębie kamorry, brak alternatyw, uczciwość skazująca na ubóstwo, tony śmieci na ulicach, bezkarni złodzieje – i w tym wszystkim zaledwie garstka osób, które próbują na własną rękę przeciwstawić się złu: sprzedawcy, odmawiający płacenia haraczu, żony ratujące rodziny… Tytuł oryginału – „Zobaczyć Neapol i umrzeć” – nabiera w tym kontekście nowej, ironicznej wymowy. W tej publikacji Neapol zaprezentowany jest jako siedlisko zła i tragedii, miejsce przeklęte, od którego nie da się uciec. Penelope Green nawet nie dałaby rady uzasadnić sensownie swojego upodobania do tego miasta, zamiast tego odnotowuje kolejne morderstwa i odkrywa prawa, rządzące Neapolem. Stawia na reportaż, umawia się z władzami oraz ludźmi, którzy próbują zwalczyć kamorrę, skazanymi z góry na niepowodzenie, przytacza ich argumenty i osądy, dokłada swoje pytania i wątpliwości – ale jej działania przypominają walkę z wiatrakami. Nic się przecież od kilku rozmów nie zmieni, zresztą Penelope Green też nie sprawia wrażenia, jakby naprawdę zależało jej na polepszeniu warunków życia w Neapolu: szuka ciekawego tematu i znajduje go w obłaskawianiu sensacji, na tym kończy się jej rola.

W tym tomie widać także rosnącą frustrację bohaterki, dla której znalezienie życiowego partnera (człowieka, który miałby uzasadnić i usprawiedliwić pozostanie we Włoszech) staje się nadrzędnym życiowym celem. Rezygnuje więc Penelope z romantyzmu i przyspieszonego bicia serca na rzecz chłodnych kalkulacji i taksowania każdego napotkanego chłopaka jako potencjalnego mężczyzny życia. Trochę to mało przekonujące, ze względu na kontrast między bezemocjonalnym opisem i przedstawianiem zachowań bohaterki jako czynności dobrze przemyślanych i zaplanowanych, a jej reakcjami na zrywanie związków przez kolejnych parterów. Penny nie zakochuje się w przystojniakach, ale całymi nocami płacze w poduszkę, gdy ci odmawiają kontynuowania pozakoleżeńskich relacji. Wie, że nie czuje nic do chłopaka, ale robi testy, by się przekonać, czy to aby nie jest ten wymarzony i jej przeznaczony ideał. Trudno oprzeć się wrażeniu, że w porównaniu z pierwszą częścią bohaterka cofa się w rozwoju emocjonalnym.

„Neapol, moja miłość” to książka, która przyniesie sporo zaskoczeń. Kto przystąpi do lektury z jasno sprecyzowanymi oczekiwaniami, ukształtowanymi na przykład na toskanianach, siłą rzeczy będzie rozczarowany. Można jednak czytać ten tom inaczej: przez pryzmat nowego i rzadkiego dotąd we włoskich opowieściach zagadnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz